Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Nie zapominaj, że zostałaś wybrana przez boga. Ariadna czuła na pewno radość znajdując się w ramionach Tezeusza. Otrzymała jednak nieporównanie więcej... Chwilę milczała, zanim powiedziała głosem, który lekko drżał: – Mówisz, że zostałam wybrana przez boga. Lecz Bachus to tylko figura z kamienia. – Jest figurą z kamienia dla tych, którzy pragną takich figur. Bachus ma wiele innych imion. Myślałem, że inicjacja pozwoliła ci zrozumieć. Ale nie martw się – zrozumiesz. Musisz tylko pozbyć się do reszty nauk, jakie wchłonęłaś tam, w Judei. Musisz zapomnieć o krwawym Jahwe... Poderwała się przerażona. – Czy nie wiesz, że nie wolno wymawiać tego Imienia!? Wzruszył ramionami i parsknął śmiechem. – Zakaz wymyślili wasi kapłani. Tak się boją waszego Boga, że nie śmieją Go nazywać imieniem, które sam sobie nadał. Mają rację, że się boją. Jahwe to Bóg nienawidzący człowieka. Skazał ludzi na cierpienia. Stworzył ziemię, która jest pełna udręki. A Bachus odrzuca cierpienie, przyobiecuje wieczną radość i wolność, spełnienie wszystkiego, co przynosi zadowolenie. Jest bogiem, który czyni ludzi bogami... – Wszystkich? – Oczywiście nie wszystkich. Tych, których wybrał. Po cóż miałby zajmować się motłochem, któremu wystarczają uciechy ziemskie? Świnie nie pragną niczego poza pełnym korytem. Nauka Bachusa – czy jakkolwiek będziesz go nazywała – jest nauką dla ducha... – Jednak domaga się ciała? – Ach, to zupełnie co innego. Wyzwolić trzeba całego człowieka od wszelkich przymusów. Czyż duch byłby wolny, gdyby ciało nie miało poczucia, że zaznaje rozkoszy i daje rozkosz? – Jeśli uwierzę w twoje słowa, będę musiała uznać, że Szymon miał słuszność. – Twój Szymon był szaleńcem. Uważał, że walczy o wolność, a służył Jahwie, który nie uznaje wolności. Słuchaj, dość tego rozprawiania. Nie po to cię wezwałem, abyśmy rozmawiali o tych sprawach. Będzie na to czas. Nie możesz pozostać w domu Prokulusów. Grozi ci niebezpieczeństwo. – Wiem, ale co mam robić? – Pójdziesz ze mną. – Dokąd? – Wszędzie, dokąd się udam. Teraz odpływam do Massylii. Jest tam bardzo wiele zasługujących na inicjację. Trzeba zorganizować misteria. Pomożesz mi. Nauczę cię słów i zaklęć. Jesteś mądra. Wiem, że kobiety słuchały chętnie twoich słów, gdy spotykałaś się z nimi w termach. Teraz też będziesz mówiła do kobiet. Milczała. Nie wiedziała, czy ma przyjąć propozycję Melity. Z jednej strony było to uwolnienie od niebezpieczeństw, które, czuła, że się zbliżają. Z drugiej – było to wydanie się całkowite w ręce człowieka, jednocześnie pociągającego i przerażającego. Życie jej stanęło znowu na rozdrożu. Ale wtedy sam los pokierował wydarzeniami. Teraz mogła wybierać. – Więc sądzisz – zapytała, aby zyskać na czasie – że nie powinnam pozostawać w insuli Prokulusów? A jeśli Lucjusz wróci? – Nie spodziewaj się już tego. Jeśli jeszcze żyje, zginie w więzieniu. A majątki zdrajców przechodzą na cesarza ze wszystkim, co w nich jest. Dom zostanie sprzedany albo otrzyma go w nagrodę któryś z pomocników Makrona. Niewolników sprzedadzą. – Zostałam wyzwolona. – Nie byłaś nigdy zwykłą niewolnicą. Jesteś jeńcem wojennym. Znajdą się tacy, którzy wytłumaczą, że zwykłe przepisy o niewolnikach nie dotyczą ciebie. Siedziała milcząc ze spuszczoną głową. Nie tylko słowa Melity, także jej własna intuicja ostrzegała przed grożącym niebezpieczeństwem. – Jedź ze mną – podjął. – Wyruszymy zaraz jutro. Nie wracaj już do domu. Pewno masz tam kogoś, komu możesz zaufać? Wyślę niewolnika, aby się ze wskazaną przez ciebie osobą skrycie zobaczył i wziął dla ciebie to, co chciałabyś zabrać. Nigdy nie wiadomo, kiedy zjawią się urzędnicy cesarscy. A ty jesteś piękna. Mogłabyś stać się łupem któregoś z nich... Jeszcze czas jakiś milczała. Ale w końcu rzekła: – Dobrze, zostanę. A jutro pojadę z tobą. 9 Mały żaglowiec płynął przez kilka dni ciągle trzymając się w pobliżu brzegu. Minięto Ostię, gdzie zatrzymano się, by zabrać trochę towaru, a potem skręcono na zachód. Oderwawszy się od wybrzeża Italii statek skierował się między skalistą Korsykę i równie górzyste wybrzeże Ligurii. Teraz płynęli trzymając się linii brzegu Galii Cizalpejskiej. Kiedy minęli granicę prowincji Narborejskiej, znaleźli się na morzu usianym wielką ilością małych skalistych wysepek. Aby nie natknąć się na podwodne skały, kapitan skierował statek dalej od brzegu. Ale niedługo potem trzeba było zatoczyć wielki łuk i prawie kierując się na wschód wpłynąć do zatoki. Massylia znajdowała się w głębi, rozciągnięta na wielkim łuku wybrzeża. Kilka skalistych wysepek leżało przy wejściu do zatoki. Nad portem, pełnym rozmaitych statków i stateczków, na wzgórzach leżało miasto