Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
OPAS podnosi się z fotela, mówi energicznie W naszym wieku najgorsze są właśnie te momentalne zapaści. Przyniosę panu wody, a pan niech siada w fotelu. Kieruje się w stroną kuchni. ALF rozpaczliwie Nie! Proszę tam nie wchodzić! OPAS figlarnie Aaa, teraz rozumiem, dlaczego tak długo czekałem pod drzwia- mi. Miał pan wizytę... ALF plącze się Tak. Nie. To znaczy... Proszę, niech pan mi przyniesie tej wody. Szlanki są w kredensie. Opas z rozmachem przekracza próg kuchni, słychać pobrzękiwanie naczyń, ciurkanie kranu. Alf z najwyższym napięciem, szeroko roz- szerzonymi oczyma wpatruje się w otwór wejściowy do kuchni. Po chwili wraca Opas ze szklanką w dloni. OPAS podając szklankę Czyściutko tam u pana. Samotny człowiek... no, no... można mieć do pana zaufanie i w innych sprawach. Lepiej? ALF odstawia szklankę na stolik Przepraszam. Czy pan tam niczego nie zauważył? OPAS Gdzie? ALF W kuchni. Była pusta? OPAS poważnieje Ejże, maestro, to żadne serducho, tylko w głowinie się coś pokałapućkało. Jesteśmy wczorajsi, prawda? Katzenjam- mer nami potrząsa jak ministrant dzwonkiem... znowu rubasznie, odwijając butelkę No to ja przydźwigałem właściwe medykamenta. Kurasao. Przedni trunek, maestro, powiadam panu. ALF przygląda się z obrzydzeniem likierowi Trochę słodki. OPAS odbija butelkę, nalewa do tej samej szklanki, w której przy- niósł wodę Nie marudzić. Nie kwękać. W tej miksturze jest wszystko dobrze obliczone: alkohol leczy głowę, a ulepek — serducho. No, chlup w ten głupi dziób! A l f macza usta z wyraźnym niesmakiem. Krztusi się. Opas przy- gląda mu się z rozmarzeniem. Ej, niedobrze, maestro. Co to za picie? Ja, zacny panie, to kiedyś pijałem!... kuflami od piwa. To była zupełnie inna szkoła jazdy. ALF pokornie, z odcieniem ironii Przyniosę panu kufel. OPAS w popłochu Nie, nie, nie trzeba. Moją cysternę już odstawiono na bocz- nicę. Trawka tam porasta. Wie pan, woreczek żółciowy, ne- reczki, nadkwasotka... Nie ten wiek, mistrzuniu. ALF Chyba jesteśmy obaj po czterdziestce. A jednak mnie pan zachęca... OPAS zacukal się O, pan to co innego. Pan to wesoły człowiek!... ALF posępnie Bardzo wesoły. OPAS ...I samotny. Ech, nie ma to jak kawaleria! A ja, widzi pan, żonaty, dzieciaty, z teściową na karku. No i stanowisko pań- stwowe, obowiązki reprezentacyjne. A przy tym wszystkim samochód... Niewesołe życie, maestro, bardzo niewesołe. ALF już nie ukrywając ironii Taaak. Wpakował się pan w nieszczęście. OPAS Z kopytami, zacny panie, z kopytami. No, ale każdy ma swo- jego mola, który go gryzie. Więc wstyd narzekać... są ludzie w jeszcze większej biedzie. zmiana tonu A jak tam z moją lalunią? ALP teraz on jest speszony No cóż... robię, co mogę. Ale to bardzo misterna robota. OPAS Nie mnie to mówić, zacny panie. Przecież to arcydzieło sztuki lalkarskiej!... Wie pan, był kiedyś u mnie taki facet z “Desy". Zobaczył lalunię w salonie i oniemiał. A przecież ona, bie- dactwo, była jeszcze bardzo chora. Zresztą sani pan wie, jak wyglądała. I wyobraź sobie pan, że ten facet chciał ją kupić. Nie w żaden komis, ale z ręki, na pniu. Alf nerwowo popija łyk ze szklanki. Zgadnij pan, ile oferował? ALP Nie mam pojęcia. OPAS błagalnie Niech pan zgadnie. No, jak pan myśli? ALF Z tysiąc. OPAS wybucha śmiechem Dwanaście. Dwanaście tysiaków, jak w gębę strzelił. Alf znowu sięga po szklankę, wypija haustem. Potrzebowałem wtedy trochę szmalcu na wyżwirowanie ale- jek w ogrodzie, chciałem też urządzić taki szykowny ogródek alpejski... widział pan zapewne: kupa kamieni, rozmaite egzo- tyczne zielsko i wodotrysk... Marzenia mojej żony. A jednak laluni nie opyliłem. To jakbym świętością kupczył, zacny panie. Bo musisz pan wiedzieć, że lalunią jest zgrzybiałą sta- rowinką. W naszej rodzinie przechodzi z matki na córkę już od blisko stu lat. No, więc się zmitrężyła... ale pan ją przywró- ci do formy. ALF Oczywiście. Jednakże to jeszcze potrwa... OPAS Przecież nie popędzam. Ot, chciałem rzucić okiem, jak po- stępuje praca. ALP Tak. Rozumiem pana. Ale... niech pan wybaczy... OPAS zaniepokojony Coś się panu nie udało? ALF pospiesznie Nie. Wręcz przeciwnie. Mam jednak taki zwyczaj... No, po prostu nie lubię pokazywać dzieła przed skończeniem. Może to pana śmieszy... OPAS podnosi się z szacunkiem, uroczyście Śmieszy? Proszę mnie nie obrażać, maestro. Ja chylę czoła przed sekretami warsztatu artysty. Trudno. Potęsknię jeszcze trochę za lalunią. Grunt, że mogę być spokojny o jej los. A w pańskich rękach... patrzy przenikliwie na Alfa Może są kłopoty natury... że tak powiem: materiałowej? sięga po pugilares W tym wypadku nie można ograniczać kosztów. ALF przestąpuje z nogi na nogę W zasadzie... OPAS No proszę... Proszę śmiało! ALT Pokazał się w komisach specjalny klej do porcelany. Ja- poński... OPAS z ożywieniem Japoński, powiada pan? To na pewno musi być coś extra. Ile? ALF Nie dowiadywałem się dokładnie. Sądząc jednak po krajo- wych... OPAS Do rzeczy, kochany mistrzu. Ile? Alf ma już wypowiedzieć zmyśloną liczbę, kiedy od drzwi rozlega się pukanie