Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Idziemy wzdłuż betonowych słupów, których nie łączą druty. Kiedyś ojciec robił w Elektromontażu, trzydzieści lat temu elektryfikował wsie na Lubelszczyźnie. Stamtąd pochodzi, tam poznał mamę. Mieszkała bez prądu. Wtedy na licznik czekało się aż dwa tygodnie. On zrobił tak, że po godzinie w jej domu świeciła już pierwsza żarówka. 198 Atu, w Wojciechach, od kilku lat rodzice nie mają prądu. Cezarego to martwi. Próbował załatwić ponowną elektryfikację Łysej Góry, ale ojciec nie chce, bo trzeba płacić. Ani tato, ani mama nie chcą przenieść się na Śląsk, choć Cezary ich do tego namawia. Wiedzą, że dzisiaj przyjeżdżamy. Cezary zadzwonił wcześniej do sklepu w Wojciechach- sąsiedzi przekazali wiadomość. Dom ten sam co wtedy: murowany, ze spadzistym dachem i z wejściem pośrodku. Teraz odrapany, szary, jak opuszczony. Rodzice mieszkają tylko w dwóch pokojach. W pozostałych - okna nie mają szyb. Mama: szczupła siwa pani z papierosem w ręku, ma pięćdziesiąt lat. Ojciec: dwa lata starszy, niewysoki, przygarbiony, pomarszczony, też pali. Cieszą się. Mucha sprząta stół. Z torby wyjmuje talerze, kubki, łyżeczki, herbatę, kawę, cukier, chleb, masło, wędlinę. Wszystko wczoraj w Chorzowie naszykowała żona Cezarego. Nawet nóż dała. - Przyjechaliśmy, żeby w końcu zrozumieć, dlaczego nas wtedy zabrali - zapowiada Cezary. - Musieli wykonać plan - wyjaśnia ojciec. - Ja byłem tu obcy, nikt nas nie obronił. Niczego sobie nie zarzucam. - Będziemy szukać Doroty i Ani - mówi Mucha. - Tak? - pyta mama. - A znajdziecie? - Nie wiem, ale muszą tu być jakieś ślady - Cezary pije herbatę. - Tu albo w Bartoszycach, w sądzie. -Aha - przytakuje mama. - Trzeba szukać, trzeba. I Marzeny trzeba. - Zaczniemy od Dominika - zapowiada Cezary. - Był Dominik - mama odwraca głowę. Urodziła go w czasie wędrówki. Ojciec mówi, że rok przed porodem nie widział mamy ani razu. Więc dziewiąte dziecko nie jest jego. 199 Dominik urodził się w czerwcu 1989 roku. Wiemy to z kopii postanowienia sądu w Bartoszycach. Cezary znalazł pismo niedawno na strychu AV Wojciechach (wszystkie dzieci ze Śląska czasem odwiedzaj ą rodziców, spędzajątu z rodzinami wakacje). Odnaleziony dokument mówi, jak było: sędzia Roman Kawczak oddał Dominika małżeństwu R. spod Olsztyna. Zrobił to, choć wciąż trwała sprawa o pozbawienie małżeństwa Postków władzy nad dzieckiem. W dokumencie jest adres państwa R. o Państwo R. mieszkają trzydzieści kilometrów stąd. Chłopiec ma dziewięć lat, żadne z rodzeństwa nigdy go nie widziało. Nie wiemy, czy on wie, I nie jego będziemy o to pytać, ale adopcyjnych rodziców. - Jeśli nie wie nic - Cezary mówi to już po drodze - trzeba się będzie wycofać. Przynajmniej na jakiś czas. Może rodzice kiedyś mu o tym powiedzą. -Albo my - przerywa Micha. - Kiedy będzie dorosły. - Ile to lat jeszcze? - pyta Cezary. - Dziewięć. - Długo. Dom przy głównej ulicy miasteczka. - Serce mi wali - mówi Micha, ale Cezary nie czeka, tylko puka w duże drzwi. - Nazywam się Cezary Postek. - Mamy delikatną spravę do pani - nerwowo uzupełnia Mucha. - Proszę, proszę do środka - wysoka kobieta sprawia wrażenie energicznej. Jest zaskoczona, przygląda się nam uważ- nie. W domu oprócz niej - tylko syn. Z wyglądu: dziesięciolatet Blondyn, jak Dorotka. Właśnie je zupę w kuchni, obserwuje gości. Peszy się, bo goście też go obserwują. - Proszę, proszę do pokoju - kobieta zamyka drzwi, siedzimy już sami. - Jesteśmy rodzeństwem pani syna - zaczyna Czarek. - Wiedziałam o was - pani R. mówi spokojnie, ale łzy cisną się jej do oczu. - Przepraszamy - wtrąca Cezary. - Nie, nic. Mówiłam dzieciom, że kiedyś rodzeństwo może się do nich zgłosi. Ale nie przypuszczałam, że takie dorosłe. - Wie, że jest adoptowany? - twarz Muchy promienieje. - Powiedzieliśmy dzieciom. - To jest Dominik? - Mucha nie wytrzymuje i palcem pokazuje drzwi. - Dominik? Relacja pani R.: decyzją sądu w Bartoszycach został jej i mężowi przyznany Dominik Postek. Była jesień 1989 roku, chłopiec miał kilka miesięcy. Państwo R. pojechali po niego do domu dziecka w Mrągowie (- Tam, gdzie była kiedyś Dorotka - mówi Cezary do Muchy). Pomimo że mieli stosowne pismo, dziecka im nawet nie pokazano. Wyjaśniono jedynie, że chłopiec jest poważnie chory - chyba porażenie mózgowe -i nie nadaje się do adopcji. Rok później zupełnie inny sąd przyznał państwu R. innego niemowlaka. A że niemowlak miał o dwa lata starszą siostrę - zostali adoptowani obydwoje. Na dowód tego wszystkiego pani R. przynosi dokumenty swoich dzieci. 9 Dlaczego jesienią 1982 roku zostali zabrani z domu? Dorosły Cezary szuka powodów: czasem zamiast do szkoły biegliśmy na łąki albo do Szwedykowego Lasu. Tata pił, nie on jeden we wsi. Mama nie radziła sobie z siódemką małych dzieci, bez gospodarstwa. A wtedy trzeba było być mocnym, walczyć o wszystko. Zaraz miał być stan wojenny. - Mieliśmy co jeść i gdzie spać - Mucha dobrze pamięta. -1 mama nas kochała. t 201 200 Dzisiaj w domu w Wojciechach nie ma żadnego dokumentu, który pozwoliłby zrozumieć, dlaczego tak się wtedy stało. A musiał przecież być odpis sądowej decyzji