Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

31) w tańcu i walce, wesołych, niemal groteskowo umięśnionych, o konturach ożywionych ruchem świadczącym raczej o energii etruskiej niż gotyckiej. Jego uczniem jest Luca Signorelli. Luca Signorelli (1441-1523), najznakomitszy uczeń Piera delia Fran-cesca i Antonia Pollaiuola, jest jednym z nielicznych, którym jeszcze raz udaje się pogodzić namiętne zainteresowanie rzeczywistością z prawdziwą religijnością - aczkolwiek nie przebiegło to łagodnie. W jego głównym dziele, freskach w Oryieto (U. 40, 43, 44), w scenie Sądu Ostatecznego każdy z niezliczonych aktów przestudiował na modelu, a mimo to nie wyszło z tego suche nagromadzenie po akademicku pojętych, muskularnych siłaczy - jak na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać. Światłem i cieniem modelowane niemal przesadnie ciała uzyskują efekt spiżowych; nie ma tu nic nieokreślonego - ąuidąuid latet apparebit. Nawet aniołowie dmący w trąby nie są istotami rozpływającymi się w mglistym rysunku, jak to często bywa; stoją realne, ociężałe, nago, na mocnych nogach. Nisko umieszczona linia horyzontu przenosi wszystko w sferę wieczności i wzniosłości; dziwnie opustoszały, przestrzennie rozległy, wietrzno-przejrzystym niebem prze-sklepiony krajobraz jest raczej określony jakby geologicznie, a nie geograficznie. Mamy tutaj przed sobą istny "ród ludzki", jego przedstawicieli w każdym wieku, każdego temperamentu, zwołanych odgłosem trąb Sądu Ostatecznego, by powstali z grobów i stanęli przed boskim tronem. Owa wiecznością tchnąca atmosfera jest tak silna, że wchłania również postacie realistyczne, portretowe - w szerszym tego słowa znaczeniu - otaczając je aurą wieczności i wiążąc z nią; ów element portretowy wprowadza Ghirlandaio, który z portretowo ujętych postaci buduje żywe obrazy dziejów biblijnych. Melozzo da Forli (1438-1494) tworzy bardziej w duchu Uccella, w przypadku gdy mu chodzi o czytelną i uchwytną iluzję plastyczności. Jego aniołowie w masywnej cielesności zdają się rzeczywiście rzucać cienie, czy fruwać po sklepieniu (u Bizantyjczyków aniołowie uchodzili za "asomati", tzn. za twory bezcielesne!). Do 1480 r. pracował Melozzo w Urbino razem z Justusem van Gent - był to jeden z najważniejszych kontaktów włoskiej i niderlandzkiej sztuki. Melozzo był uczniem Piera delia Francesca i nauczycielem Giovanniego Santi, ojca Rafaela. Oprócz tradycji, biorącej początek od Masaccia, istnieje we Florencji jeszcze inna, ściślej powiązana z malarstwem Trecenta, wcale nie wykazująca cech zacofania. Mistrzom tej grupy chodzi nie tyle o szczególne problemy cielesności i przestrzeni, ile o nowy idealizujący rzeczywistość sposób wypowiedzi realizowany za pomocą środków rysunkowych, czyli za pomocą linii. Benozzo Gozzoli (1420 aż po 1497) choć nie najstarszy, jest najgłębiej zatopionym w przebrzmiałej przeszłości przedstawicielem tej grupy, wtedy gdy bezpośrednio nawiązuje do swego nauczyciela - Fra Angelico. Jest ostatnim, 3* 35 który w swym wzorowym pod względem techniki, solidnym fresku pt. Orszak Trzech Króli przedstawia ten temat w dawnej tonacji legendarnej, a szczególnego wdzięku malowidłu przydaje nowożytne portretowe ujęcie głów, kontrastujące z figuralnymi grupami na sposób staroświecki stłoczonymi i tkwiącymi w krajobrazie zbudowanym z uroczo i naiwnie po dawnemu stylizowanych drzew i skał. Inne freski ze scenami legend świętych odznaczają się swobodniejszym, zawsze jednak nieco oschłym, dziecięco czystym ujęciem. Nie przerysowane w żadnym kierunku należą owe klarownie skonstruowane, bogate w figury i treść anegdotyczną opowiadania do najbardziej urzekających, aczkolwiek nie największych osiągnięć wczesnego renesansu. Fra Filippo Lippi (ok. 1406-1469) będąc wprawdzie uczniem Masac-cia, skłania się raczej ku Fra Angelico, jednak nie tak wyraźnie jak Gozzoli. Jego największa zasługa polega właśnie na zburzeniu uświęconych tradycją kompozycji obrazowych. Obok dziewczęcych, pełnych nieziemskiego uroku Madonn (ii. 12), występują aniołowie o szerokich głowach i grubych kartoflowatych nosach - jest to nieco prymitywny sposób uzyskiwania realistycznych efektów w obrębie świata form idealnych. Jakby echo iluminacyj książkowych oddziałują tajemniczą dalą urzekające tła w krajobrazach (które kiedyś staną się źródłem inspiracji dla Leonarda) oraz przeświecające z gąszczu ciemnego boru złoto. Finezyjne prowadzenie linii, jak i typ w smutku pogrążonej Madonny kontynuuje Botticelli, uczeń Lippiego, natomiast rubaszny realizm figur towarzyszących oddziałuje na innych. Sandro Botticelli (1444-1510). U bardziej naiwnych mistrzów gotycko idealizujący element miesza się mimo woli z zamierzonym przez nich realizmem, u Botticellego zaś jest on świadomie stylizowany