Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

— 33 jąć, czy wszystko zostało wykonane nieskazitelnie. Około siódmej trzydzieści podawano w sali jadalnej pierwsze śniadanie. Kiedy ukończyłyśmy szkołę podstawową, co dzień o ósmej samochód zawoził nas pod eskortą do liceum, które mieściło się w obrębie zabudowań pałacowych. Aby zapewnić najwyższy poziom nauczania, profesorów rekrutowano z całego królestwa. Również niektórzy ministrowie udzielali nam lekcji. Do naszej czteroosobowej grupy dołączyło jeszcze sześcioro uczniów, wybranych spośród najlepszych z każdej prowincji. Językiem wykładowym był francuski i arabski, później zaś także angielski. Program obejmował historię, gramatykę, literaturę, matematykę, języki i religię. Od czasów Muhammada V stało się tradycją, że edukację księżniczek kontynuowano aż do matury. Jedna z jego córek, Lalla Aisza, zdobyła tak świetne wykształcenie, że Hasan II mianował ją ambasadorem w Londynie i Rzymie. Byłam uczennicą raczej roztargnioną, zbuntowaną, uwielbiałam psocić. Nic zatem dziwnego, że odbijało się to na moich ocenach. Nasz nauczyciel Koranu, starszy pan o wyniosłej postawie, był również profesorem Hasana II. Kiedy wchodził do klasy, wymagał, abyśmy do niego podchodziły i całowały go w rękę. Moim obowiązkiem było pomóc mu zdjąć burnus, który następnie zawieszałam w głębi klasy. Arabski klasyczny był moim ulubionym przedmiotem jego kaligrafia przypominała rysunek, w którym celowałam. Lubiłam również, jak profesor śpiewał sury z Koranu donośnym i dobrze wyszkolonym głosem. Ten święty człowiek mocno wierzył w duchy. Utrzymywał, że dżiny stanowią część nas samych, zarówno w dzień, jak i w nocy. Wydawał się tak głęboko przekonany o ich istnieniu, że postanowiłam zrobić mu kawał, gdyż sama nigdy nie wierzyłam w siły nadprzyrodzone. Pewnego ranka, korzystając z chwili, gdy stał twarzą do tablicy, schowałam się pod ubraniami wiszącymi na wieszaku. Jak tylko nauczyciel odwrócił się do klasy, wieszak zaczął chodzić. Profesor aż zatrząsł się ze strachu. Im bardziej zbliżałam się do jego biurka, tym bardziej się bał i tym głośniej śpiewał wersety z Koranu. Nie mogąc dłużej wytrzymać, wybuchnęłam śmiechem. Omal nie udławił się z wściekłości jak śmiałam upokorzyć czczonego przez wszystkich patriarchę, mentora jego wysokości W całym pałacu mówiło się o tym wydarzeniu. Król również śmiał — 34 — pię serdecznie, choć wprawiała go w zakłopotanie złość starego człowieka, który oskarżał mnie o brak wiary. Byłam jednak niepoprawna i wymyślałam wciąż nowe psoty a to odpiłowałam nogi krzesła, na którym usiadł profesor angielskiego, to nów wypuściłam pszczoły podczas lekcji prowadzonej przez nauczyciela cierpiącego na alergię... Po każdym takim wybryku nasza dyrek-|torka, pani Hugon, skarżyła się na mnie królowi. W dzienniczku co-ygodniowych ocen miałam same ostre uwagi uczennica niesforna, Ilbuntowana, skłonna do błazenady, gadatliwa . t Kiedy pokazywałam mój dzienniczek królowi, czekałam drżąca na ę, jaką mi wymierzy. Z lęku nie byłam w stanie się odezwać. Któregoś dnia zwrócił się do swoich konkubin - Nic nie rozumiem. Mówią, że jest gadatliwa, a ja nie potrafię wy-| dobyć z niej ani słowa. Kobiety przyjęły jego wypowiedź głośnym śmiechem znały mnie przecież dobrze. O dwunastej trzydzieści kończyły się poranne lekcje. Jechałyśmy Medy samochodem na pole golfowe, aby przywitać króla. Niekiedy jadłyśmy obiad w pałacu, najczęściej jednak wracałyśmy do willi Jas-inina . Czekając na posiłek, szłyśmy do sali gier. Wykorzystywałam te f enne chwile, aby pograć na pianinie lub naszkicować portret jakiegoś gwiazdora kina lub estrady, który aktualnie zaprzątał moje myśli. Guwernantka wołała nas na obiad około trzynastej, powtarzając \v kółko, ze swym nieznośnym akcentem, formułkę Pójdziecie do toalet, zrobicie pipi albo kaka, umyjecie ręce i mały | jilum. Pospieszcie się, panienki... ^Podczas posiłków należało rozmawiać po niemiecku. Nie znosiłam ) języka, ponieważ właśnie nim mówiła panna Rieffel, ale nie tylko go powodu cierpiałam męki. Nienawidziłam niesmacznych dań, któ- *podawano nam w willi pod pretekstem przestrzegania diety. Ma-i fayłam o tażin, zupach, kotletach, marokańskich naleśnikach, ciastkach jtwpiących od miodu. Królowa matka i Lalla Bahia, które znały moją słabość, przysyłały i willi raz w tygodniu różnego rodzaju smakołyki, lecz panna Rieffel dy nie pozwalała ich spróbować. Z sadystycznym wyrachowaniem Iła je na naszym stole, a potem wydawała polecenie, aby wszystko desłać. W miejsce tych przysmaków przygotowywano dla nas sałaty — 35 — z mięsem i zapiekanki ze szpinaku oraz gotowaną rybę z ziemniakami posypanymi pietruszką. Nie znosiłam mięsa, chleba i jarzyn. Lubiłam jedynie jajka na twardo, które podawano nam z rzadka, i potrawy kuchni marokańskiej. Nie znaczy to jednak, że podczas posiłków niczego nie brałam do ust. Panna Rieffel kazała nam zjadać wszystko. Wymyślałam tysiące wybiegów, aby tego uniknąć, bojąc się, że za karę zabroni mi chodzić do kina. Po jedzeniu miałyśmy krótką chwilę swobody przed powrotem do liceum. Około osiemnastej trzydzieści po skończonych lekcjach jechałyśmy do pałacu, aby zobaczyć się z królem. Jeżeli uczestniczył akurat w obradach Rady Ministrów, składałyśmy wizytę Um Sidi, królowej matce, która była naszym sprzymierzeńcem w bojach z panną Rieffel. Pod przeróżnymi pretekstami zatrzymywała u siebie guwernantkę, dając nam tym samym sposobność do ucieczki. Kolację podawano w willi około dwudziestej. [ W okresie egzaminów pracowałam do późna w nocy. W dni powszednie musiałyśmy kłaść się do łóżek już o dwudziestej pierwszej. Nie wolno nam było oglądać telewizji ani nawet czytać. Należało natychmiast zgasić światło. Na małym tranzystorze, który ukrywałam pod poduszką, potajemnie słuchałam Nocnej estrady . Wybrałam łóżko przy oknie wychodzącym na patio, by oglądać niebo i gwiazdy. Ich widok mnie uspokajał. Noc była moją cichą przystanią. Nikt nie był w stanie zakłócić mi wtedy marzeń. Uciekałam w swój wyimaginowany świat, byłam nareszcie wolna