Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Zza zasłony oddzielaj ˛acej salk˛e od po- mieszczenia, przez które tu wszedł, przypominaj ˛acego komórk˛e, dochodziły czy- je´s głosy o silnym chłopskim akcencie galilejskim — zapewne uczniów Jezusa bar Nash. Wstał równie˙z. Obaj przypominali teraz rabbim dyskutuj ˛acych pod portykami, a raczej nauczycielem był tylko Nazare ´nczyk. Zacytował proroctwo Izajasza o jagni˛eciu, które si˛e pasie obok wilka. Czło- wiek bez miło´sci nie potrafi osi ˛agn ˛a´c pełni swego duchowego rozwoju, a wi˛ec szcz˛e´scia. Jednak˙ze ziemskie szcz˛e´scie jest tylko namiastk ˛a prawdziwego Króle- 137 stwa Mesjaszowego. Je´sli Faroras interesował si˛e Jego działalno´sci ˛a w Galilei po- winien zna´c nauk˛e o odkupieniu człowieka przed Ojcem. Opowiedział nast˛epnie histori˛e ofiarowania przez Abrahama syna Izaaka. Pan za˙z ˛adał dla siebie symbo- licznej ofiary, któr ˛a zło˙zy w rzeczywisto´sci sam Jehowa pod postaci ˛a Syna Ludzi, Syna Człowieczego. Gdy wymawiał słowa „bar Nash”, Faroras doznał dziwnego uczucia. Mo˙ze to intonacja głosu Rozmówcy, mo˙ze znajome, tak cz˛esto u˙zywane okre´slenia sprawiły, ˙ze naraz poczuł si˛e ´swiadkiem jakiego´s tajemnego, osobliwe- go misterium. Jego istoty nie u´swiadamiał sobie, a jednak był nim wstrz ˛a´sni˛ety. Jehowa pod postaci ˛a Jezusa bar Nash — powtórzył w my´slach to, co usły- szał. Przej ˛ał go l˛ek na my´sl, co mog ˛a te słowa oznacza´c, tym bardziej, ˙ze Jezus mówi ˛ac, ˙ze teraz zamierza zje´s´c wieczerze z uczniami, je´sli wnosi´c z ostrze˙ze ´n Farorasa ostatni ˛a, dodał do poprzednich nowe, zagadkowe słowa: za chwil˛e da im siebie, a oni nigdy nie zrozumiej ˛a do jakich gł˛ebin oddania si˛ega to Jego z nimi przymierze. — Powiedz, co mog˛e dla ciebie zrobi´c! — zawołał. Jezus bar Nash wykonał dłoni ˛a nieokre´slony gest. Poseł Partów zrozumiał, ˙ze rozmowa z Nim si˛e sko ´nczyła. * * * Siedzieli w domu Szymona Garbarza wpatrzeni w płomyki lampek migotliwe i chwiejne. Łamali prza´sny chleb. W tej chwili czynili to wszyscy ˙Zydzi w całej Jerozolimie, w Antiochii, w Cezarei i w Rzymie, w Damaszku, w Nazaret i w Bet- fage, wsz˛edzie gdzie tylko w ów dzie ´n czternastego Nisan, w dzie ´n najwi˛ekszego ´swi˛eta narodu, ˙Zydzi spo˙zywali wieczerz˛e. Maciej zwany Ese ´nczykiem, najmłod- szy z nich, zadał rytualne pytanie: — Czym ró˙zni si˛e ta noc od wszystkich innych nocy? Odpowiedzieli mu zgodnie z rytuałem formuł ˛a o wyzwoleniu, my´sl ˛ac jednak, ˙ze dzieje si˛e co´s niezrozumiałego. Miasto, które tak niedawno witało Jezusa bar Nash, teraz odwracało si˛e od Niego. Pobito Szymona, gdy wracał do domu, ponie- wa˙z kto´s krzykn ˛ał na ulicy, ˙ze jest zwolennikiem fałszywego Mesjasza. Szymon nie spostrzegł nawet twarzy tego człowieka, gdy wyrósł nagle przed nim rz ˛ad pi˛e- ´sci tłuk ˛acych po twarzy, po plecach i w brzuch. Maciej i Gedeon, którzy szli razem z nim, zdołali wyci ˛agn ˛a´c go nieprzytomnego spod nóg napastników. Teraz wszyscy ponownie roztrz ˛asali całe zaj´scie. Napastników było zaledwie kilku, reszta — tłum stłoczony na ulicy — patrzył w spokoju, nie usiłuj ˛ac napa- stowa´c Szymona ani tak˙ze odci ˛aga´c bij ˛acych. W spokoju tym jednak wyczuwało si˛e wrogo´s´c. Maciej słyszał szepty i okrzyki wrogie Jezusowi bar Nash. Dlacze- go nie zaatakowano ich obu, gdy odci ˛agali nieprzytomnego Szymona i nie´sli go, przepychaj ˛ac si˛e przez tłum, który rozst˛epował si˛e niech˛etnie? Wci ˛a˙z napotykali wpatrzone w siebie twarde, zaczepne spojrzenia. 138 Gedeon s ˛adził, ˙ze napastnicy byli poszczuci przez kogo´s, kto nie chciał do- pu´sci´c do zabójstwa Szymona, a tylko wzbudzi´c niech˛etne nastroje przeciw na- zare ´nczykom — jak naraz zacz˛eto ich nazywa´c. Przygl ˛adał si˛e Szymonowi. Jego twarz była zbita do ko´sci. Ta krew zaschła na brodzie, zlepiaj ˛ac włosy w sople. Nie mógł poj ˛a´c tego, co si˛e stało, i ˙ze spotkało to wła´snie Szymona — jednego z najbardziej szanowanych mieszka ´nców dzielnicy. Mo˙ze dlatego jednak napast- nicy wybrali wła´snie jego? Niezrozumiałe było i to, ˙ze nikt nie stan ˛ał w obronie. Gedeon widział w tłumie znajome twarze ludzi, którzy zawsze odnosili si˛e do Szymona przyja´znie. Stał rymarz Ahab i Aser — tak˙ze garbarz — s ˛asiedzi Szymona, ludzie powa˙zni i rozumni, którym nieraz Szymon wy´swiadczał ró˙z- ne s ˛asiedzkie przysługi, doznaj ˛ac od nich w zamian ˙zyczliwo´sci. Stał wytwórca sandałów Elifas, człowiek wprawdzie chorowity i zgry´zliwy, w gruncie rzeczy jednak całkiem przyzwoity i uczynny. Stał jego brat, człowiek bogobojny, który nigdy nie zaniedbywał jałmu˙zny przepisanej przez Prawo i starał si˛e wypełnia´c wszystkie przepisy