Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
A czemu pytasz? - Bo to, niestety, znaczy, że muszę powrócić do mojego więzienia w magazynie. Jeśli Kaizi zobaczy, że zwiałem, i że mogę go teraz przyszpilić za morderstwo i rabunki, prawie na pewno zwinie manatki i wyniesie się stąd. Zapadła cisza. - Nie pozwolę ci na to - odezwała się w końcu Angelina. - Obawiam się, że musisz. Ale to nie będzie aż takie niebezpieczne. Zanim tam pójdę, napiję się i zjem coś. Potem tylko założę kajdanki i poczekam na odwiedziny mojego pryncypała. Myślę nawet, że sprawi mi to przyjemność. Manipulowanie wielkim manipulatorem. Jeśli dobrze to rozegramy, nie będzie miał pojęcia, że ktoś robi mu koło pióra. Rozdział 26 Zanim udaliśmy się do magazynu, Bolivar zadzwonił do Kaiziego. Jego sekretarka powiedziała nam jednak, że jest zbyt zajęty, aby podejść do telefonu. Założę się, że był! Nie co dzień w końcu doprowadza się do ruiny gospodarkę planety. Na lotnisku helikopterów w Fetorville znaleźliśmy mały przytulny bar. Usiedliśmy przy stoliku i złożyliśmy zamówienia. W tym czasie Bolivar poszedł załatwić formalności związane ze zwrotem helikoptera. Ściśle bezalkoholowe napitki od MacAlpo zostawiły w moich ustach nieprzyjemny posmak. Toteż musiałem go szybko zmyć podwójnym Rotguttem z lodem. Angelina, co było dość rzadkie, przyłączyła się do mnie. Dopiero w następnej kolejce przerzuciła się na swoje ulubione białe wino. - Teraz potrzebujemy planu i listy zakupów - powiedziałem i wcisnąłem przycisk zamawiający następnego drinka. James rozłożył na stole swój minikomputer i pisał pod moje dyktando. - Zestaw do charakteryzacji, aby przywrócić mojej gębie poprzedni wygląd po zdjęciu bandaży. Nowe kajdanki... i jeszcze nowa rura i łóżko, aby zastąpić te, które zniszczył Bolivar. - I jedno z tych miniaturowych urządzeń podsłuchowych - dodała Angelina. - Abyśmy mogli słyszeć, co się u ciebie dzieje, kiedy pojawi się Kaizi. James, chciałabym, by ty i twoja karta kredytowa poszli ze mną na małe zakupy. Muszę kupić sobie komplet nowych ciuchów. - Będziemy potrzebowali kupę szmalu, żeby móc inwestować na rynku - powiedział Bolivar, dosiadając się do stolika. - Dam sobie radę w tych operacjach walutowych, tylko jeśli będę miał spore fundusze. - Tutaj musi wejść Banco Cuerpo Especial - uznałem. - Ponieważ jest bezpośrednio zarządzany przez Korpus Specjalny, więc jeśli będziecie mieli jakiekolwiek kłopoty z wyciśnięciem z niego kredytów, zwróćcie się o autoryzację do Inskippa. Możecie powołać się na mnie. Bolivar wziął taksówkę do banku, a James opuścił nas z listą zakupów w kieszeni. My zaś z Angelina zostaliśmy w ciepłym i bezpiecznym barku, czekając na jego powrót. Zamówiłem następnego drinka. - Kiedy już przepuścimy Kaiziego przez pralnię, należy nam się długi wypoczynek w jakimś słonecznym miejscu. - Też o tym marzę... na początek. Ale planowałam też w znacznie dłuższej perspektywie. - To znaczy? - To znaczy, że uważam, że w naszym wieku powinniśmy pomyśleć o nieco spokojniejszym trybie życia. - Co? Opuścić show-biznes? - Tak. Show-biznes i w ogóle wszystkie te lewe interesy, w których tkwimy od tylu już lat. Powieszę na ścianie spluwę, jeśli ty odłożysz też wytrychy. Roześmiałem się... a potem zrozumiałem, że jest śmiertelnie poważna. Zastanowiłem się nad przyszłością w bujanym fotelu... lepsze niż wózek inwalidzki. - Ale czy to nie będzie... hmm, nieco nudne? - Nonsens. Będziemy podróżować. Jest wiele planet, na których jeszcze nie byliśmy, wiele potraw, których nie próbowaliśmy... - Wiele drinków, których nie piliśmy! - No widzisz, zaczynasz rozumieć - uśmiechnęła się szczęśliwa. - Ja się nie skarżę, Jim. Wiesz, że to nie w moim stylu. Ale siedząc w tym lochu, miałam sporo czasu, żeby pomyśleć o przyszłości. O tym chociażby, że nie chciałabym, aby coś takiego znów się powtórzyło. - Kiedy leżałem przykuty do łóżka, czekając na śmierć z głodu i pragnienia, snułem podobne rozważania. - No właśnie, to mam na myśli. Nigdy nie powinniśmy już dać się tak wrobić. Przemyśl to. - Przemyślę. Obiecuję. Jak tylko zakończymy sprawy z Kaizim. - Oczywiście. To musimy skończyć. A potem odejść, nie oglądając się za siebie. W drzwiach pojawił się James. Wezwał nas gestem. Głoriana obudziła się i przeciągnęła. Poszliśmy ku niemu z Angeliną, trzymając się za ręce... Jednak bardzo mi brakowało tego poczucia bliskości. Muszę przyznać, że kiedy zbliżyliśmy się do magazynu, czułem nieco niechęci na myśl o tym, co miało nastąpić. Czekaliśmy na zewnątrz, zanim James omiótł dokładnie całe pomieszczenie i przyniósł wszystkie pluskwy w ekranowanym pojemniku. Nie mogę powiedzieć, abym szalał z entuzjazmu, gdy na moich nadgarstkach znów zatrzasnęły się kajdanki. Angelina też nie była szczęśliwa, gdy przystąpiła do charakteryzacji mojej stłuczonej gęby. Kiedy skończyła, wyglądałem jednak znacznie gorzej. Przyglądała się przez moment swemu dziełu. Potem zmarszczyła brwi. - James, zmieniłam zdanie, jeśli chodzi o te zakupy. Złapię taksówkę do tego hotelu, w którym jesteście z Bolivarem. Wezmę długą kąpiel i odpocznę. Wykąpię też Glorianę - jej również się to należy. Chcę natomiast, żebyś ty został tu na wszelki wypadek w pobliżu. Zapomnimy o całej zemście, pieniądzach i wszystkich planach, jeśli to ma narazić ojca na jakieś niebezpieczeństwo. Rozumiesz? - Jasno i wyraźnie. Zostanę w pobliżu z odbiornikiem tej pluskwy przyklejonym do ucha, ale nieco dalej od magazynu. Będziemy w kontakcie dzięki temu - pokazał mi coś, co wyglądało jak ziarnko ryżu. - Trzeba włożyć do ucha i jest praktyczne niewidoczne. Połączenie w obie strony, niezła robótka. Podał mi przyrząd, który zaraz zainstalowałem. Angelina dokonała cudu roboty charakteryzatorskiej, doprowadzając moją twarz do opłakanego stanu. Kiedy trzeba było się zbierać, James ponownie porozkładał wszystkie urządzenia podsłuchowe Kaiziego. Angelina gestem przekazała mi pocałunek i wyszli. Nie wiem, czy uderzył mnie gwałtowny atak depresji, czy też podziałały wszystkie wypite drinki, ale zasnąłem w kilka sekund. Po nieokreślonym czasie dość odrażających snów, obudził mnie jakiś głos szepczący do mego ucha. Zdaje się, że tam był ulokowany komunikator? - Wygląda na to, że samochód Kaiziego zbliża się do magazynu. Tak. To był głos Jamesa. - Która jest godzina? - nie mówiłem zbyt głośno. Szeptałem te słowa, niemal nie otwierając ust. Mimo to James słyszał mnie dobrze. - Prawie świt. Na pewno potem pojedzie na cały dzień do banku. - I wiemy dlaczego. Pozostań na nasłuchu. - Dobra. W razie niebezpieczeństwa mogłem teraz otworzyć kajdanki, ale miałem nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby. Jeśli uda mi się to dobrze rozegrać jeszcze przez jakiś czas, załatwimy Kaiziego jego własną bronią. Usłyszałem otwieranie i zamykanie zewnętrznych drzwi. A potem kroki i stukot klamki, kiedy otworzyły się drzwi do mojej celi. Odwróciłem głowę. - Spragniony, Jim? - spytał Kaizi. On też miał czerwone i podkrążone oczy. Dniami i nocami pracował teraz nad swym planem