Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Jemke jednakowoż pił. Kelner wskazał Trudnemu zajmowany przez esesmana stolik; Trudny podszedł, rzucił płaszcz na krzesło, teczkę na stół - Jemke podniósł nań swą bladą twarz, wzrok niejasny, nieskupiony. - Ehm... Herr Trudny? Jan Herman usiadł. Przyjrzał się porucznikowi z nieukrywanym niesmakiem. - Co z panem? - mruknął. - Kobieta? Klaus parsknął, zaśliniając przy okazji mankiety munduru i obrus - opierał swą głowę na rękach, czasami jednak mu się z nich wymykała i musiał wtedy dłuższą chwilę walczyć o odzyskanie nad nią pełnej kontroli. - Hitler - wymamrotał. - Ach, ten front. Jemke sięgnął po kieliszek, podniósł go do ust. Spojrzał: pusty. Wypuścił szkło z jękiem. - Ja nie chcę umierać! - zarzęził, nachylając się ku Trudnemu. Połą rozpiętego munduru zahaczył o suchy badyl wystający z brunatnego wazonika stanowiącego jedyną ozdobę stolika. - A kto chce? - zauważył sentencjonalnie Jan Herman, szukając po kieszeniach papierosów i zapałek, bo jak zwykle nie pamiętał, gdzie je ostatnio schował. - Oni chcą! Oni chcą! - zaszlochał Klaus. - Tu wszyscy chcą umrzeć! - Zamierzył się rozdygotaną ręką na jakieś deliryczne zwidy zawieszone przed nim w nieruchomym powietrzu. - Pan jest Polak, prawda? Pan jest Polak- skierował swe przekrwione oczy na Trudnego. -Pan mi powie, o co w tym chodzi. Ja nie rozumiem. Ja nic nie rozumiem. Trudny znalazł papierosy, zapalił jednego. Rozejrzał się po sali. Ciasna, nie doświetlona, oferowała klientom niskiej klasy ułudę prywatności, obskurnie fałszywą z braku tłumu wytwarzającego hałas i ścisk kamuflujący wszystkich jednaką maską anonimowości. Znudzeni kelnerzy rozmawiali o czymś przy barze. Dwie kurwy płaczliwie zwierzały się sobie nawzajem nad kieliszkami czerwonego wina. Łysawy kapitan Luftwaffe chrapał rozwalony na stoliku o dziko pomiętym obrusie, zalanym jakąś zielonkawą cieczą. W najciemniejszym kącie siedział posępny starzec i z rozciągniętą na pomarszczonym obliczu miną świadomego transcendentalnego znaczenia chwili męczennika - zalewał się cokolwiek mętnawą czystą. Z ulicy dochodziły odgłosy niemrawego ruchu ulicznego. - Czego pan nie rozumie? - Śmierci! - wrzasnął Jemke, potem przeszedł do szeptu: - Jak to jest z tym zabijaniem, co? No, jak to jest? - Wygrzebał skądś swą czarną czapkę i podstawił Janowi Hermanowi pod nos srebrny emblemat nagiej czaszki podkreślonej dwoma piszczelami. - Widzi pan to? A oni widzą i myślą, że ja wiem. Aleja nie wiem. Pan mi powie. Co to znaczy? O co tu chodzi z tym całym umieraniem? Trudny spojrzał w dym. - Jaki ma pan przydział? - spytał. - Totenkopfyerbande - pociągnął nosem Obersturmfiihrer. - No to się pan szybko dowie. - Aleja chcę teraz! - wydarł się Jemke. - Teraz! -I na kelnera: - Piwa! Albo czegokolwiek! Kelner przyniósł cokolwiek. Jan Herman zastanawiał się, czy po prostu nie wstać i nie wyjść stąd. Podarunki Janosa potrafiły być niebezpieczne dla obdarowywanego, o czym Trudny dopiero co się przekonał. - Herr Jemke. Herr Jemke...! Pan mi miał opowiedzieć historię pewnego domu na Pięknej. Pamięta pan? Taka była umowa. Pamięta pan rozmowę ze Standarten- fuhrerem Janosem? Coś tam Jemke pamiętał. - Janos... ehm, Janos. No tak. Ten dom - zamrugał, potrząsnął głową. - A właściwie co panu do niego, hę? - Mieszkam w nim. - Aaa, mieszkasz pan w nim! Aa... to przepraszam. Jeśli pan mieszka, to owszem, proszę bardzo... - przysnął i zaraz się obudził. - Ale o co chodzi? Jan Herman zrezygnował. - Nie, o nic, śpij pan. Naraz Klaus Jemke się oburzył. - Ja nie śpię! Ja nigdy nie śpię! Ja w ogóle nie muszę spać! Siadaj pan! Wszystko pamiętam! Wszystko opowiem! No siadaj pan! I milcz, kiedy Jemke mówi! - Tu przestał mówić, lecz Trudny i tak się nie odzywał. Obersturmfuhrer przez dłuższą chwilę zbierał myśli, po czym ruszył na pierwszym biegu. - Mhm... ja wtedy robiłem w transporcie. Lato było. Upał, że skarż mnie Bóg. Wścieklizna na ludzi od tego gorąca. Dwóch w kompanii się pobiło, jednemu szwy, drugiemu areszt. I wtedy przyszedł rozkaz, żeby skończyć ten cały interes z Żydami