Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Za pieniądze uzyskane ze sprzedaży fabryczki bulionu kupiono restaurację w śródmieściu, w której podawano potrawy z dziczyzny. W Warszawie wszyscy przetrwali kilkutygodniowe oblężenie we wrześniu, okres okupacji oraz powstanie, w którym stracili wszystko. Po powstaniu pani Helenie w ostatniej chwili udało się uniknąć wywiezienia na roboty do Niemiec. Koniec wojny powitano już w małym domku za rampą. Ale i tam życie nie okazało się idyllą. Właściciel, chcąc pozbyć się lokatorów skierowanych przymusowo przez urząd mieszkaniowy, odmawiał im doprowadzenia wody, tak że musiano ją nosić we wiadrach z pobliskiej posesji i gromadzić w ogromnej beczce z ocynkowanej blachy. Konradek był zafascynowany domkiem za rampą. Wszystko tu było ciekawe, stara końska podkowa przybita do furtki i powstrzymująca nadmierne jej wychylenie, kręte schody korytarza, możliwość wejścia wprost z mieszkania na strych, okienko, przez które można było wyglądać na klatkę schodową, a nade wszystko kruche ciasteczka, przechowywane w blaszanej puszce. Gdy pani Helena dawno nie była już nianią, Konradek odwiedzał ją nadal i nie tylko ze względu na ciasteczka. Kuzynka pani Heleny dotknięta była całkowitym zanikiem pamięci krótkotrwałej, ale jak wielu chorych do niej podobnych pamiętała dokładnie dzieciństwo i młodość. Nieste- 24 ty, kontakt z tym światem nie byl możliwy. Pewnego razu, gdy Konrad, już wtedy chyba szesnastolatek, odwiedził dawną nianię, wysłuchał siedemnastokrotnie identycznej opowieści o Kijowie, rosyjskiej arystokracji i o domu rodzinnym pani Niny. Staruszka za każdym razem zapominała jednak, że właśnie skończyła opowiadać tę historię i po chwili milczenia wracała do tematu. Po śmierci kuzynki pani Helena jakiś czas mieszkała sama. Czuła się jednak bardzo samotnie i mamie Konrada udało się — co w sytuacji mieszkaniowej panującej w mieście było wręcz nieprawdopodobne — uzyskać dla niej przydział na zwolniony właśnie pokój sąsiadów. Od tej chwili pani Helena mieszkała na zasadzie członka rodziny, uczestnicząc we wszystkim. Raz nawet popłakała się szczerze ze śmiechu. W odwiedziny do Konrada i jego mamy przychodził niekiedy przemiły bonvivant o przezwisku Pan Pułkownik. Byl on osobą z tak zwanej dobrej rodziny, ukończył niegdyś studia, bodajże etnograficzne, lecz od czasu do czasu ulegał czarowi alkoholizmu do tego stopnia, że przedostawał się w inny wymiar. W takim właśnie stanie spotkał się niespodziewanie z panią Heleną. Siedział właśnie przy stole w kuchni i pukając w sobie tylko znanym rytmie w blat, przeliczał z pseudofran-cuska: ę, d, trua, po czym stanowczym głosem wydawał komendę: na koń. W tym momencie pojawiła się nie przeczuwająca niczego pani Helena. Pan Pułkownik poczuł się zobowiązany obecnością kobiety, a że widział niewiele, zaczął prawić pani Helenie piętrowe komplementy. W krótkich momentach względnego trzeźwienia spoglądał na nią podejrzliwie, głośno pytając zgromadzonych: Czy to baba? Po chwili znowu popada! jednak w stan uwielbienia, a komplementy stawały się coraz bardziej wysublimowane. Pani Helena nie mogła powstrzymać się od śmiechu, w końcu ubawiła się aż do lez. Wyjęła więc chusteczkę, by wytrzeć zroszone łzami okulary. Na ten widok Pan Pułkownik wydobył z kieszeni własną chusteczkę, 25 mocno już sfatygowaną i zaproponował filuternie: Krupuniu, wymienimy? Gdy Konrad, studiujący w Krakowie, przyjeżdżał do domu, nie posiadała się z radości. Zaparzała wtedy kawę w dużym porcelanowym kubku. Zmieloną kawę przechowywała w ostatniej ocalałej puszce po bulionie Ninabur. Następnie wysłuchiwała opowieści z dużym zainteresowaniem, wypytując o studenckie życie. Ostatnią radością pani Heleny byt pies wilczur o imieniu Argo, którego sprawiła sobie matka Konrada i jej przyjaciel Odys. Kiedy jednak Argo nieszczęśliwie zginął pod kołami ciężarówki, fakt ten zatajono przed panią Heleną mówiąc jej, ze Argo oddany został na wieś, gdzie ma lepsze warunki niż w mieście. Nie wiadomo, czy pani Helena uwierzyła w tę historię, od czasu do czasu dopytywała się o psa, którego szczenięca podobizna stała na honorowym miejscu wśród fotografii na radiu. Pani Helena do końca życia zachowała sprawność. Ostatnią jej wigilią była wigilia stanu wojennego, lecz dziwnym trafem właśnie wtedy zgromadziło się przy jej stole dwanaście osób. 26 BORSUK Mieszkanie, w którym wzrastał Konrad nie było zwykłym mieszkaniem