Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

W³aœciwie to mi go ¿al - mówi³a z piersi, na westchnieniach, by³a widocznie szczera. Podnios³em miêdzy nami gazetê. - Sam mog³em tu przyjechaæ. Przecie¿ nie ja, tylko wy... - zacz¹³em podnosiæ g³os, ale w tej chwili zjawi³ siê dyrektor. Znów by³ pogodny, nawet zaciera³ rêce odstawiaj¹c od bioder ³okcie. Ale wygl¹da³ tak, jakby po tym obchodzie wróci³ zziêbniêty. - No to prosimy - powiedzia³, stoj¹c ze z³o¿onymi d³oñmi. - To pewnie d³ugo nie trwa³o? - Ale¿ sk¹d, nigdy w ¿yciu - poderwa³a siê Matulakowa, gubi¹c gazetê: Dyrektor przyklêkn¹³, ³apa³ rozsypane pod krzes³em strony. By³em ju¿ na korytarzu, kiedy dyrektor zd¹¿y³ zabiec mi drogê. - Nie tam, towarzyszu, nie tam - popchn¹³ mnie w innym kierunku. - Po co zaraz wiec, ca³a ta pompa? S¹ w bufecie, tam wygodniej, mo¿na pogadaæ. - W bufecie? - Nie chcê, aby myœlano, ¿e mi brak poczucia humoru. - Có¿ to, likiery i czarna kawa? - Jak ju¿, to nie likiery, normalni ludzie. Ale u nas bezalkoholowe W tym bufecie, znaczy siê. - Wpad³ w ton prawie prywatny, mówi³ za du¿o, nie bardzo go s³ucha³em. Zanim tam doszed³em, wiedzia³em ju¿, o co mu chodzi. Nie lubiê, jak w takich wy- padkach ktoœ zbyt dba o moj¹ wygodê. W podobnej troskliwoœci kryje siê przewa¿nie cudzy interes. Oczywiœcie, nieraz to stwierdza³em, potrafi³em us³yszeæ wyraŸnie tamte przymilne nutki. Wtedy zawsze baczniej patrzy³em naoko³o siebie. No tak, jedno spojrzenie na ten przybytek wystarczy³o. By³a to salka wybielona wap- nem, mia³a dwa okna z papierowym szlaczkiem nad framug¹, a w g³êbi sta³ bufet nakryty przeœcierad³em. Za bufetem, jasna wœród ludzi w paltach, sta³a szeroka blondyna w bia³ym fartuchu, jeszcze od tego wiêksza. Mia³a minê, jakby czeka³a na pierwszy numer cyrkowego programu. Stolików by³o mo¿e dwanaœcie, krzese³ pewnie cztery razy tyle, ale nie wszystkie by³y zajête. Kilku m³odych ludzi sta³o przed blondyn¹, myœmy zatrzymali siê w progu, ona machnê³a rêk¹ w nasz¹ stronê i tamci odeszli od bufetu. Nie œpieszyli siê, g³oœno przesuwali krzes³a po sêkach w pod³odze. Siedliœmy przy stoliku, który by³ wolny i mia³ trzy kwiatki z pierza w glinianym dzba- nuszku. Spojrza³em, to by³a œciana m³odych twarzy. Wydawa³o mi siê, ¿e nawet kolorem oczu nie ró¿nili siê od siebie. Jedni patrzyli w okna, inni na nas, ale bez ciekawoœci. W ciep³ych œcianach siedzieli w kurtkach, prochowcach i wiatrówkach. Nawet szalików nie rozluŸnili pod szyj¹. Spojrza³em na dyrektora, napotka³em jego wzrok, ale nie bêdê pi³ jego piwa - tylko dlatego, ¿e tu przyszed³em. Nie odwróci³em oczu i kiwn¹³em przyzwalaj¹co g³ow¹. Przecze- sa³ palcami w³osy i zacz¹³ mówiæ. Teraz sta³ siê inny, mia³ lak¹ minê, jakby zarasta³a mu krtañ, z której sz³y stosowne do tematu s³owa. To pewne, ¿e dyrektor mówc¹ nie by³. W jego g³osie ani na chwilê nie milk³a proœba o wyrozumia³oœæ, ¿e musi kleciæ takie toporne zdania. Nawo³ywa³ nie wo³aj¹c, rzuca³ cyfry, dobrze je zna³, mówi³ z pamiêci, ale co z tego? Tamci patrzyli na niego obsuniêci w krzes³ach, ko³nierze okryæ podchodzi³y im pod uszy, szaliki na brodê, nawet nie rozmawiali miêdzy sob¹ i nie dawali dowodu, ¿e ¿yj¹. By³o wœród nich kilka dziewcz¹t, mia³y czerwone usta, bia³e policzki i drobne, posiekane ondulacj¹ grzywki albo jajowate kopiec w³osów nad karkiem. W tej czêœci widowni czasem coœ b³yska³o, mia³y na- dête twarze, ale ich ruchliwe spojrzenia sz³y ku twarzom mê¿czyzn. „Oto na co nam przy- sz³o” - pomyœla³em. WyobraŸnia podsuwa³a mi jednoznaczne sytuacje, w których te rzeczy przejawia³y prawdopodobnie najwiêksz¹ aktywnoœæ. Spojrza³em z ukosa na Matulakow¹. Patrzy³a na ¿eñskie podpory organizacji, w jej oczach by³a nadzieja sukcesu, ale tak¿e zwy- czajna bezradnoœæ. Dyrektor mówi³ dalej, patrz¹c w sufit. Ja pobie¿nie liczy³em obecnych, aby potem strzeliæ w niego cyfr¹. Bo wiedzia³em ju¿, ¿e przedmiotem tej wizyty nie bêd¹ ci tutaj, têpi i znudzeni. Ale dyrektor te¿ coœ mia³ w zanadrzu. W pewnym momencie otworzy³ szeroko d³oñ i wskaza³ na mnie, ¿e niby chcê zabraæ g³os. Có¿, to nie by³o trudne, ale przez chwilê patrzy³em na tego chudzielca z brzuchem, wytrzyma³em go czas jakiœ w oczekiwaniu