Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Nad niskim murkiem zobaczył iniebieskoczarne nosy zwierząt wymierzone w niego jak dwururki. Garp zawsze przemawiał do bydła; zamuczał i tym razem. Brudnobiały Saab zbliżał się teraz do niego i Garp zszedł na miękkie pyliste pobocze. Jedna z czarnych krów zamuczała do niego w odpowiedzi; dwie cofnęły się w głąb ogrodzenia. Garp patrzył w ich stronę. Saab nie jechał specjalnie szybko, nie robił wrażenia niebezpiecznego. Nie było powodu mu się przyglądać. Uratowała go tylko pamięć. Pisarze mają pamięć selektywną i na szczęście dla Garpa jego pamięć wybrała moment, kiedy jadący w tamtą stronę Saab zwalniał, a kierowca jak gdyby go sobie ustawiał w lusterku wstecznym. Odwrócił wzrok od bydła rasy Angus i zobaczył, jak Saab, z wyłączonym silnikiem, sunie prosto na niego miękkim pobo- 514 oczy. Widział, że Helen próbuje odpowiedzieć mu uśmiechem. Oczyma usiłował ją podnieść na duchu: nie martw się — co z tego jeśli nie ma życia po śmierci? Jest życie po Garpie, możesz mi wierzyć. Nawet jeśli po śmierci jest tylko śmierć, trzeba sobie cenić drobne łaski — czasami są na przykład narodziny po seksie. A jeśli masz dużo szczęścia, bywa i seks po narodzinach! Owthem — jakby powiedziała Alice Fletcher. A jeśli masz życie — mówiły oczy Garpa — jest nadzieja, że będziesz mieć energię. I nigdy nie zapominaj, Helen — powiedziały jej jego oczy — mamy jeszcze wspomnienia. „W świecie według Garpa — miał napisać młody Donald Whitcomb — jesteśmy zobowiązani pamiętać wszystko". Garp umarł, zanim zdążyli go wynieść z sali zapaśniczej. Miał trzydzieści trzy lata, tyle samo co Helen. Ellen James dopiero co skończyła dwadzieścia. Duncan trzynaście. Mała Jenny Garp zaczynała trzeci rok życia. Walt miałby osiem lat. Wiadomość o śmierci Garpa spowodowała natychmiast trzecie i czwarte wydanie książki ojca i syna „Pensjonat Grillparzer". W ciągu długiego weekendu John Wolf pił za dużo i zastanawiał się nad porzuceniem zawodu wydawcy; czasem robiło mu się niedobrze, kiedy widział, jak nagła śmierć wpływa korzystnie na interesy. Pocieszała go tylko myśl o tym, jak sam Garp przyjąłby tę wiadomość. Nawet on nie byłby w stanie przewidzieć, że jego własna śmierć okaże się korzystniejsza od samobójstwa, jeśli chodziło o postawienie go w rzędzie pisarzy poważnych i sławnych. Nie tak źle jak na kogoś, kto jako pisarz trzydziestotrzyletni miał w dorobku jedno dobre opowiadanie i być może półtorej dobrej powieści na trzy. Rzadka bowiem forma śmierci Garpa okazała się w gruncie rzeczy tak doskonała, że John Wolf musiał się aż uśmiechnąć na myśl o tym, jak bardzo sam Garp byłby z niej zadowolony. Była to śmierć, myślał, komiczna, brzydka i dziwaczna, która przez swoją przypadkowość, głupotę i bezsensowność unaoczniała wszystko, co Garp kiedykolwiek napisał na temat funkcjonowania świata. Helen miała zauważyć z goryczą, ale tylko raz, że śmierć Garpa była mimo wszystko rodzajem samobójstwa. 531 — W tym sensie, w jakim całe jego życie było samobójstwem — powiedziała tajemniczo. Wyjaśniła później, że miała na myśli to, jak Garp działał ludziom na nerwy. W każdym razie nadmiernie zdenerwował Puchatka Percy; to przynajmniej nie ulegało wątpliwości. Innych znów skłaniał do hołdów, drobnych i dziwnych. Szkolny cmentarz w Steering miał na przykład zaszczyt posiadania jego nagrobka — chociaż nie ciała; podobnie jak ciało jego matki, ciało Garpa miało służyć studentom medycyny. Szkoła Steering postanowiła go także uhonorować nazywając jego imieniem jedyny szkolny budynek, jaki jeszcze nie miał nazwy. Był to pomysł starego Bodgera. Skoro jest Infirmeria imienia Jenny Fields, dowodził poczciwy dziekan, to powinien być Aneks Szpitalny Garpa. W przyszłości funkcje tych budynków miały się nieznacznie zmienić, chociaż nazwy na zawsze pozostały te same: Infirmeria Fields i Aneks Garpa