Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
A ty? - Wiele bym oddał za kąpiel i wygodne łóżko. Jak stoją sprawy, Jock? Są jakieś problemy? MacKay wzruszył ramionami. - A kto ich dziś nie ma. Jak nie to, to tamto, wiesz jak to jest. Boyle spostrzegł nagle, że w oczach starca pojawiły się łzy. - Czy coś się stało? - zapytał. Starzec wstał i podszedł do zlewu, niosąc w dygocących rękach filiżankę, która stukała lekko o spodek. Boyle siedział w milczeniu, czekając na odpowiedź, ale starzec wydawał się być całkowicie pochłonięty myciem filiżanki i spodka. - Pójdę na górę i zobaczę, czy Jeanie się obudziła, Jock. - Tak, tak, zrób to chłopcze. Boyle wspiął się po szerokich schodach i skręcił w lewo do ej sypialni. Kiedy otworzył drzwi, Jeanie odwróciła się na i uniosła głowę, spoglądając na niego sennie i odgarniając ręką włosy z oczu. - Jamie, mój Boże, nie poznałam cię - usiadła wygładzając kołdrę. - Kiedy przyjechałeś? Jak to cudownie, że jesteś. Po chwili trzymali się już w objęciach. Przytuliła się do niego, kładąc mu głowę na ramieniu. Czuł na policzku dotyk jej miękkich włosów. Potem uniosła głowę i spojrzała w jego twarz. - Kiedy przyjechałeś? - Przed chwilą, zdążyłem tylko wypić filiżankę herbaty z Jockiem. Uniosła lekko brwi, jak gdyby Jock nie był już jej ulubieńcem. - Wyglądasz na wykończonego, Jamie. Przygotuję ci kąpiel. Będzie zaledwie ciepła, ale na pewno cię to odpręży. - Coś jest nie w porządku z Jockiem? - Ach, nic. Po prostu zaczyna trochę zrzędzić na starość. Chodź, zdejmij te ohydne ciuchy, już puszczam wodę. Zasnął, leżąc w wannie i Jeanie musiała go obudzić, owinąć w ręcznik i zaprowadzić do łóżka. Spał przez cały dzień, noc i aż do południa następnego dnia. Kiedy się obudził, przygnębienie gdzieś zniknęło i poczuł, że jest w dobrej formie. W ogrodzie leżała cienka warstwa świeżego śniegu, ale poważniejsze opady wystąpiły dopiero gdzieś w głębi kraju. W dużym pokoju na dole płonęły na kominku grube polana i wszyscy troje siedzieli w pobliżu ognia, pijąc herbatę i jedząc grzanki. - No, to opowiadajcie teraz, jak sobie tutaj radzicie. MacKay siedział w milczeniu, chociaż Jeanie najwyraźniej czekała, aż się odezwie. Kiedy nic nie powiedział, odpowiedziała sama: - U nas wszystko w porządku, Jamie, brakuje często tego czy owego, ale jakoś sobie radzimy. A co u ciebie? - Niewiele mogę powiedzieć, kochanie. W każdym razie cały czas do przodu. Powoli, ale do przodu. Jock MacKay wstał i powiedział: - Zostawię was samych, żebyście mogli sobie porozmawiać. Jakbyś chciał dorzucić do ognia Jamie, to polana leżą w kuchni za drzwiami. - Mam takie uczucie, jakby nie był zbyt zadowolony, że mnie widzi. Nie wiem dlaczego. Wydaje się jakiś obcy - powiedział Boyle, kiedy zostali sami. - Och, nie zwracaj na to uwagi, Jamie. Starzeje się i wciąż nie może się przyzwyczaić do nowych warunków. To kwestia wieku. - A ty, jak się czujesz? Wzruszyła ramionami. - Samotnie, rzecz jasna. To odludne miejsce. Ale nie przejmuj się mną - przerwała na chwilę. - Czy w twoim nastawieniu do tego, co teraz robisz, nic się nie zmieniło? - Mam czasem wątpliwości. Jak nie jestem w formie. Kiedy mi ciebie brak. - A może już wystarczy, Jamie? Moglibyśmy przecież żyć jakoś inaczej. - Dlaczego tak mówisz? - No bo czy to warto? Są tu i nic ich stąd nie ruszy - westchnęła ciężko. - Większość ludzi już się przyzwyczaiła. Niektórym nawet ta sytuacja odpowiada bardziej niż to, co było przedtem. Boyle pokręcił głową. - Masz na pewno rację, jeśli chodzi o to, czy warto, czy nie warto. Ale reszta z tego, co powiedziałaś, jest oparta na jakimś fałszywym rozumowaniu. Pewnie, ludzie rzeczywiście są zadowoleni, że prawo i porządek znów są górą, że wszyscy mają pracę. Ale to przecież nie znaczy, że są szczęśliwi z powodu faktu, że rosyjska armia okupacyjna trzyma wszystkich za mordę. - Czy to naprawdę ma aż takie znaczenie? Zawsze musi być ktoś, kto innym siedzi na grzbiecie, a ci nasi nie zapewnili nam ani prawa i porządku, ani pełnego zatrudnienia. Kiepsko się spisali. - W sumie, to, co mówisz, ma jakąś logikę. Ale jedno jest pewne. Straciliśmy wolność. Czy było to tego warte? - Powiedz mi konkretnie, które z naszych swobód straciliśmy. - Prawie wszystkie, jakie można sobie wyobrazić. - Konkretnie. Jamie oparł czoło na dłoniach i zaczął mówić: - Może powiem tak. Wczoraj, kiedy tu przyjechałem, nie chciałem was budzić tak wcześnie, więc usiadłem sobie na ławce i naszły mnie myśli bardzo podobne do twoich. Ale to tylko dlatego, że byłem zmęczony, w kiepskiej formie. No więc... w ogóle nie mamy swobód. Dobrze, jest pełne zatrudnienie, ale to dlatego, że ma związków zawodowych, płace są nędzne, technologia i organizacja pracy do niczego. I nawet nie można sobie swobodnie zmieniać pracy. Tak zwane prawo i porządek faktycznie zostały przywrócone. Ale przyczyna tego jest taka, że jeśli się popełni przestępstwo, choćby najdrobniejsze, to nie ma się nawet cienia szansy na normalny proces. Podpis, pieczątka i do więzienia. Jeśli policja albo Rosjanie uznają cię za winnego, to koniec. Przyznaję, że to skutkuje, ale nikt mi nie powie, że to ma cokolwiek wspólnego z wymiarem sprawiedliwości. A poza tym: nie można mówić, co się myśli, nie można czytać tego, na co się ma ochotę, nie można mieszkać tam, gdzie chce się mieszkać, i nie można wychować dzieci w taki sposób, jaki się uważa za słuszny. Przecież to zwyczajne niewolnictwo. Roześmiała się. - Napracowałeś się na czwórkę, Jamie. Może na czwórkę plusem