Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Mo¿na narobiæ wiêcej szkody, ni¿ to wszystko warte. Nic dziwnego, ¿e ten, co j¹ wczeœniej trzyma³, odda³ na skup. - Jak to? - przerazi³am siê. - Na rzeŸ? - Przecie¿ mówiê. Du¿o na niej nie straci³em, bo z transportu kupiona, po szeœæ z³otych za kilogram. Facet jeden ciê¿arówk¹ wióz³, koby³a mu w wozie cyrki wyprawia³a, jakiegoœ konia zatratowa³a na œmieræ prawie, to siê zatrzyma³ i chcia³ daæ jej szko³ê. Kij mia³ w rêku, dr¹g taki wielki! - tu Wasyl roz³o¿y³ szeroko ramiona, ¿eby daæ nam wyobra¿enie o jego d³ugoœci. - Ju¿ drzwi otwiera³, chcia³ koby³ê praæ po pysku, ¿eby siê uspokoi³a. Akurat przeje¿d¿a³em tamtêdy, cielaka na skup wozi³em, ale nie przyjêli, bo teraz te wœciek³e krowy, wszyscy siê ich boj¹, wo³owiny nie jedz¹, to i braæ na skupie nie chc¹. Chocia¿ moje byd³o ¿adnej tam jakiejœ m¹czki na oczy w ¿yciu nie widzia³o i nie zobaczy. - To co z tym koniem? - zniecierpliwi³ siê Filip. - Przecie¿ mówiê - obruszy³ siê Rosjanin. - ¯al mi siê zrobi³o. Takie oczy mia³a ³adne, du¿e, i tak patrzy³a jak cz³owiek, gdy go co boli na duszy. Widzê, ¿e facet jedzie z tym wszystkim za granicê, droga d³uga i nie wiadomo, czy koby³a w ogóle prze¿yje. Jak siê cz³owiek napatrzy, nas³ucha, to lepiej, ¿eby nie wiedzia³, jak to tam wy- 59 ' gl¹da. Mnie konia trzeba, myœlê sobie, a on pewnie du¿o nie zechce i z k³opotu go wybawiê za jednym zamachem. Po drodze dokupi sobie jak¹œ star¹ szkapê w to miejsce, a co gor¹ca krew, to gor¹ca krew. Co mi szkodzi, zapytam. - Zgodzi³ siê od razu? - wyrwa³o mi siê. - A co siê mia³ nie zgodziæ? Jeszcze mi dziêkowa³. Uczepi³em z ty³u do ci¹gnika, to jest do przyczepy, któr¹ wioz³em ja³ówkê. Sz³a grzecznie jak piesek. Dopiero w stajni zaczê³a wyprawiaæ te swoje harce, dêba stawaæ, brykaæ. - Kiedy to by³o? - docieka³ Filip. - Zaraz, jak tylko siê najad³a. Si³y jej widaæ wróci³y. - Nie o to mi chodzi. Kiedy pan j¹ kupi³? - Niech pomyœlê... Skup w Zalesiu jest w soboty. To] by³o w sobotê rano, ale nie w tê ostatni¹, tylko wczeœniej. - Ile wczeœniej? - Filip w dalszym ci¹gu by³ opanowany, jak to on, ale widzia³am, z jakim trudem mu to przy- i chodzi. - Tydzieñ? Dwa? Wasyl podrapa³ siê po g³owie. - Tydzieñ temu. To by³a ostatnia sobota czerwca, pamiêtam. Tak jak myœla³am. Tego samego dnia rano Wujek odkry³ brak Lolity. Wniosek nasuwa³ siê sam. Chcia³am siê tylko upewniæ. - Gdzie pan natkn¹³ siê na ciê¿arówkê? - Na krzy¿ówkach. To znaczy, przed Zalesiem, gdzie drogê do skupu przecina autostrada. Autostrad¹ nazwa³ trasê Berlin-Moskwa, zgodnie ze zwyczajem miejscowych. Filip codziennie jeŸdzi ni¹ do pracy. 60 _ Wje¿d¿a³a na skup, kiedy pan ju¿ wraca³ do domu, tak? Czy ju¿ z niego wyjecha³a? - Ani jedno, ani drugie, proszê pani. Ciê¿arówka jecha³a autostrad¹, a ja drog¹ z Zalesia do Piszcz¹ca. Kierowca zatrzyma³ siê w pobli¿u skrzy¿owania, ja musia³em zwolniæ, bo nie mia³em pierwszeñstwa przejazdu. Dlatego zobaczy³em, co siê dzieje. To by³ dziwny samochód. Na plandece napisane „Dojrzewalnia bananów", czy jakoœ tak, a w œrodku konie. Filip g³êboko odetchn¹³. - W któr¹ stronê jecha³? Do Terespola czy do Bia³ej? -spyta³ nienaturalnym g³osem. - Chyba do Bia³ej... Tak, na zachód. Nagle Wasyl siê zreflektowa³. - Dlaczego tak to pañstwa ciekawi? - zagadn¹³, patrz¹c mi prosto w oczy. Zrobi³o mi siê g³upio. Wypytujemy go, a sami nic mu jeszcze o sobie nie powiedzieliœmy. Do Filipa te¿ dotar³ ten nietakt. Ju¿ opanowany, wyjaœni³: - Tê klacz - o ile mówimy o tej samej - ukradziono naszemu przyjacielowi. Chcemy j¹ odzyskaæ. Mê¿czyzna nie zdo³a³ ukryæ zmieszania. - Nie mia³em pojêcia, ¿e to kradziony koñ - zacz¹³ siê t³umaczyæ. - Myœla³em, ¿e jak facet wiezie na rzeŸ, znaczy, ¿e legalnie kupi³. Pewnie sam nie wiedzia³, ¿e bierze od z³odzieja. Zastanawia mnie jednak, co sk³oni³o rabusia do oddania arabki handlarzowi konin¹... - doda³, jakby mnie podpuszcza³. - Za³o¿ê siê, ¿e nie w tym celu j¹ uprowadzi³. - Mo¿e przestraszy³ siê, ¿e go z³api¹ i wszystko siê wyda - odpowiedzia³am, obserwuj¹c z ukosa kamienn¹ 61 twarz Filipa. Przez chwilê wyda³ mi siê obcy. - Uzna³, ¿e gra niewarta œwieczki... - Ja bym jej wcale nie bra³, gdybym wiedzia³ - zapewnia³ Wasyl gorliwie. Chyba wyda³o mu siê, ¿e nas przejrza³. ¯e jesteœmy par¹ policjantów w cywilu i prowadzimy dochodzenie. Filip pasowa³by do tego zadania nadzwyczajnie. Wiêcej ni¿ œredniego wzrostu, wysportowany dwudziestoparo-latek. Troszkê przy koœci, ale na tyle, ¿e sprawia³o to wra¿enie dobrze rozwiniêtych miêœni. Opanowana twarz, równo przyciête na je¿a w³osy i okulary w granatowych oprawkach. £adnie by mu by³o w mundurze. - Wierzê - odpar³ Filip. - Mo¿e pan przynajmniej pamiêta, czy ta klacz mia³a numer wytatuowany na grzbiecie? I jaki? Wasyl wpad³ w panikê. Miota³ siê, chc¹c nam jak najszybciej pomóc. - Mieæ to mia³a, ale go nie pamiêtam - wydusi³ wreszcie z rozpacz¹. - Chyba jakieœ trzy cyfry, ale nie wiem, jakie. Naprawdê. WyraŸnie ba³ siê, ¿e zaraz w rêku Filipa zabrzêcz¹ nie kluczyki samochodowe, tylko kajdanki. A nam ani w g³owie by³o podejrzewaæ krêtactwo. W ten sposób znakuje siê wszystkie janowskie araby. Numer nie rzuca siê w oczy i ma³o kto zwraca na niego uwagê. Dlatego nie zdziwi³o mnie, ¿e Wasyl nie pamiêta kombinacji cyfr. Sama jej nie zna³am, choæ tyle razy odwiedza³am Lolitê. Szkoda, ¿e nie móg³ nam nic konkretnego powiedzieæ. To da³oby pewnoœæ co do to¿samoœci gniadej. Pozosta³ tylko jeden sposób, by siê o tym przekonaæ: zobaczyæ. 62 _ Mówi³ pan, ¿e ju¿ j¹ sprzeda³ - przechwyci³am pa³eczkê. - Pewnie na targu w Piszczacu tydzieñ temu? Starszy pan skin¹³ g³ow¹. Odetchn¹³ z ulg¹, ¿e wreszcie bez problemu mo¿e odpowiedzieæ na pytanie. - Cztery dni j¹ tylko mia³em, a stajni do dziœ nie mogê doprowadziæ do porz¹dku. ¯³ób mi prawie przez okno wypchnê³a. Pani chce, to ja poka¿ê. - Nie ma potrzeby - odpar³am, wczuwaj¹c siê w rolê. Niedu¿y murowany budynek gospodarczy sta³ naprzeciw nas. Wszystkie cztery pary drzwi otwarto na oœcie¿ i w obie strony fruwa³y przez nie jaskó³ki. Pierwsze pomieszczenie z ca³¹ pewnoœci¹ zajmowa³ koñ. Mia³o wymiary klasycznego boksu dla jednego zwierzêcia. Na pobielonej wapnem œcianie znaæ by³o œlady kopyt. Ni¿ej wisia³o po³amane plastikowe poid³o i nietkniêta bry³a soli do lizania. Szkoda czasu na dok³adne oglêdziny. Zada³am najwa¿niejsze pytanie: - Kto j¹ od pana kupi³? - Jakiœ W³och. Przyjecha³ raniutko ciê¿arówk¹, tyle ¿e wiêksz¹ od tamtej. Wzi¹³ wszystkie konie z jarmarku, za³adowa³ i pojecha³. Tylko nie wiem, co z gniad¹, bo okropnie kopa³a. Ostatnia wesz³a, sta³a najbli¿ej rampy. Jak samochód ruszy³, to a¿ iskry sypa³y siê z desek. A kwicza³a, jakby j¹ pi³¹ r¿nêli. Chyba wiedzia³a, co j¹ czeka. Zwierzêta, tak jak ludzie, czuj¹, kiedy jad¹ na œmieræ. Nie mog³am tego d³u¿ej s³uchaæ. Filip te¿, bo po¿egna³ siê i odjechaliœmy. W drodze ¿adne z nas nie odezwa³o siê ani s³owem