Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

.. cóż ci z tego przyjdzie, że mnie powieszą? Co ludzie na to powiedzą, żeś własnego kolegę wydał w ręce kata. Przysię- gam ci, że więcej nie będę szpiegował, że do niczego nie będę się mieszał. Tu ukląkł, złożył ręce jak do modlitwy i wołał jękliwym głosem: — Gotów jestem wstąpić do waszego wojska, Kubek, panie Kubek, zlituj się, puść mnie, jestem słaby, chory... ja umrę... O, mój Boże, litości, litości! Chciał się rzucić do nóg Kubka, który ze wstrętem słuchał tych próśb i wahać się począł, boć przecie ten żebrzący u jego nóg miłosierdzia chłopiec był do niedawna jego kolegą. Wtem Wicherek milczący dotąd i przypatrujący się tej scenie zawołał: — Za pozwoleniem, ucisz no się, panie ładny, i powiedz, czy oprócz tych papierów, które odebraliśmy dającej dzielnie nogę białogłowie, nie masz przy sobie innych? — Nie mam żadnych. — Czy mieszkasz w Sandomierzu? — Tak. — Hm! Czy przysięgasz, że nie będziesz więcej szpiegować. — Przysięgam! — A więc ruszaj sobie, niech cię oczy moje nie widzą! Zmykaj, bo jak wpadnę w pasję, to ci twój łeb farmazoński urwę i na kołku powieszę. Uciekaj, bo jak Stwórcę kocham, wściekłość mię porywa! Zrobił straszne oczy, trząsł się, zgrzytał zębami, co Ferdzia tak przeraziło, że zerwał się na równe nogi i w dwóch skokach znalazł się przy furtce ogrodowej, zniknął za nią i na dwa spusty za sobą zamknął. Teraz dopiero Wicherek wypogodził swą twarz, zaczął się śmiać i klepać po brzuchu Kubusia, mówiąc: — A co, znakomity ze mnie aktor? Niech się wszyscy inni schowają! Cóż masz taką kapcańiską minę? Chodźmy, a po drodze wszystko ci wyłożę jasno i dokumentnie, dlaczegom tego durnia wypuścił. ROZDZIAŁ XIV w którym panna Jadzia wdziała na czoło Kubusia wieniec triumfatorski z bławatków i maków Łatwo domyślić się, dlaczego Wicherek wypuścił Ferdzia szpicla. Szło mu bowiem o to, żeby rzecz się nie wydała przed zwierzchnością, iż oni obaj z Kubusiom wiedzieli o schadzkach szpiegowskich jeszcze wczoraj, nikomu o tym nie donieśli i na swoją rękę rzecz załatwić postanowili. Tak zaś, gdy Ferdzio drapnął, a w zdobytych papierach okaże się coś niebezpiecznego dla Sandomierza, Wicherek wszystko złoży, komu wypada, i opowie ze zwykłą sobie blagą, jakich to cudów waleczności, męstwa i przebiegłości obaj z Kubusiom dokonali, by owe papiery z rąk licznych i uzbrojonych Austriaków odebrać na szpiegowskiej schadzce, przypadkiem odkrytej. Ale te piękne zamysły popsuła mu wiadomość, że Ferdzio ze swym ojcem hofratem mieszka w Sandomierzu. Nuż, gdy Wicherek będzie opowiadał o owych cudach waleczności, rzecz się cała wyda i okaże się, że obaj mężni rycerze mieli do czynienia z jedną kobietą, która zresztą zaraz uciekła, i z jednym szczupłym, słabym chłopakiem. Ale po chwili Wicherek pomyślał, że ta okoliczność nie może szkodzić jego pomysłowi, bo przecie w interesie Ferdzia i jego papy godnego leży, żeby siedzieć cicho i milczeć. A zatem on, Wicherek, może swój pierwotny plan przeprowadzić i bardzo dobrze zrobił, że tego kpa szpiega wypuścił i tym sposobem jedynego niepotrzebnego świadka usunął. Wracając do miasta, cały ten plan ze zwykłą sobie wymową przedsta- wił Kubusiowi, ale Kubuś słuchał go niechętnie — widocznie był niezadowolony i zamyślony mocno. — Wszystkie te kłamstwa nie podobają mi się zupełnie. Źle zrobiłem, nie zawiadamiając zaraz wczoraj pułkownika Sierawskiego o swym odkryciu. Ale skoro raz źle zrobiłem, nie myślę nowych błędów do tego dodawać. Mam zamiar pójść zaraz i te papiery gdzie należy złożyć. —- I nowe kapitalne głupstwo zrobić! — zawołał z gniewem Wiche- rek. — Powiadasz, chodząca cnoto, że nie lubisz kłamstw, za co z pewnością za życia jeszcze będziesz kanonizowany, a jednak będziesz musiał kłamać, bo nie możesz się przyznać do tego, żeś wiedział jeszcze wczoraj o szpiegach, żeś na nich zasadzkę dziś uczynił. A jak uspra- wiedliwisz wypuszczenie tego durnia, twego kolegi? Niech licho porwie, pięknych miałeś kolegów, ani słowa! — Wypuszczenie młodego von Lausitza nie ma żadnego znaczenia, bo przecie obaj z ojcem mieszkają w mieście i uciec nie mogą. — Tak myślisz? Może sądzisz, koniu dardanelski, że po dzisiejszej scenie będą oni czekali, aż ich powieszą? Jeżeli tak w rzeczy samej myślisz, to jestem najświęciej przekonany, że w twojej pięknej głowie nie ma mózgu, jeno sieczka owsiana. Uwaga ta zastanowiła Kubusia i rzekł: — W takim razie nic nie pozostaje, jak uwiadomić o wszystkim prędko pułkownika i prosić go, żeby kazał aresztować obu Lausitzów, — Powiedział, co wiedział, a że nic mądrego nie wiedział, więc też głupio powiedział. Cóż teraz Lausitzowie mogą szkodzić? Zaręczam ci, że są obecnie w śmiertelnym strachu i na całe życie wyrzekli się szpiegost- wa. Po co o tym gadać komu? Chyba masz ochotę, żeby nas pod sąd wojenny oddali i w dwadzieścia cztery godziny rozstrzelali. U generała Sokolnickiego o to nie trudno, a ja naprawdę nie mam ochoty przenosić się na tamten świat, skoro mi na tym wcale jest nieźle. Tak mówił, tak przekonywał, że ostatecznie wymógł na Kubusiu milczenie, tylko taki postawił warunek: że nim coś postanowią, należy wprzód przejrzeć owe papiery wydarte z rąk szpiega Wilhelminy. Zamknęli się więc w izdebce Kubusia, którą tenże ciągle jeszcze zajmował u swego wujka pana Białkowskiego, i zabrali się do roboty. Wicherek tylko słuchał, bo papiery były pisane po niemiecku, a więc w języku, którego nauczyciel, mistrz Koszałkowski, w Warszawie pomimo obficie udzielanych dyscyplin nie mógł Wicherka nauczyć. Kubuś więc czytał i tłumaczył mu treść tych papierów. Okazało się, że były one dość ważne. Zawierały więc wykaz sił załogi sandomierskiej: ile jest pułków, jazdy, piechoty i armat. Następnie był dość niezręcznie zrobiony szkic nowych robót fortyfikacyjnych, zarzą- dzonych według wskazówek inżynierów Malleta i Pelletiera. Wreszcie było kilka słów o stanie żywności w Sandomierzu. Hofrat donosił, że żywności jest tyle, że może na rok wystarczyć dla pięciotysięcznej załogi