Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Nie mógł przecież pójść gdzie trzeba i powiedzieć: „Dostałem po gębie od Seredy, bo rzucam jego siostrę.” Zresztą jestem pewny, że nikt by w to nie uwierzył. Nie, że okazał się świnią, tylko że mnie pozbawił na chwilę przytomności. Mnie, który nawet oczu strzegłem, aby nie były odbiciem myśli. To dziecinny błąd uważać, że skacząc wokół Podcienia, ma już wolną drogę. Szef lubi patrzeć na nowych, ich pomysły mają u niego pierwszeństwo, lubi wychowywać debiutantów, zawsze miał te ciągoty, aby lepić ludzi na podobieństwo własnego obrazu człowieka. Ale sam był dość kanciasty, schorowany, w ciągłym lęku o ten swój ból w brzuchu, słuchał sugestii, ale potem robił, co chciał, i nie znosił niuansów, których nie rozumiał. Tylko dlatego przecież podniósł na mnie głos. Na mnie, który mu pomagałem. Z tym uczuciem żalu do przełożonego - podniosłem słuchawkę. Czułem ową niesprawiedliwość, ale jednocześnie nie mogłem się uwolnić od niejakiego podziwu, że już wrócił do mnie zwykły bieg spraw, że zajście na korytarzu po dwóch dniach tak mi się wydaje blade i nieważne. Dzwoniłem z domu, wieczorem, aby uczynić tę rozmowę prywatną. - Słucham - powiedział głos Edka, ale jakiś niższy i daleki. - Śpisz? - zapytałem poniewczasie. - Ja? O tej porze? Pracuję. Jestem trochę nieprzytomny. - Przepraszam cię. Przeszkadzam? - To takie, wiesz, rozszczepienie świadomości - tłumaczył, jakbym nic nie powiedział. - Jestem, siedzę, piję kawę, a równocześnie to wszystko jest na marginesie, poza mną, bo zaczęło się coś innego, tamto zaczyna działać, zostaje tylko wysiłek skupienia, utrzymanie w napięciu wyobraźni. - To bardzo ciekawe - postanowiłem przeczekać. - Na czym polega proces twórczy? Na wernisażu jakiś pętak postawił mi takie pytanie. A czy można dać na to formułkę? - Nie można - zgodziłem się. - No tak, ty, kiedyś dziennikarz, możesz mieć o tym pewne pojęcie - przyznał grzecznie, ale bez przekonania. - Dziękuję ci. A co u ciebie poza tym? - U mnie? Istnieje tylko jedno: zaczynam szkice do nowego cyklu. Myślę o tym, jak zastosować nową koncepcję formalną do nowych pojęć treściowych, które mnie nurtują. Walczę o każdą wolną chwilę, walczę z rutyną życia codziennego. - A co w „Tygodniu”? - zapytałem już wprost, bo mógł tak bredzić jeszcze przez kwadranse, był bowiem przekonany, że odczuwa rzeczy wyjątkowe. A skłoń tu takiego, by przestał mówić o sobie! - W „Tygodniu”? To nieważne. - Wyczułem w jego głosie urazę. - Gniazdo os, tną się nawzajem, artystycznie nieciekawi, na poziomie bliskim zera. Wyżywają się w wewnętrznych sporach, bo nie potrafią inaczej. Dla mnie, uważasz, to są impotenci. - Żyjesz z nich - powiedziałem nietaktownie. Sąd bowiem Edka, gdybym go przyjął, uderzał we mnie. - Żyję, żyję, ale to tylko warunek egzystencji. Płacą, robię, co chcą, i cześć! Ich to więcej kosztuje pieniędzy niż mnie wysiłku. - Podobno mieliście już tę wizytę. - A tak, ja też coś słyszałem. - Jak to? - prawie krzyknąłem. Ten człowiek każdego mógł zmusić takim sposobem rozmowy do wyłożenia kart. - Zwyczajnie, słyszałem, bo przy tym mnie nie było. - Oczywiście, właśnie pracowałeś twórczo. - Dobrze, że nie widział mojej twarzy. - Czuję, że mam dobrą passę. A poza tym wyznam ci, że mnie to wszystko trochę nudzi. - Przecież takie spotkanie... - szukałem słów. - Chyba was uprzedzono... - Uprzedzono. Ale ci już kiedyś powiedziałem, że nie będę przeszkadzał. Czy teraz masz o to do mnie pretensję? - Nieobecność nie jest pomocą. Cały zespół powinien był wziąć w tym udział. - Sądzę, że przybiegli wszyscy. - Mogłeś nie mówić, tylko słuchać. Liczyłem na to - powiedziałem głośniej. - Słuchać to ja nie lubię. I dlatego po namyśle postanowiłem świecić nieobecnością. Niech odczują mój stosunek do takich nalotów. - Powiedział to takim tonem, jakby bardzo się sobie podobał. - Więc nic nie wiesz? - Doprowadził do tego, że przez chwilę czułem się ogłupiały. - No, u nas obecność to nie wszystko. Bo ruszyła poczta pantoflowa. Taka okazja do plotek, sam rozumiesz! Słyszałem, że był jakiś skandal - powiedział Edek i zawiesił głos. Czekał. - Jaki? - nie wytrzymałem. - Było dużo krzyku i wszyscy się pożarli ze wszystkimi. Podobno ujawniły się postawy, jak wy to nazywacie. Ale szczegółów nie znam. - Nie udawaj. - Słowo honoru