Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Nic nie odpowiedziałem. Niechaj będzie to dla dzieci nauczką. Zerwały jeszcze kilka kwiatów i nie było już pięknego zakątka, pozostała opustoszała grzęda. Podziw i spowodowany nim poryw wygasał, dzieci nie wiedziały, co robić z kwiatami. - No co, dzieci, ładny jest ten zakątek? - zapytałem. - Te łodygi, z których pozrywałyście kwiaty? 165 Dzieci milczały. Potem odezwało się od razu kilkoro: - Nie, nie są ładne.. . - A gdzie będziemy teraz podziwiać kwiaty? - Posadzili te kwiaty pionierzy - mówię. -Przyjdą tutaj obejrzeć swój piękny zakątek i co zobaczą? Nie zapominajcie, że żyjecie wśród ludzi. Każdy chce podziwiać piękno. Mamy w szkole dużo kwiatów. Ale co będzie, jeżeli każdy uczeń zerwie jeden kwiat? Nic nie zostanie, nie będzie co podziwiać. Piękno trzeba tworzyć, a nie deptać i niszczyć. Nastanie jesień i chłody, przesadzimy te chryzantemy do cieplarni i znowu będziemy je podziwiać. Żeby jeden tylko kwiat zerwać, trzeba wyhodować ich dziesięć. W kilka dni później poszliśmy obejrzeć inną grządkę - rosło tu jeszcze więcej chryzantem. Dzieci nie zrywały już kwiatów, tylko się im przyglądały. Serce dziecięce żywo reaguje na apel, by tworzyć piękno i przysparzać ludziom radości; należy tylko po takim apelu koniecznie zabrać się do pracy. Jeżeli dziecko czuje, że są obok niego ludzie, że swoimi uczynkami sprawia im przyjemność, już w najwcześniejszych latach nauczy się godzić własne pragnienia z potrzebami innych ludzi. A niezwykle to ważne, jeżeli chcemy dziecku zaszczepić dobre, szlachetne uczucia. Kto nie potrafi położyć kresu swoim zachciankom, nigdy nie zostanie dobrym obywatelem. Egoiści, chciwcy, ludzie, których nic nie obchodzi ból i zmartwienia 166 innych, wyrastają właśnie z tych, co w dzieciństwie uznawali tylko własne zachcianki i nie liczyli się z interesami innych. Umiejętność kierowania swoimi pragnieniami! Z tego prostego, jakby się zdawało, ale w rzeczywistości bardzo skomplikowanego nawyku wywodzi się człowieczeństwo, współczucie, dobre serce, wewnętrzna samodyscyplina, bez której nie ma sumienia, nie ma prawdziwego człowieka. Należy tu znowu zaznaczyć, jakie wielkie znaczenie ma wiek wczesnoszkolny dla wychowania człowieka. Zasady moralne, poglądy, przyzwyczajenia - wszystko to wiąże się ściśle ze sferą uczuć; ta zaś - użyjmy tu przenośni - jest żyzną glebą, z której wyrastają szlachetne czyny. W atmosferze nie sprzyjającej wrażliwości i subtelności w aper-cepcji świata wychowują się ludzie rzeczywiście bez serc i bez duszy. Dusze współczujące i wrażliwe kształtują się w dzieciństwie. Jeżeli zaniedbamy możliwości, jakie stwarza po temu wiek dziecięcy, nigdy już tego nie nadrobimy. Wprowadzić dziecko w świat zawiłych stosunków międzyludzkich jest jednym z bardzo ważnych zadań wychowawczych. Dzieci nie mogą żyć bez radości i nasze społeczeństwo robi wszystko, by dzieciństwo było wiekiem szczęśliwym. Ale nie powinna to być radość beztroska. Jeśli maluch, zrywając owoce radości z drzewa, które troskliwie wyhodowali dorośli, nie pomyśli przy tym, co pozostanie dla innych ludzi, zatraca największy walor ludzki - sumienie. Zanim dziecko uświadomi 167 sobie, że jest przyszłym obywatelem społeczeństwa socjalistycznego, powinno nauczyć się odpłacać dobrem za dobro i własnymi rękoma robić coś dla szczęścia i radości innych ludzi. Przed założeniem „Szkoły Radości" niepokoiła mnie przez długi czas myśl, że wielu rodziców, zaślepionych w swojej instynktownej miłości do dzieci, widzi w nich tylko cechy dodatnie, nie dostrzegając ujemnych. Pamiętam, jak czteroletni chłopczyk zamiast pójść do toalety załatwił swoją potrzebę na podwórku, w oczach matki i jej sąsiadki. Zamiast go skarcić matka się rozczuliła: „Widzicie, jakiego mam synka, niczego się nie boi". Kapryśna minka, wydęte wargi, pogardliwy uśmieszek czteroletniego brzdąca pozwalał się w nim domyślać nieznośnego dzieciaka, z którego może wyróść nikczemnik, jeżeli nie ukróci się dziecku cugli, nie zmusi się go, by spojrzało na siebie oczami innych ludzi. Niejednokrotnie rozmawiałem z matką Wołodi. Ledwie powiedziała parę słów, syn szarpał ją od razu za sukienkę, chwytał za rękę — zawsze miał coś pilnego do powiedzenia. Natręctwo, rozzuchwalenie to dziecięca odmiana indywidualizmu, który rodzi się wtedy, kiedy dziecku wszystko się przebacza i puszcza płazem, kiedy się je rozpieszcza. Niektórzy rodzice (i, niestety, także ci i owi z pedagogów) uważają, że rozmawiając z dziećmi należy używać jakiegoś pseudodziecięcego szczebiotu; wrażliwe ucho dziecięce odbiera ten sposób mówienia jako sztuczne gaworzenie dorosłego 168 człowieka, na które dziecko w swojej prostocie ducha reaguje kaprysami. Starałem się zawsze unikać tego niebezpieczeństwa, tego gaworzenia. Nie zapominałem ani na chwilę, że mam przed sobą dzieci i widziałem w nich przyszłych dorosłych obywateli. Sądziłem, że takie właśnie traktowanie dziecka nabiera szczególnego znaczenia, kiedy chodzi o jego pracę dla ludzi. Nie ma nic gorszego, jeżeli dziecko wykonując jakąś pracę sądzi, że wyświadcza dorosłym wielką grzeczność i zasługuje tym samym na pochwały, nawet na nagrodę. .. . Jesienią wykopaliśmy chryzantemy i przenieśliśmy je do cieplarni. Dla wiejiskich dzieci była to praca na miarę ich sił. Dzieci codziennie podlewały przesadzone krzaczki i czekały z niecierpliwością na pierwsze kwiaty. Cieplarnia była le-raz pięknym zakątkiem. „Zaprośmy gości" - poradziłem dzieciom. Tylko kogo? Wielu miało młodsze rodzeństwo. Dzieci przyprowadziły swoich braciszków i siostrzyczki do cieplarni, ich rączki wyciągały się do chryzantem, ale moi wychowankowie nie pozwalali zrywać kwiatów. - Jeżeli uda się nam wyhodować dużo kwiatów, podarujemy w dniu 8 Marca wszystkim waszym mamom po chryzantemie - powiedziałem dzieciom