Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Księżycowa stała cierpliwie, bez sprzeciwu, drżąc nieco w kłębie. Gdy Duhe skończyła, psica kilka- krotnie machnęła ogonem. - Teraz połóż się, proszę - rzekła lekarka. Księżycowa spojrzała jej w oczy i ułożyła się z głową opartą na wyciągniętych przednich łapach. Duhe podrapała ją za uchem. Shamsha schowała się w do- mu, ale Fefinum podeszła do drzwi popatrzeć. - Może mieć wstrząs mózgu — powiedziała Duhe. - To był sil- ny cios. - Czy będzie mieć ataki? - zapytała Fefinum. - To możliwe. Ale pewnie to odeśpi, jeśli poleży w spokojnym miejscu, gdzie nikt jej nie będzie przeszkadzał. Sen to cudowne le- karstwo! Zeszłej nocy ja sama zażyłam go niezbyt wiele. Zaniosła do domu miskę i szmaty. Fefinum, cały czas zwróco- na do niej plecami, zaczęła kroić ogórki na marynatę. - Ta psica zwykle chodziła z Whette, prawda? - zapytała Du- he. -Jak Whette ją nazywała? - Nie pamiętam — rzekła Shamsha. Nie odwracając się Fefinum powiedziała: - Moja siostra nazwalają Księżycowa. - Zdaje się, że przyszła tutaj odszukać Whette, albo pomóc nam ją odnaleźć. -Jest głucha, ślepa i szalona - oznajmiła Shamsha. - Nie zna- lazłaby martwego jelenia, gdyby się o niego potknęła. A w ogóle, to nie rozumiem, co mówisz o szukaniu mej córki. Jak kto chce z nią pomówić, niech idzie do Wakwaha! Drogi w górę Rzeki nie musi wskazywać mu pies. Tymczasem schodkami na ganek weszli Kamedan z Małpim Kwiatkiem i zza uchylonych drzwi usłyszeli rozmowę kobiet. Męż- czyzna spojrzał na psicę i wszedł do domu bez słowa, lecz chło- piec zatrzymał się i długo się jej przyglądał. Księżycowa leżała z głową opartą o przednie łapy i patrzyła nań do góry, cicho bijąc ogonem w podłogę werandy. — Księżycowa, czy wiesz, gdzie ona jest? — zapytał szeptem Mał- pi Kwiatek. Księżycowa ziewnęła ze zdenerwowania, ukazując wszystkie swe żółte zęby, po czym z trzaskiem zamknęła pysk, wciąż patrząc na małego. — No, to chodź - powiedział Małpi Kwiatek; przez chwilę za- stanawiał się, czy nie powiedzieć ojcu, że idzie szukać matki, ale wszyscy dorośli rozmawiali w domu i nie chciał być między nimi. Chętnie by jeszcze raz zobaczył lekarkę, ale bardzo się wstydził, że jej nasikał na podłogę, zszedł więc z ganku po schodkach, oglą- dając się przez ramię na Księżycową. Psica wstała, skamląc cicho, usiłując zrobić to, co zaleciła jej Duhe, i zarazem wykonać polecenie chłopca. Znów ziewnęła, po czym opuściła ogon i lekko nim machając pobiegła za Małpim Kwiatkiem, który zatrzymał się u stóp schodów i czekał, aż wskaże mu drogę. Ona też chwilę zaczekała, chcąc zobaczyć, czego od niej żąda, po czym ruszyła w stronę Rzeki; kiedy stawała, Małpi Kwiatek głaskał ją po grzbiecie i mówił: — Idź, piesku. I tak wyszli z miasta na północny zachód i przez porosłe wierzbiną rozlewiska poszli wzdłuż Rzeki pod prąd. Uwagi: Str. 413 „...Nie przyszła ani tamtego wieczora, ani później". Relacja Kamedana różni się pod kilkoma względami od opisu zniknię- cia Whette, jaki narrator podaje w pierwszym rozdziale powieści. Str. 416 „Whettez - Whette?" Tryb Nieba i Tryb Ziemi: „Whette jako wizja czy Whette w cielesnej po- staci?". Dialog w tym fragmencie jest w metrum czterosylabowym. Str. 422 „Matką jej była hechi, ojcem zaś dui..." Rasy psów; patrz: „Niektóre Inne Ludy z Doliny" Tył Książki. Pandora miło do miłego czytelnika Kiedy zabiorę cię w Dolinę, zobaczysz po lewej i po prawej stronie błękitne wzgórza, zobaczysz tęczę, a pod nią winnice, późno w porze deszczu, i może po- wiesz wtedy: - Oto ona! To tu! - Aleja powiem: - Troszkę dalej. I pójdziemy dalej, mam nadzieję, i zobaczysz dachy maleń- kich miasteczek i zbocza pagórków, żółte od dzikiego owsa, zoba- czysz wzlatującego w niebo jastrzębia i kobietę, która w porze su- chej śpiewa na płytkiej wodzie przy potoku, i powiesz wtedy: — Zo- stańmy tutaj, to jest to! -Aleja powiem: -Jeszcze troszkę dalej. Pójdziemy więc dalej i usłyszysz, jak przy źródłach rzeki woła przepiórka, odwróciwszy się zaś, ujrzysz rzekę samą, biegnącą w dół przez dzikie wzgórza poniżej, za tobą, i spytasz wtedy: - Czy to nie Dolina właśnie? - Aleja będę mogła tylko odpowiedzieć: - Napij się wody ze źródła, odpocznij tu trochę, przed nami długa droga, a ja nie pójdę bez ciebie. MÓWI KAMIEŃ CZĘSC TRZECIA Sądziłam, że Dom Tsaya w Południowym Mieście jest wspaniały i bogaty, lecz w porównaniu z Domem Tertera był niczym. Ponieważ Kondorzy zatrzymują wszystko, nic w zamian nie dając, w ich domostwach znajduje się wiele skomplikowanych urządzeń i mebli; a ponieważ wszyscy słu- żący i niewolnicy mieszkają na miejscu, jest tam wielu ludzi, któ- rych wzajemne stosunki są równie skomplikowane. Dom Tertera sam w sobie stanowił jakby małą wioskę, w której osiedliło się nie- gdyś wędrowne plemię. Rzadko wychodząc poza jego ściany, uzna- łam go za tak kwitnący i zasobny, jak się z pozoru wydawał, zwłasz- cza gdy zdałam sobie sprawę, że dla Dayao bogactwo było tym, co mieli, co zatrzymywali. Im bliżej, dzięki swemu urodzeniu, Prawdziwy Kondor zwią- zany jest z Kondorem, tym więcej władzy i godności posiada on sam i jego rodzina. Terterowie byli dla Kondora krewnymi drugie- go stopnia w linii męskiej. Terter Gebe, który za czasów młodości został wybrany towarzyszem Kondora i przez wiele lat pełnił rolę jego doradcy, nadal cieszył się względami syna i następcy Kondo- ra