X


Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wdrapali�my si� na szczyt urwiska b�d�cego brzegiem dawno wyschni�tej rzeki, kiedy u�wiadomi�am sobie, �e powr�t do stacji oka�e si� zapewne trudniejszy ni� przypuszcza�am. Moje cia�o opiera�o si� ka�demu nowemu wysi�kowi, jakiego od niego wymaga�am, a dzieci wci�� zostawa�y z ty�u. Nie mia�am si�, �eby je nie��. Oparli�my si� o jakie� ska�y, �eby odpocz��, ja za� kolejny raz przebieg�am wzrokiem po niebie i okolicy, szukaj�c �ladu �ycia. - Kildo! Tam kto� si� zbli�a! - zawo�a� Oomark, pokazuj�c nie na niebo, lecz na g�szcz poprzewracanych ska�. To nie by� szukaj�cy nas stra�nik. Zbli�a�a si� do nas jaka� posta�, przystaj�c cz�sto, z jedn� lub drug� r�k� opart� na najbli�szym g�azie; najwidoczniej potrzebowa�a wsparcia. Zacz�am macha� r�kami i krzykn�am: - Tutaj! Tutaj jeste�my! Zobaczy�am, jak ten kto� potwierdzi� gestem, �e mnie us�ysza�, a potem skierowa� si� wolno w nasz� stron�. Musia� by� chory lub ranny, skoro dotarcie do nas wymaga�o takiego wysi�ku. Kiedy zbli�y� si�, zobaczy�am, �e jest to m�ody m�czyzna, i �e nie ma na sobie munduru stra�nika. Odziany by� w postrz�pione resztki spodni, a pier� opasywa� banda�. Sk�r� r�k i twarzy mia� spalon� na br�z, jak ludzie, kt�rzy cz�sto przebywaj� na pok�adach statk�w kosmicznych, ale mniej wyeksponowane cz�ci cia�a by�y kremowobia�e. Nie nosi� brody. Ciemnorude w�osy mia� przyci�te bardzo kr�tko, jak �ciernisko pokrywaj�ce czaszk�. Z twarzy, zapadni�tej i wyn�dznia�ej, stercza�y ko�ci, opi�te ciemnobrunatn� sk�r�. Najwyra�niej nie by� w lepszym stanie ni� my. Moj� uwag� skupi�y banda�e - sta�am bez ruchu, ledwie oddychaj�c. Czy to mo�liwe?... Przecie� Melusa przysi�g�a, �e umo�liwi nam powr�t do naszych w�asnych �wiat�w. Sk�d tutaj wzi��by si� Kosgro? Wyl�dowa� gdzie� na nie zamieszkanej planecie, a potem przez przypadek przeszed� przez wrota. A tu by� Dylan, �wiat znany i zamieszkany od ponad stu lat. Zrobi�am krok czy dwa w jego stron� i zapyta�am: - Jorth Kosgro? Przystan��, lew� r�k� trzymaj�c si� ska�y, a praw� przecieraj�c oczy, jak gdyby w�tpi� w to, co widzi. - Z�ama�a jednak przysi�g� - powiedzia�. - Pos�a�a was za mn�. - Nie! Sta�o si� w�a�nie na odwr�t! - Cho� Melusa, rozmy�lnie czy nie, zdradzi�a go, cieszy�am si� z tego, mimo i� wiedzia�am, co to dla mnie znaczy. - Znajdujesz si� na Dylanie, pos�a�a ci� razem z nami! Wytrzeszczy� na mnie oczy. - To jest - powiedzia� wolno, starannie oddzielaj�c s�owa, tak jakbym to zrobi�a, gdybym stara�a si� zwr�ci� na co� uwag� roztrzepanego dziecka - planeta, na kt�rej wyl�dowa�em. Nie ma jej na �adnej z map. Ja j� odkry�em. - To jest Dylan! - sprzeciwi�am si�. - A to droga, kt�r� przyszli�my... Machn�am r�k� w stron� niewidocznej stacji. - Tu� za tymi grzbietami jest stacja stra�nik�w le�nych. Teraz powinni by� gdzie� tutaj, szukaj�c nas. St�d ju� tylko kr�tki lot �migaczem do Tamlinu, portu kosmicznego. Spoczywaj�c� na skale d�o� zwin�� w pi��, i waln�� ni� w g�az. - M�wi� ci, wyl�dowa�em na nieznanym �wiecie. Nie przes�a�em jeszcze raportu... Mog� zaprowadzi� ci� do mojego statku... Udowodni� to... Bredzi w malignie, oczywi�cie, wszystko z powodu tej rany, pomy�la�am. Przyjrza�am si� banda�om, kt�re zak�ada�am. Nie zauwa�y�am na nich �wie�ych plam. Nawet je�li rana si� nie otworzy�a, to i tak musia� by� skrajni� wyczerpany. Mieli�my bardzo ma�o jedzenia. I im szybciej znajdziemy si� w stacji, tym szybciej otrzyma w�a�ciw� opiek�. - Chod�my! - Oomark podbieg� do Kosgro i chwyci� go za r�k�. - Prosz�, jeste�my tacy g�odni. Do stacji nie jest daleko, naprawd�. A tam dadz� nam co� do jedzenia. Kosgro spojrza� na drobn� twarz ch�opca. - Gdzie to jest? - zapyta� takim tonem, jak gdyby uwa�a� odpowied� za niezmiernie wa�n�. - C�, nie wiem dok�adnie gdzie - zacz�� Oomark ku mojemu przera�eniu. Jego wahanie mog�o tylko utwierdzi� Kosgro w z�udnym prze�wiadczeniu, �e ma racj�. - Ale nie jeste�my zbyt daleko od Doliny Lugraan�w i parkingu �migaczy. Gentlehomo Largrace zabra� nasz� klas� na wycieczk�. Kilda i Bartare przyjecha�y razem z innymi rodzinami na piknik. Mieli�my obserwowa� �ugraany i napisa� o tym raport. Stra�nicy powiedzieli nam, �eby�my trzymali si� razem i nie oddalali si�. Za�o�� si�, �e b�d� okropnie �li, kiedy nas znajd�. Kilda, czy b�d� a� tak w�ciekli, �e powiedz� wszystko komendantowi i ka�� mu ukara� nas? Oomark wygl�da� na zal�knionego tym, co mo�e go spotka�. - My�l�, �e kiedy komendant Piscov us�yszy ca�� histori�, zrozumie nas - zapewni�am go pospiesznie. Kosgro przenosi� wzrok ze mnie na Oomarka i z powrotem. Na jego ciemnej twarzy malowa� si� wyraz oszo�omienia. Lecz kiedy Oomark znowu poci�gn�� go za r�k�, ruszy� za nim. - Chc� zobaczy� t� stacj� stra�nik�w, ten parking �migaczy. Poka�cie mi to! Poruszali�my si� bardzo wolno po nier�wnym pod�o�u. By�am zaniepokojona, i to bardzo. Fakt, �e nie natkn�li�my si� na szukaj�cych nas, nie dawa� mi spokoju. Stra�nicy musieli mie� w jednym z wy�ej po�o�onych miejsc jaki� punkt obserwacyjny, wyposa�ony w teleskopy, dla kontroli patrolowanego obszaru. Jednak, z wyj�tkiem paru lataj�cych stworze�, nie napotkali�my nikogo, i ten �wiat wydawa� si� by� nie zamieszkany przez ludzi, tak jak utrzymywa� to Kosgro. Ze szczytu zbocza, na kt�re weszli�my, spojrzeli�my w d� na drog� wiod�c� od skalnych wyst�p�w nad Dolin� Lugraan�w do parkingu �migaczy. Widok tej nosz�cej �lady cz�stego u�ywania drogi z pewno�ci� od razu przekona Kosgro, pomy�la�am. Nie dostrzegli�my tam jednak niczego poza paroma znakami wskazuj�cymi na to, �e ongi rzeczywi�cie bieg�a tamt�dy droga. Nie pomyli�am si� - to by�o miejsce, gdzie Bartare i jej brat od��czyli si� od grupy. Ja te� ruszy�am stamt�d za nimi. Niedaleko st�d, na skale, zostawi�am rejestrator Lazka Volka. Ale nie tylko znikn�o jego pud�o; ska�y - gdy rozejrza�am si� za ni� - r�wnie� nie by�o. - Kildo, gdzie jest droga? Co sta�o si� z drog�? - zawo�a� Oomark. - W�a�nie, gdzie jest droga? - zapyta� triumfuj�co Kosgro, jak gdyby w�a�nie dowi�d�, �e to on mia� racj�. Ale ja zaobserwowa�am zbyt wiele �lad�w, bym mog�a to potraktowa� jako pomy�k�. I je�li patrzy�o si� wystarczaj�co uwa�nie, mo�na by�o zobaczy� pozosta�o�ci po drodze. - Droga bieg�a tamt�dy. Wci�� jest cz�ciowo widoczna! Tam! Tam! Tam! D�ga�am palcem, wskazuj�c w�a�ciwe miejsca. Nadal nie mog�am pogodzi� si� z tym, �e dobrze oznaczona droga zmieni�a si� w co� takiego. - Chc� wr�ci� do domu, prosz�, Kildo! W g�osie Oomarka brzmia� strach. - Zejdziemy do l�dowiska �migaczy. - Wzi�am go za r�k�. T�dy. �mia�o zsun�am si� ku tej ledwie widocznej, wykutej w skale drodze, kt�ra powinna doprowadzi� nas do cywilizacji. Ju� niedaleko. .. jeszcze tylko dwa zakr�ty... Bola�y mnie stopy. Kamienie, tak odmienne od mi�kkiej darni szarego �wiata, razi�y mi nogi przez cienkie sanda�y. Ku�tyka�am jednak dalej. L�dowisko �migaczy - tak, znowu tylko szcz�tki! �aden pojazd nie sta� na sp�kanej p�aszczy�nie; kraw�d� zia�a szczerbami tam, gdzie oberwa�y si� jej fragmenty