Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
— Przynosisz mi wieści z południa — oznajmił Trok i było to stwierdzenie, a nie pytanie. — Panie, słyszałeś nowinę o śmierci faraona Tamose? — Wiemy o śmierci tebańskiego uzurpatora od jeńców pojmanych w zdobytym Abnub. — Trok starannie unikał uznania słowem czy sugestią władzy egipskiego faraona. Dla Hyksosów jedynym władcą obu królestw pozostawał Apepi. — Słyszeliśmy też, że nowym pretendentem do tronu Górnego Egiptu jest pewien wyrostek. — Faraon Nefer Seti ma dopiero czternaście lat — potwierdził Taita, równie starannie podkreślając tytulaturę faraona przy każdej wzmiance o jego osobie. — Od osiągnięcia dojrzałości dzieli go jeszcze kilka lat. Do tej pory regentem będzie książę Naja. Trok pochylił się w jego stronę z nagłym zainteresowaniem. Taita uśmiechnął się w duchu. Hyksoski wywiad nie mógł być szczegolnie skuteczny, skoro nie wiedzieli podstawowych rzeczy o sprawach Górnego Egiptu. Wtedy przypomniał sobie wojnę, którą tuż przed śmiercią faraon Tamose i on wydali hyksoskim szpiegom i informatorom w Tebach. Wyłapali i uwięzili ich ponad pięćdziesięciu. Po przesłuchaniu z użyciem tortur wszyscy zostali straceni. Taita poczuł niepozbawione dumy zadowolenie, że oto Hyksos sam potwierdził zakłócenie przepływu informacji z Teb do obozu wroga. — A więc przybywasz do nas w imieniu regenta południa — Taita wyczuł dziwną, triumfalną nutę w głosie Troka, gdy ten zapytał: — Jakie wieści przynosisz od Nai? — Książę Naja rozkazał mi przedstawić jego propozycję bezpośrednio Apepiemu — zaryzykował Taita. Nie zamierzał dostarczać Trokowi więcej informacji, niż to było absolutnie konieczne. Trok poczuł się tym ciężko urażony. — Naja jest moim kuzynem — oznajmił chłodno. — Na pewno życzyłby sobie, bym poznał każde słowo jego posłania. Taita tak dobrze panował nad swymi emocjami, że nie okazał po sobie zaskoczenia, choć Trok popisał się nadzwyczajnym brakiem dyskrecji. Jego podejrzenia dotyczące przodków regenta zostały ostatecznie potwierdzone, lecz odpowiedział miarowym głosem: — Tak, panie, tyle jest mi wiadomo. Lecz moje posłanie do Apepiego ma tak kolosal... — Nie doceniasz mnie, Czarowniku. Cieszę się całkowitym zaufaniem twojego regenta — przerwał mu Trok głosem ochrypłym z irytacji. — Dobrze wiem, że przybywasz, by zaoferować Apepiemu rozejm i wynegocjować trwały pokój. — Niczego więcej nie mogę ci wyjawić, panie. — Ten Trok może sobie być wojownikiem, ale żaden z niego konspirator, pomyślał Taita, lecz ani jego głos, ani wyraz twarzy nie uległy zmianie, gdy mówił: — Moje posłanie przekazać mogę wyłącznie Wodzowi Pasterzy, Apepiemu. — Takim mianem określano hyksoskiego władcę w Górnym Egipcie. — Możesz mnie do niego zabrać? — Jak sobie życzysz, Czarowniku. Skoro tego chcesz, trzymaj gębę na kłódkę, choć jest to bezcelowe — Trok podniósł się rozzłoszczony. — Król Apepi przebywa w Bubastis. Pojedziemy tam niezwłocznie. W urażonym milczeniu powrócili do podziemnej świątyni, gdzie Taita przywołał do siebie Gila i sierżanta eskorty. — Dobrze się spisaliście — powiedział im — ale teraz musicie powrócić do Teb, równie ukradkowo jak tu przyjechaliśmy. — A ty wrócisz z nami? — zapytał zaniepokojony Gil. Najwyraźniej poczuwał się do odpowiedzialności za starca. — Nie — Taita potrząsnął głową. — Pozostanę tutaj. Kiedy będziecie składali sprawozdanie regentowi, powtórzcie mu, że udałem się do Apepiego. W słabym blasku oliwnych lamp konie zaprzęgnięto do rydwanów i po krótkim czasie byli gotowi do odjazdu. Gil przyniósł z rydwanu skórzaną sakwę Taity. Potem zasalutował mu z szacunkiem. — Podróż z tobą, panie, była wielkim zaszczytem. Kiedy byłem dzieckiem, mój ojciec wiele mi opowiadał o twoich przygodach, szanowny Magu. Był żołnierzem twojego pułku pod Asiut. Dowodził lewym skrzydłem. — Jak miał na imię? — zapytał Taita. — Lasro, panie. — To prawda — Taita pokiwał głową. — Dobrze go pamiętam. Stracił w tej bitwie lewe oko. Gil spojrzał na niego z podziwem i zdumieniem. — To było czterdzieści lat temu, a ty, panie, wciąż to pamiętasz. — Trzydzieści siedem — poprawił go Taita. — Jedź szczęśliwie, młody Gilu. Sporządziłem wczoraj twój horoskop. Czeka cię długie życie i wiele zaszczytów. Oszczepnik złapał lejce i odjechał w mrok, oniemiały z dumy i zadowolenia. Oddział księcia Troka także był już gotów do wymarszu. Taita otrzymał konia, na którym Gil powrócił do świątyni. Przerzucił sakwę przez kłąb, po czym zwinnie dosiadł wierzchowca. Hyksosi nie mieli takich zahamowań przed jazdą okrakiem jak Egipcjanie. Wyjechali z jaskini i skierowali się na zachód, w przeciwnym kierunku niż kolumna rydwanów. Taita jechał w środku grupy uzbrojonych po zęby Hyksosów. Prowadził ich Trok, który nie zaprosił Taity, by do niego dołączył. Zachowywał się wyniośle od chwili, gdy Taita odmówił wyjawienia mu treści posłania Nai. Jego obojętność cieszyła Taitę, gdyż miał o czym rozmyślać. W szczególności ujawnienie mieszanego pochodzenia Nai otwierało mnóstwo fascynujących możliwości