Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Na przykład najstraszniejsze trzęsienie ziemi, jakie kiedykolwiek nawiedziło Stany Zjednoczone w ich historii nie miało miejsca w Kalifornii. Wydarzyło się na pozornie cichym i spokojnym Środkowym Zachodzie, jako seria wstrząsów, które rozpoczęły się 6 grudnia 1811 roku i osiągnęły swój szczyt w gwałtownym trzęsieniu z 7 lutego roku następnego. Jego centrum znajdowało się w pobliżu rzeki Missisipi w miejscu, gdzie obecnie stoi miasto New Madrid. Drżenie można było odczuć aż w Bostonie i zniszczonych zostało 60.000 hektarów lasu. Bieg rzeki Missisipi uległ zmianie w wielu miejscach, utworzyły się nowe jeziora, niektóre bagna wyschły. Nie wiemy jednak o nikim, kto straciłby życie w tej potężnej katastrofie, w końcu tereny te były wówczas właściwie nie zamieszkane. Z drugiej strony, gdyby tak samo silne trzęsienie ziemi miało nawiedzić to samo miejsce dzisiaj, zginęłoby z pewnością wiele tysięcy ludzi, a suma strat sięgałaby wielu milionów dolarów. Nawet niewielkie wstrząsy w tym samym miejscu wyrządziłoby obecnie dużo więcej szkód niż tamto potworne trzęsienie z lat 1811–1812, a ludzie z pewnością mieliby wrażenie, że trzęsienia ziemi stają się coraz gorsze. Ludzkości oszczędzone zostały jednak katastrofy największe ze wszystkich, które mogłyby w dodatku mieć charakter cykliczny. Uczeni spierają się dzisiaj zawzięcie nad możliwością przejścia co jakiś czas przez wewnętrzny Układ Słoneczny deszczu komet, z których niektóre zupełnie przypadkiem uderzyć mogą w Ziemię. Pojedyncze uderzenie komety o promieniu kilku kilometrów może wyżłobić krater o szerokości setek kilometrów i wyrzucić do górnych warstw atmosfery tyle pyłu, że dosłownie całe światło słoneczne byłoby odcięte na całe tygodnie lub nawet miesiące. Zginęłoby mnóstwo roślin a także zwierząt, które zależą od roślin. Przypuszcza się, że 65.000.000 lat temu takie właśnie uderzenie wygubiło dinozaury razem z innymi gatunkami zwierząt i roślin. Nie ono jednak było najgorsze. Wydaje się, że około 230.000.000 lat temu podobne uderzenie wyniszczyło ponad 90 procent wszelkiego rodzaju żyjących wówczas roślin i zwierząt. W każdym takim przypadku (jak do tej pory) życie trwało nadal, ale zmieniało się drastycznie, gdyż tylko to, co pozostało mnożyło się i ponownie zapełniało ziemię. Niektórzy uczeni uważają, że takie Wielkie Wymieranie zdarza się co 26.000.000 lat. Ostatnie miało chyba miejsce 13.000.000 lat temu, więc następne będzie dopiero za następne 13.000.000 lat. Daje to nam mnóstwo czasu i nadzieję, że jeśli ludzie lub ich potomkowie będą wtedy jeszcze istnieć, może będą posiadać technikę odpowiednią, by się przed nim uchronić.Tymczasem możemy spostrzec zbliżanie się huraganów dzięki naszym satelitom meteorologicznym, opracowujemy metody przewidywania trzęsień ziemi i wybuchów wulkanów, ogólnie rzecz biorąc, staramy się, by katastrofy nie zaskoczyły nas nie przygotowanych. Już samo to powinno poprawić naszą sytuację. 20. PODWÓJNE ODKRYCIE EWOLUCJI Wszyscy wiedzą, że angielski przyrodnik Karol Darwin wysunął teorię ewolucji, ale większość ludzi nie wie już, jak długo nad nią pracował. Pomysł ewolucyjnego rozwoju życia od istot najprostszych aż do najbardziej skomplikowanych wisiał w powietrzu na początku dziewiętnastego wieku, nikt jednak nie potrafił zdefiniować przekonującej siły napędowej ewolucji. Co powodowało, że stworzenia żywe zmieniały swoje cechy? Niektórzy sądzili, że organizmy ewoluują metodą prób i błędów. Antylopy, które wyciągnęły szyje, by dosięgnąć liści na drzewach przekazały dłuższe szyje swojemu potomstwu i po wielu pokoleniach antylopy te stały się żyrafami. Problem polegał na tym, że łatwo było wykazać, że nabyte w ten sposób cechy nie są dziedziczone. Darwin zaczął zastanawiać się nad ewolucją podczas swojej podróży na statku HMS Beagle, która trwała od roku 1831 do 1836. Badania, które przeprowadził nad rozmaitymi formami życia przekonały go, że ewolucja istotnie ma miejsce. Zastanawiał się jednak, w jaki sposób się to odbywa. Później, w roku 1838 zdarzyło mu się natrafić na książkę napisaną czterdzieści lat wcześniej przez Thomasa Malthusa. Malthus uważał, że przyrost populacji ludzkiej jest zawsze szybszy niż zaopatrzenie w żywność, a zatem liczebność populacji zawsze musi być redukowana przez głód, choroby i wojny. Darwinowi natychmiast przyszło na myśl, że to samo musi się dziać ze wszystkimi gatunkami istot żywych. Wszystkie one prześcigają zaopatrzenie w żywność, a przetrwać mogą tylko te osobniki, które są najlepiej przystosowane do swojego środowiska