Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Longstaff odszed³ do swojego kutra, a mijaj¹c Struana uœmiechn¹³ siê i uchyli³ kapelusza. - Jutro w po³udnie, Dirk - powiedzia³. Culum otar³ spocon¹ twarz i spojrza³ na niskiego mê¿czyznê, który sta³ obok. - Panie Hibbs? - powiedzia³. Mierz¹cy metr szeœædziesi¹t piêæ Henry Hardy Hibbs wyprostowa³ siê i wspi¹³ na podest. * Uszanowanie waszmoœciom - przywita³ siê z ob³udnym uœmiechem. - Henry Hardy Hibbs, z Londynu - przedstawi³ siê - z bywszej firmy „Hibbs, Hibbs, Hibbs - Lycytacje i Handel Nieruchomoœciami, urzêdowy lycytator Jego Ekscelencji, wielmo¿nego pana Longstaffa. Do waszych us³ug”. - By³ niechlujnym, zawszonym, s³u¿alczym, pomarszczonym staruchem z ³ys¹ g³ow¹. - Dzia³ka numer jeden. Zaraz, co ona kosztuje? * Sk¹d¿eœ go, u diab³a, wytrzasn¹³, Culum? - spyta³ Struan.. * Znalaz³em na jednym handlowcu - us³ysza³ Culum w³asny g³os, pragn¹c mieæ ju¿ ten dzieñ za sob¹. - Zarabia³ na swój przejazd z Singapuru. Obrobili mu tam kieszenie i ukradli wszystkie pieni¹dze. Struan przys³uchiwa³ siê, jak Hibbs zrêcznie, sprawnie i przymilnie podnosi cenê coraz wy¿ej. Przyjrza³ siê t³umowi i zmarszczy³ twarz. - Co siê sta³o, Dirk? - spyta³ Robb. * Rozgl¹da³em siê za Gordonem. Widzia³eœ go? * Ostatnio widzia³em go, jak szed³ w stronê Cypla Glessinga. A czemu pytasz? * Niewa¿ne - odpar³ Struan, bardzo siê dziwi¹c, ¿e Gordona tu nie ma. Spodziewa³bym siê, ¿e bêdzie licytowa³ osobiœcie, pomyœla³. Bo czy¿ mo¿e byæ lepsza inwestycja? Licytacja parceli toczy³a siê szybko. Wszyscy kupcy wiedzieli, ¿e kolonia oznacza ustabilizowanie sytuacji. Stabilizacja zaœ oznacza, ¿e wartoœæ ziemi podskoczy w zawrotnym tempie. Zw³aszcza gdy koloni¹ jest wyspa, gdzie brakuje p³askich terenów pod zabudowê. Ziemia oznacza bezpieczeñstwo, bo ziemi nie mo¿na utraciæ. Z niej rodz¹ siê fortuny. W miarê trwania aukcji Struan denerwowa³ siê coraz bardziej. Na drugim krañcu t³ocz¹cej siê ci¿by czeka³ równie jak on podminowany Brock. Sta³ przy nim Gorth, strzelaj¹c oczami to na Struana, to na swoich ludzi otaczaj¹cych srebro. Struan i Brock nabyli dzia³ki, które miêdzy sob¹ ustalili. Ale ceny by³y wy¿sze ni¿ oczekiwali, bo licytowano zawziêcie. Licytowali siê natomiast o parê mniejszych parcel. Kilka z nich Struan kupi³, z zakupu innych siê-wycofa³. Napiêcie wœród kupców wzros³o. Wystawiono na sprzeda¿ i nabyto ostatnie nadmorskie dzia³ki. Nastêpnie zaoferowano parcele miejskie i wiejskie, które równie¿ kupowano drogo. Pozosta³o jedynie wzgórze. By³ to najwiêkszy kawa³ gruntu i najlepszy. - A wiêc skoñczyliœmy, waszmoœciowie - oznajmi³ Hibbs g³osem schrypniêtym od wywo³ywania cen. - Na bywcy dzia³ek musz¹ zaraz wp³aciæ po pó³ funta. Pokwito wanie wydaje zastêpca sekretarza kolonii. Psze bardzo! Zdumiony t³um oniemia³. - Sprzeda¿ placów jeszcze nie skoñczona! - przeci¹³ powietrze g³os Struana. - Dalibóg, tak! - wykrzykn¹³ Brock. ¯e co, panowie? - spyta³ ostro¿rie Hibbs, wietrz¹c k³opoty. * A co ze wzgórzem?! * Jakim wzgórzem, waszmoœcie? * Tym wzgórzem! - odpar³ Struan, bezceremonialnie wskazuj¹c palcem wzniesienie. * Jego, mmm... nie ma na liœcie, psze pana. Ja nie mam z tym nic wspólnego - dorzuci³ poœpiesznie Hibbs, gotów wzi¹æ nogi za pas. Spojrza³ na stoj¹cego jak s³up Culuma. - Prawda, wielmo¿ny panie? * Tak. Culum zmusi³ siê do spojrzenia na ojca, dusz¹c siê panuj¹c¹ cisz¹. * Czemu go nie ma na liœcie?! * Bo... bo ju¿ zosta³o zakupione. Culumowi zje¿y³y siê w³osy na karku, kiedy zobaczy³ - niby we œnie - ¿e ojciec podchodzi do niego, i wszystkie starannie dobrane s³owa ulecia³y mu z g³owy. Wszystkie racje. To, ¿e dziœ rano doprowadzony do ostatecznoœci oznajmi³ Longstaffowi, i¿ ojciec zamyœla postawiæ na tym wzgórzu koœció³. Ku po¿ytkowi ca³ego Hongkongu. Nie by³o innego sposobu! - chcia³ krzykn¹æ. Nie rozumiesz?! Zniszczy³byœ nas wszystkich. Gdybym ci to powiedzia³, w ogóle byœ mnie nie wys³ucha³. Nie rozumiesz?! * Kto je kupi³? * Ja. Dla Koœcio³a - wyj¹ka³ Culum. - Za funt rocznej renty. To wzgórze nale¿y do Koœcio³a. * Zabra³eœ moje wzgórze?!!! Struan wypowiedzia³ te s³owa cicho, ale przeszywaj¹co ostrym tonem. A Culum dos³ysza³ w nich okrucieñstwo. - Tak. Dla Koœcio³a - wycharcza³. - Akt... akt w³as noœci... zosta³ podpisany dzisiaj rano. Ja... podpisa³ go jego ekscelencja. Na wieczyste u¿ytkowanie. - Wiedzia³eœ, ¿e chcê mieæ tê ziemiê?!!! - Tak. - Culum widzia³ jedynie oœlepiaj¹cy blask, któ ry zdawa³ siê tryskaæ z oczu ojca, niszcz¹c go, odbieraj¹c mu duszê. - Tak. Tak. Ale uzna³em, ¿e powinna przypaœæ Koœcio³owi. Ja sam. To wzgórze nale¿y do Domu Bo¿ego. - Oœmieli³eœ siê pokrzy¿owaæ moje plany?!!! Zapad³a przeraŸliwa cisza. Nawet Brock zl¹k³ siê si³y, która bi³a od Struana, niewol¹c wszystkich. Culum oczekiwa³ ciosu, pewien, ¿e nast¹pi... wszyscy byli o tym przekonani. Ale Struan rozwar³ piêœci, odwróci³ siê na piêcie i odszed³ z doliny