Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Stare, ale wypróbowane metody, stosowane zapewne do wielu innych! - To, co mówisz, nie usprawiedliwia go wcale - wyjawiła głośno swe zdanie. - Bardzo jestem ciekawa, jak wedle Bisi mam postąpić?! - rzuciła z leciutkim przekąsem podrażniona już nieco pani domu. - Wypełnić wolę ojca, który wymówił temu nieetycznemu pyszałkowi swój dom w Malinkach i zamknąć przed nim swój dom na Brzozowej! - zadecydowała dzielna kobieta z tak tkliwą troską w głosie, że rozczuliłaby w każdym innym wypadku Alinkę, która jednak na te słowa rzuciła się w bok, odsuwając się całą postacią od zapatrzonej w nią niemal modlitewnie przyjaciółki - Co za pomysł?! - wykrzyknęła podniecona, wznosząc dumnie głowę do góry. - Zamykać przed nim swój dom?! Dlaczego?! Żeby jeszcze pomyślał, że ja się go boję?! Mam unikać miłego, dbającego o mnie towarzysza dla fantazji i jakichś przywidzeń Bisi?! Po ciężkim dniu pracy należy mi się rozrywka. A zresztą - to mój dom i tylko ja mam prawo rozstrzygać, kogo chcę tu przyjmować, a kogo nie! Pracuję sama na siebie i na dziecko. I jestem niezależna! Proszę o tym pamiętać! - Zerwała się z sofy i przycisnąwszy białe dłonie do piersi, jęła szybko i nerwowo przebiegać całą jadalnię. "KOcha go i broni swej miłości!" - zdała sobie sprawę trzeźwo i z bólem panna Balbina. Młoda wdowa zatrzymała się nagle przed nią. Oczy jej błyszczały uniesieniem, lekkie zazwyczaj rumieńce na policzkach przybrały gorętszą barwę, małe usteczka czerwieniły się jak dojrzałe jarzębiny, jasne włosy w świetle elektrycznej lampy połyskiwały na skrętach jak złoto. Była wprost porywająca w tym kolorycie i wdzięku postaci. Wyciągnęła rękę w stronę Bisi, jak gdyby podkreślając nią "memento" lat dawnych: - Słyszałam przed chwilą bezwzględne zdanie Bisi. Niechże mi wolno będzie wypowiedzieć i swoje zdanie co do całej przeszłości, zdanie, nigdy nie wyjawione i o jakie - muszę wyznać! - (zaśmiała się krótko) - nikt nigdy nie pytał! Cofnijmy się myślą o lat kilkanaście, dobrze?! Wydaliście mnie za mąż za człowieka o wiele ode mnie starszego, dla którego prócz uznania, nie miałam żadnego uczucia. Nie zaznałam szczęścia wzajemnej miłości. Pomimo to, czyż nie byłam dobrą, wierną żoną? Czyż nie oddałam się wychowywaniu dzieci, nie pomnąc na swoje, tak wczesne lata?! Spełniłam wszystkie obowiązki jak tylko mogłam najlepiej, a w zamian cóż życie mi dało?! Odebraliście mi dzieci... Panna Balbina załamała dłonie z takim wyrazem cierpienia, że uniesienie Alinki nieco przygasło: - Wiem, wiem! - mówiła już nie tak gorączkowo - że okoliczności zmusiły naszą rodzinę do tego kroku, Ale czy Bisia myśli, że mam serce z kamienia, że nie przebolałam tego rozbicia gniazda, aż nadto dotkliwie?! I teraz, gdy zjawia się na mej osamotnionej, wyboistej drodze, towarzysz lat młodocianych, ten, któremu oddałam moje pierwsze, wiośniane uczucie i chce mnie otoczyć kochającym ramieniem, to Bisia zaklina mnie na pamięć ojca, abym zamknęła przed nim drzwi swego domu! Otóż oznajmiam Bisi stanowczo, że jeśli Edmund oświadczy się o moją rękę - wyjdę za niego, nie zwracając uwagi na wszystkie protesty! - I ty naprawdę sądzisz, że taki samolub obarczałby się wdową z dzieckiem, bo przecież z Anią nie rozstałabyś się przenigdy?! - powiedziała wolno i z naciskiem nieugięta w swych poglądach panna Balbina. - Jeśli mam ci odkryć dno mego serca, to wiedz, że o tym, iż tam właśnie - tu głos mówiącej zadrżał - tai się dotkliwa troska, w jakim celu ten "miły towarzysz" układa ci kwiaty pod nogi?! Oczy pani Aliny sypnęły skrami. Znać serce w niej zapałało od gwałtownego wzburzenia