Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Nie słyszałam tej piosenki całe wieki. - Ashley poczekała z komentarzem do połowy utworu. Przytaknął, nabierając jajecznicę. - Sądzę, że żaden inny wykonawca nie śpiewał tak doskonale z nadzieją o beznadziejnej sytuacji. Jeśli rozumiesz, co mam na myśli. - Rozumiem - powiedział, przyglądając się jej z namysłem. - Chodzi ci o to, że był Murzynem, a żył w czasach rozkwitu rasizmu. Na dodatek, jeśli wziąć pod uwagę wszystko, co przeżyło jego pokolenie: pierwszą wojnę światową, Wielki Kryzys, drugą wojnę światową. Jeśli dobrze pamiętam, ostatni utwór nagrał, gdy mieliśmy wysyłać naszych chłopców do Europy. - To były burzliwe czasy - stwierdziła. Skinął głową. - Wszystkie jego piosenki mówiły o przetrwaniu złych czasów z zaraźliwą pogodą ducha - dodała. - O tym, że skoro jesteśmy i żyjemy, mamy szansę dożyć lepszych czasów... jak kolwiek banalnie to brzmiało. Gordian ponownie przytaknął. - Tak - przyznał po chwili. - Masz na myśli banalność czy całą resztę? - I to, i to, ale głównie resztę. W milczeniu wysłuchali Lulu's Back in Town, I Ain't Got Nobody i Gonna Sit Right Down and Write Myself a Letter, w których Wallerowi towarzyszyli Benny Carter, Slam Stewart oraz Bunny Berigan. Ashley obserwowała przez chwilę Rogera, aż w końcu wskazała leżącą na stole słuchawkę. - Powiesz mi, co się dzieje? - - Czekam na telefon od Dorseta z NASA. Usiłujemy wreszcie rozkręcić śledztwo w sprawie Oriona. Poświęciłem sporo uwagi jego mechanizmom proceduralnym, ale wczoraj Alex Nordstrum przekonał mnie, że nie powinienem lekceważyć innego aspektu. - Alex? - zdziwiła się, unosząc brwi. - Sądziłam, że wciąż jest zajęty leczeniem urażonej dumy. Gordian uśmiechnął się lekko. - Chodzi ci o to, że wciąż jest na mnie wściekły - uściślił. - W każdym razie poprosiłem go o przysługę i przyszedł do biura... - Wzruszył ramionami. - Wiesz, jak to jest. Przyjrzała mu się uważnie. - Nie, nie wiem, ale sądzę, że to jakaś męska sprawa, którą możesz mi wyjaśnić później. Powiedz mi, o czym rozmawialiście. - Mówiąc w skrócie, przypomniał mi, że musimy zaskarbić sobie zaufanie ludzi, a nie traktować je jak coś, co się nam należy. Dzięki jego sugestiom wpadłem na kilka całkiem konkretnych pomysłów i nie zamierzam pozwolić, żeby to śledztwo zmieniło się w publiczną wojnę między NASA a komisją wyznaczoną przez Biały Dom. Poprzednio tak było, jeśli pamiętasz. Chodziło o to, że komisja zewnętrzna odniosła się nader sceptycznie do orzeczenia komisji wewnętrznej. - Jak pamiętam, był to nader uzasadniony sceptycyzm. - Owszem, ale nie w tym rzecz. I tym razem wyniki śledztwa będą podawane w wątpliwość, niezależnie od tego, jak uczciwie zostanie ono przeprowadzone. Gwarantuję ci, że będzie uczciwe, ale jeśli nie zdołamy przekonać o tym ludzi, to wątpię, by program stacji kosmicznej miał szansę na kontynuację. Ashley przełknęła kawałek rogalika i spytała: - A co myśli Dorset o twoim udziale? Ludzie nie lubią, kiedy ktoś plącze się po ich podwórku. - Jak dotąd rozumiemy się dobrze. Chuck to rozsądny facet i ma na uwadze to, co najlepsze dla NASA. - Odwrócił się do żony. - Poza tym nie ma innego wyjścia. Musi brać pod uwagę moje sugestie, bo bez technologii UpLink i kontaktów z innymi rządami nie będzie międzynarodowej stacji kosmicznej. Kropka. Uśmiechnęła się. - Trudno sobie wyobrazić, by ktokolwiek próbował cię zignorować, gdy masz ten stalowy błysk w oczach - stwierdziła. Gordian odchrząknął i pochylił głowę, spoglądając w talerz z typowo chłopięcym zawstydzeniem, a Ashley udała, że go nie dostrzega. Odczekała kilka sekund, nim zadała kolejne pytanie. - A w związku z którą z twoich sugestii ma dzwonić? - Dałem mu do zrozumienia, kto powinien kierować śledztwem. Niedwuznacznie. - I? - Ma tylko jeden problem. Nie chciałby, żeby ktoś w NASA poczuł się pominięty. - To zrozumiałe. Kwestia kompetencji, już ci to mówiłam. Wiesz, jak to może wyglądać. - Wiem, Ash. Ale nie czas teraz martwić się zachowaniem biurokratycznej harmonii agencji. Im szybciej się z tym uporamy, tym lepiej. Pod koniec miesiąca ma nastąpić start w Rosji i nie chcę, żeby go odkładano. Martwi mnie to, co się stanie, jeśli ten zakuty łeb, senator Delacroix, albo ktoś, kto równie łatwo jak on za każdym razem staje po złej stronie, zacznie w którymś z talkshow podawać w wątpliwość sens międzynarodowej współpracy. - Delacroix - powtórzyła Ashley. - Czy to ten, który walczył z wielkim wypchanym niedźwiedziem ubranym w strój zapaśniczy z sierpem i młotem? - W sali Senatu. - Gordian odetchnął powoli. - W każdym razie Dorset ma mi dać znać, czy osoba, o którą mi chodzi, jest w ogóle zainteresowana propozycją. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z moimi oczekiwaniami, zrobimy naprawdę duży krok w kierunku zdobycia publicznego zaufania. Uczciwy krok na dodatek. - Są jakieś powody, dla których nie chcesz mi powiedzieć, kto to taki? Wzruszył ramionami z nagłym zażenowaniem. - Tylko to, że jestem przesądny. - Kolejna cecha starego pilota. - Powiem ci, jeśli nalegasz, ale... Uniosła dłoń. - Daj spokój - powiedziała poważnie. - Jako żona starego pilota wiem, co to cierpliwość. Tyle razy trzymałam za ciebie kciuki, czekając, aż będziesz gotów, więc teraz też wytrzymam