Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

I tak dalej. Próbowali zagłuszać nasze komunikaty, ale nadawaliśmy je na nich prosto z góry, na kilku pasmach - trudno z tym walczyć. Ostrzeżenia wymieszane były z propagandą, białą i czarną - wiadomości o porażce inwazji, przeraźliwe zdjęcia trupów, nazwiska i numery identyfikacyjne żołnierzy (to ostatnie pod adresem Czerwonego Krzyża i Półksiężyca, ale w rzeczywistości posępna przechwałka, że wszyscy komandosi zginęli i że wszyscy oficerowie i członkowie załóg statków albo zginęli, albo poszli do niewoli); "niestety" nie byliśmy w stanie zidentyfikować ofiar ze statku flagowego, gdyż przy zestrzeleniu został zniszczony tak doszczętnie, że było to niemożliwe. Ale w sumie wyciągaliśmy do nich dłoń: "Słuchajcie, ludzie z Terra, n i e chcemy was zabijać. Podejmując te wymuszone działania odwetowe, robimy co się da, żeby uniknąć zabijania... ale jeśli nie możecie albo nie chcecie zmusić waszych rządów, żeby dały nam spokój, to będziemy z m u s z e n i zabijać. My jesteśmy na górze, a wy na dole; nie powstrzymacie nas. Więc prosimy was, bądźcie rozsądni!" W kółko tłumaczyliśmy im, jak łatwo jest nam dać im łupnia, i jak trudno im jest dosięgnąć nas. I nie przesadzaliśmy. Praktycznie nie da rady wystrzelić pocisku z Terry w Lunę; łatwiej jest wystrzeliwać z orbity parkingowej wokół Ziemi - ale też drożej. Dla nich najoszczędniejszy sposób na bombardowanie nas to atak ze statków. Zwróciliśmy na to ich uwagę i spytaliśmy, na zmarnowanie ilu multimilionowych statków na takie próby mogą sobie pozwolić. Za jaką cenę opłaca się dać nam lanie za coś, czego nawet nie zrobiliśmy? Na razie kosztowało ich to siedem najlepszych i największych statków - czy chcą zaryzykować czternaście? W takim razie czeka na nie nasza tajna broń, którą posłużyliśmy się na FNS21 Pax. To ostatnie to była przechwałka wykalkulowana - Mike obliczył, że szansę, aby Paxowi udało się przekazać wiadomość o tym, co się z nim stało, są mniejsze od 1:1000, a jeszcze mniej prawdopodobne jest, by dumne NS uwierzyły, że górnicy- katorżnicy potrafią przerobić swoje narzędzia na kosmiczną broń. NS nie miały też zbyt wielu statków do stracenia. Rejestry zawierają około dwustu pojazdów kosmicznych, nie licząc satelitów. Ale 90% z nich to małe statki orbitalne klasy Skowronka - a ten dotarł do Luny tylko dzięki temu, że pozbył się prawie wszystkiego i wylądował suchy. Nie buduje się uniwersalnych statków kosmicznych - za drogie. NS miały sześć krążowników, które pewno mogłyby zbombardować nas bez lądowania na Lunie i uzupełniania paliwa, jeśli tylko zabrałyby w lukach dodatkowe zbiorniki. Miały jeszcze kilka, które można by przerobić tak, jak Skowronka, plus parę transportowców i statków do przewozu więźniów, które doleciałyby na orbitę wokół Luny, ale bez napełnienia zbiorników nie wróciłyby do domu. Nie wątpiliśmy, że NS mogą nas pokonać. Pytanie brzmiało: ja wysoką cenę chcą za to zapłacić? Więc musimy ich przekonać, że cena będzie za wysoka, zanim zdążą wprowadzić do gry zbyt wieli sił. Jak partia pokera... Zamierzaliśmy licytować tak ostro, żeby przestraszyli się i spasowali. Nie traciliśmy nadziei. A dostała się nam bardzo nędzna kareta. Pod koniec pierwszego dnia fazy radio-wideo, kiedy Mike już "rzucał kamieniami", ustawiając pierwszą salwę, wróciła łączność, z Hongkongiem, Luna. Zadzwonił Profesor - wyobrażacie sobie, jak się ucieszyłem! Więc Mike wprowadził go w sytuację, a potem ja czekałem na jedną z jego łagodnych reprymend - szykowałem się, by odpowiedzieć ostro: "A c o miałem robić? Nie mogłem się z panem skontaktować, myślałem, że pan nie żyje! Zostałem sam jako p.o. szefa rządu, musiałem uporać się jakoś z tym kryzysem! Miałem przegapić taką okazję dlatego tylko, że pana nie było?" Ale nigdy tego nie powiedziałem. Profesor oświadczył: - Zrobiłeś dokładnie to, co powinieneś, Manuelu. Pełniłeś obowiązki głowy rządu, musiałeś uporać się jakoś z kryzysem. Jestem zachwycony, że nie przegapiłeś takiej okazji dlatego tylko, że mnie przy tym nie było. I co tu robić z takim facetem? Rozpaliłem się już do czerwoności, i wszystko na darmo - musiałem jakoś to przełknąć i powiedzieć: - Spasibo, Profesorze. Profesor potwierdził śmierć "Adama Selene". - Moglibyśmy wykorzystać tę fikcję nieco dłużej, ale to była najlepsza sposobność. Mike, ty i Manuel zajmiecie się tą sprawą; ja po drodze zatrzymam się w Churchill i zidentyfikuję jego ciało. Tak też uczynił. Nigdy nie pytałem, czy Profesor wybrał zwłoki Lunatyka czy żołnierza, ani też jak uciszył zamieszanych w to ludzi - pewno żaden kłopot, bo i tak wielu ciał w Górnym Churchill nie zidentyfikowano. To akurat miało odpowiednie rozmiary i kolor skóry; po wybuchowej dekompresji i spaleniu twarzy wyglądało p r z e r a ż a j ą c o! Wystawili je w otwartej trumnie w Starej Kopule, z zakrytą twarzą, i wygłaszali przemówienia, których nie słuchałem - za to Mike nie przegapił ani słowa; najbardziej ludzką z jego cech była próżność. Jakiś pustogłowiec chciał zabalsamować ten zewłok, przytaczając precedens Lenina. Ale w Prawdzie przypomnieli, że Adam był zagorzałym rzecznikiem obrony naszego ekosystemu i że nigdy nie zgodziłby się na tak barbarzyńskie traktowanie. A więc ten nieznany żołnierz albo obywatel, albo obywatel-żołnierz, trafił do miejskich ścieków. Teraz będę musiał opowiedzieć o czymś, co do tej pory przemilczałem. Wyoh nic się nie stało, była tylko wyczerpana. Ale Ludmiła nie wróciła. Nie wiedziałem o tym - na szczęście - ale była jedną z wielu, którzy zginęli u stóp rampy przed Bon Marche. Wybuchowa kula trafiła pomiędzy jej śliczne dziewczęce piersi. W ręce trzymała kuchenny nóż, zakrwawiony - widocznie zdążyła opłacić Przewoźnika. Zawiadomił mnie o tym Stu; nie dzwonił, lecz sam przyjechał, a potem wrócił ze mną do domu. Stu nigdzie nie zaginał; ledwo skończyła się walka, poszedł do Rafflesa, żeby pracować ze swoją specjalną książeczką kodową - ale o tym potem. Tam dodzwoniła się do niego Mama, a on zaproponował, że przekaże mi tę wiadomość. Więc musiałem jechać do domu i wypłakać się - dobrze, że nie wiedziałem o tym, zanim Mike i ja zaczęliśmy "Twardy Kamień". Kiedy tam dotarliśmy, Stu nie chciał wejść, bo nie był pewien, jak trzeba się zachować. Anna wyszła i niemal wciągnęła go do środka