Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Podciągnijcie szyby - polecił Chacko. - I bez paniki. Nic nam nie zrobią. - Może się do nich przyłączysz, towarzyszu? - powiedziała Ammu do Chacka. - Ja poprowadzę. Chacko nic nie odpowiedział. Pod fałdą tłuszczu na podbródku napiął mu się mięsień. Wyrzucił papierosa na drogę i podciągnął szybę w oknie. Chacko podawał się za marksistę. Wzywał pracujące w fabryce piękne kobiety do swojego pokoju i pod pretekstem uświadamiania im przywilejów pracowniczych i związko wych flirtował z nimi bezwstydnie. Zwracał się do nich per "towarzyszko", do siebie również kazał mówić "towarzyszu" (co je bardzo rozśmieszało). Ku ich ogromnemu zakłopotaniu i oburzeniu Mammaći zmuszał je do tego, by usiadły z nim przy stole i wypiły herbatę. Raz nawet zabrał całą ich grupę na kurs zorganizowany przez związki zawodowe w Alleppej. Pojechały autobusem, a z powrotem przypłynęły statkiem. Wróciły szczęśliwe, ze szklanymi bransoletami i kwiatami we włosach. Ammu powiedziała, że to wszystko bzdury. Rozpieszczone książątko bawi się w towarzysza. Oksfordzka inkarnacja starej mentalności zamindarów - pan feudalny narzucający się kobietom, których byt od niego zależy. Gdy maszerujący zbliżyli się, Ammu podciągnęła szybę w swoim oknie. Estha w swoim. Rahel w swoim. (Z wysiłkiem, ponieważ odpadł czarny uchwyt korbki). Niebieski plymouth nagle wydał się absurdalnie wielki na wąskiej, dziurawej drodze. Jak rozłożysta dama przeciskająca się wąskim korytarzem. Jak Baby Koćamma w kościele, w drodze po chleb i wino. - Spuśćcie oczy! -powiedziała Baby Koćamma, gdy pierwsze szeregi marszu protestacyjnego były na wysokości samochodu. - Nie patrzcie na nich. To ich najbardziej prowokuje. Z boku szyi łomotało jej tętno. W ciągu kilku chwil ulicę zalały tysiące demonstrantów. Samochodowe wysepki na rzece ludzi. Powietrze było czerwone od flag, które poszły w dół, a potem do góry, gdy demonstranci przeciskali się pod szlabanem i przetaczali przez tory czerwoną falą. Dźwięk tysiąca głosów rozpostarł się nad zastygłymi samochodami jak zrobiony z hałasu parasol. Inquilab Zindabad! Thozhilali Ekta Zindabad! - Niech żyje rewolucja! - wznosili okrzyki. - Robotnicy wszystkich krajów łączcie się! Nawet Chacko nie umiał zadowalająco wyjaśnić, dlaczego partia komunistyczna cieszyła się w Kerali znacznie większym poparciem niż w całej reszcie Indii, może z wyjątkiem Bengalu. Istniało kilka rywalizujących ze sobą teorii. Jedna z nich wiązała popularność komunizmu z dużym odsetkiem chrześcijan zamieszkujących ten stan. Dwadzieścia procent mieszkańców Kerali było chrześcijanami syryjskimi, uważającymi się za potomków stu braminów, których święty Tomasz nawrócił na chrześcijaństwo podczas swej podróży na Wschód po zmartwychwstaniu Chrystusa. Ze strukturalistycznego punktu widzenia - brzmiał ten cokolwiek abstrakcyjny wywódmarksizm stanowi prosty substytut chrześcijaństwa. Wystarczy zastąpić Boga Marksem, szatana burżuazją, Niebiosa społeczeństwem bezklasowym, a Kościół partią, nie zmienione natomiast pozostają forma i cel wędrówki. Wyścig z przeszkodami, z nagrodami za metą. Mentalność hinduska wymagałaby bardziej kompleksowej przemiany. Słabym punktem tej teorii był fakt, że chrześcijanie syryjscy w Kerali należeli z reguły do klasy zamożnych feudalnych panów z dużymi majątkami ziemskimi (lub fabrykami marynat), dla których komunizm był losem gorszym od śmierci. Zawsze głosowali na Partię Kongresu. Druga teoria przypisywała powodzenie komunizmu stosunkowo niskiemu poziomowi analfabetyzmu w stanie. Być może. Problem w tym, że niski poziom analfabetyzmu był efektem działalności komunistów. W rzeczywistości sekret polegał na tym, że komunizm zakradł się do Kerali po cichu. Jako ruch reformistyczny, który nigdy otwarcie nie kwestionował tradycyjnych wartości przyjętych przez kastowe, skrajnie tradycjonalistyczne społeczeństwo. Marksiści działali wewnątrz podziałów społecznych, których nigdy nie podważali, ale też nie mówili, że je akceptują. Proponowali rewolucyjny koktajl: melanż orientalnego marksizmu i ortodoksyjnego hinduizmu, ze szczyptą demokracji. Chociaż Chacko nie miał legitymacji partyjnej, nawrócił się na ideologię partii w młodym wieku i przez wszystkie trudne lata życia pozostał jej zaangażowanym zwolennikiem. Studiował na uniwersytecie w Delhi podczas euforii 1957 roku, kiedy komuniści wygrali wybory do Parlamentu i Nehru zlecił im misję utworzenia rządu. Bohater Chacka, towarzysz E.M.S. Nambudiripad, przebojowy bramiński kapłan marksizmu w Kerali, został premierem pierwszego w historii demokratycznie wybranego rządu komunistycznego. Komuniści nagle stanęli wobec niezwykłego - zdaniem krytyków absurdalnego - zadania jednoczesnego rządzenia krajem i nawoływania do rewolucji. Towarzysz E.M.S. Nambudiripad opracował swoją własną teorię, jak należy to zrobić. Chacko przestudiował jego traktat zatytułowany Pokojowe przejście do komunizmu z obsesyjną skrupulatnością nastolatka i żarliwą aprobatą bezkrytycznego fana. Rozprawa szczegółowo opisywała, w jaki sposób rząd E.M.S. Nambudiripada zamie rza przeprowadzić reformę rolną, zneutralizować policję, zdezorganizować sądownictwo i "pohamować dłoń reakcyjnego antynarodowego centralnego rządu Kongresu". Niestety, nie minął rok, a z pokojowego przejścia wypadła część pokojowa. Każdego ranka przy śniadaniu imperialny entomolog szydził ze swego teoretyzującego syna marksisty, czytając mu doniesienia gazetowe na temat zamieszek, strajków i przypadków brutalności policji, które wstrząsały Keralą. - No to jak, panie Marks? - ironizował Pappaći kiedy Chacko siadał do stołu. - Co teraz zrobimy z tymi cholernymi studentami? Te matoły agitują przeciwko naszemu Rządowi Ludowemu