Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Zanim poszli za swoim przywódcą, żołnierze owinęli twarze szalikami, by ochronić się przed kąsającym mrozem. - Powinien to zobaczyć Śpiew Ognia - zauważył An'desha. - Myśli, że nasza pogoda jest zła; ta jest okrutna! Zanim zapomniał - i korzystając z okazji, że Tremane zajął się czymś innym - An'desha wyciągnął ostrożnie mentalną "rękę" i dotknął go, chcąc osadzić połączenie. Natychmiast został odrzucony do tyłu przez reakcję osłon księcia. Energia odbiła się i przepłynęła przez niego w ciągu jednego uderzenia serca, przyprawiając każdy nerw o ból. W następnej chwili było po wszystkim, chociaż Natoli i Karal znaleźli się przy nim, podtrzymując go z niepokojem. Głowa mu pulsowała; wiedział, że czeka go ból, o którym mówił wcześniej, ale nic więcej mu się nie stało. - Wszystko w porządku - zapewnił, sprawdzając w krysztale, czy zaklęcie nie zostało zerwane. Nie zostało, a co więcej, Tremane zdawał się nieświadomy faktu, że ktoś usiłował go dotknąć. Połączenie trzymało - teraz będzie mógł odnaleźć księcia niezależnie od szkód, jakie wyrządzi na Równinach następna magiczna burza. - Czy jeszcze czegoś potrzebujemy? - zapytał. Natoli wzruszyła ramionami, a Karal potrząsnął głową. An'desha rozproszył zaklęcie i opadł w ramiona przyjaciół. To było wszystko - i na pewno dość - na jeden dzień. An'desha pozwolił im odprowadzić się do swojej komnaty i robić wokół siebie zamieszanie; szczerze mówiąc, byli czarujący. Gdyby głowa nie bolała go tak mocno, pewnie bardzo by się tym cieszył. Kolejne dwa dni przyniosły mnóstwo nowych wiadomości. Mieszkańcy Hardornu wydawali się przyjmować Tremane'a jako swego pana i byli bardzo zadowoleni z takiego położenia. Co do samego Tremane'a, troszczył się on o mieszkańców miasta w równym stopniu co o własnych podkomendnych. Uczestniczył w spotkaniach rady miejskiej, wojskowi uzdrowiciele pomagali mieszkańcom miasta, a ci z kolei uczestniczyli w wykańczaniu wnętrza koszarowych baraków. Stosunki nie układały się idealnie, pojawiały się wciąż konflikty, ale Shonar nie odrzucał cesarskich, a Tremane nie traktował go jak podbitego miasta. Nawet Florian zauważył poprzez Karala, że wielki książę Tremane wydaje się posiadać cechy doskonałego przywódcy każdej armii. An'desha nie miał wątpliwości, że to właśnie z dowódcą powinni nawiązać kontakt. Był rozsądny, wyraźnie reagował na potrzeby, nie tylko własne, ale i tych, którzy uznali go za przywódcę. Był człowiekiem myślącym i słuchającym rozsądnych argumentów. Istniał tylko jeden mały problem. Obserwując i słuchając, dowiedzieli się jeszcze jednej rzeczy z ust samego Tremane'a. On i nikt inny wydał rozkaz zabójcy, który zamordował ukochanego mistrza Karala, karsyckiego kapłana Słońca, Ulricha. ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Śpiew Ognia płonął nieuzasadnioną wściekłością. Ktoś czerpał moc z kamienia-serca! Nie zabrał jej zbyt wiele, ale nie poprosił go o pozwolenie sięgnięcia do niego, a przecież on, Śpiew Ognia, mógł potrzebować tej mocy do swoich doświadczeń! W ciągu ostatnich kilku dni nie zdołał zmylić Srebrnego Lisa i przedostać się do komnaty kamienia-serca, ale nie było to tak ważne, jak prześledzenie tego, co działo się z samym kamieniem. Nawet z dość dużej odległości mógł to zrobić; znalazł niewątpliwe ślady bytności kogoś obcego, chociaż nie zdołał określić osoby intruza. Nie była to Elspeth ani Mroczny Wiatr - znał ślady ich mocy. Nie były to również gryfy, zresztą żaden z nich nie został dostrojony do kamienia. Żaden z magów valdemarskich nie miał wystarczającej potęgi, by bezpośrednio sięgnąć do kamienia-serca. Początkowo Śpiew Ognia podejrzewał nowych magów z k'Leshya, ale i z tego musiał zrezygnować, w miarę jak upewniał się, że żaden z nich nie został jeszcze dostrojony do kamienia. An'desha. To musiał być An'desha. Był adeptem, łatwo mógł przekonać Elspeth lub Mroczny Wiatr, by pozwolili mu wejść do komnaty kamienia-serca i zaczerpnąć mocy. Pomagał rzemieślnikom i Karalowi swoją wiedzą praktyczną i teoretyczną na temat magii. Ktoś z nich musiał wpaść na pomysł, do którego wykonania potrzeba było tyle energii, że musieli skorzystać z mocy kamienia. Oczywiście nikt nie spytał o pozwolenie Śpiewu Ognia! "Oczywiście. Dlaczego mieliby to zrobić? Jestem tylko najbardziej doświadczonym adeptem! An'desha może sobie myśleć, że ma doświadczenie, ale jest ono skrzywione, splamione przez Zmorę Sokołów. Co więcej, nie ma w ogóle wprawy w pracy z jakimkolwiek kamieniem-sercem. Ale oczywiście Karal przekonał go, że już nie potrzebuje mojej pomocy. Na pewno myśli, że teraz może już działać na własną rękę. Nie był przygotowany do samodzielnego działania i nie będzie do niego gotowy przez lata! Nie ma sposobu, by mógł się do niego przygotować, zwłaszcza jeśli chodzi o kamień-serce! Ale Karal zapewne powiedział mu coś przeciwnego - przekonał go, że nie potrzebuje żadnej pomocy, podczas gdy teraz potrzebuje jej najbardziej." Z gniewem chodził tam i z powrotem, zapominając o oczekiwanych gościach. Aya, nieszczęśliwy, ćwierkał i machał skrzydłami na swojej żerdzi w kącie. Ognisty ptak zaczął rozsyłać iskry za każdym ich poruszeniem - świetliste punkciki opadające z jego skrzydeł jak pył. Śpiew Ognia zignorował te oznaki nasilającego się napięcia, zajęty wyłącznie swoim gniewem. Narastała w nim niepohamowana wściekłość. "Karal! To wszystko jego wina! Na bogów, powinienem coś zrobić z tym wścibskim głupcem! Sojusz już go nie potrzebuje, odkąd przyjechała Solaris