Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Projekt ów storpedował hrabia Mirabeau serią błyskotliwych wystąpień („Człowiek nie jest wrośnięty korzeniami w ziemię... Nie da się go przekonać, że rządzący mają prawo przywiązać go do gleby"). Ale już od lip0* 1791 r. - po ucieczce króla do Yarennes - zaczęły sl? mnożyć prawne ograniczenia wolności emigrowania. W tym samym czasie pojawiły się żądania, a później i decyzje, w przedmiocie ścieśniania wolności ekonomicznej. Jak więc widać, opór społecznej materii rujnował pogodne mniemanie, że jasne zdefiniowanie „niewzruszonych zasad" pozwoli tworzyć prawo bezdyskusyjnie słuszne, przed którym wszyscy będą chylić posłusznie czoło. Stawało się też jasne, że - jak pisał Babeuf wyżej już cytowany - te same wartości z rewolucyjnego dykcjonarza zasad inaczej są odczytywane w pałacach i zamożnych kamienicach mieszczańskich, a zupełnie inaczej w chatach. Także drugi spośród wymienionych postulatów - zwięzłość, prostota, szybkość działania prawa - okazał się piekielnie trudny w realizacji. Owszem, bardzo się starano, by oszczędzić obywatelom błąkania się w labiryntach prawniczej „szykany", by uprościć sądowe postępowanie, położyć akcent na jego szybkość, prostotę, bezpłatność, by zachęcać do rozstrzygania sporów drogą arbitrażu. Ale bardzo szybko okazało się, że cena, jaką trzeba było zapłacić za te wszystkie uproszczenia, jest ogromna i wręcz nieopłacalna. Stara prawnicza „szykana", której tak nienawidzono, ujawniła nieoczekiwane zalety... Nowe zasady postępowania sądowego, zbyt krótkie i zbyt proste, wymagały... wyjaśnień i interpretacji; zwracano się więc o wykładnię do Konwencji, co przedłużało całą procedurę. Zaniechanie dawnych formalności okazało się niekorzystne dla procesujących się obywateli, gdyż pozbawiało ich gwarancji procesowych: wypadało uznać ze ^wieniem, że wyklinane „formalności" są niezbędną osłoną przed dowolnością decyzji. Złamanie monopolu dawnych adwokatów na obsługę prawną, obniżenie rangi fachowej pomocy prawnej przed sądem (każdy mógł być *° niej upełnomocniony) otworzyło szeroko bramę dla prawo 303 szarlatanerii i nadużyć. Zwykły obywatel był nieraz zupełnie bezradny w tej nowej sytuacji. Dawny personel prawniczy, owi „rycerze szykany", śmiał się w kułak z rezultatów reform i wnet zaczaj odzyskiwać dawną pozycję. Znacznie lepsze rezultaty osiągnięto przy realizacji postulatu .jednolitych i powszechnych kodeksów". Kodeks karny z 1791 roku był tworem udanym. Wprowadzał zasadę równości obywateli przed sądem, indywidualizował odpowiedzialność i usuwał wszystko to, co nosiło piętno odpowiedzialności zbiorowej. Wykluczał dowolność kar i znosił „kary wieczyste", zakładające, iż są ludzie niepoprawni, i nie dające przestępcom szans rehabilitacji (dożywotnie więzienie, piętnowanie). Po burzliwej debacie nie zgodzono się jednak na zniesienie kary śmierci, najbardziej radykalnego wyznania wiary w niepopraw-ność niektórych jednostek. To, nawiasem mówiąc, jeszcze jeden przykład zderzania się nowych wartości z tym, co uważano za społeczny interes. Po jednej stronie - prawo do życia, wiara w siłę edukacji (a więc i reedukacji), w szansę doskonalenia ludzi; po drugiej - troska o społeczne bezpieczeństwo i przekonanie, że kara śmierci jednak bardzo skutecznie temu bezpieczeństwu służy. W sumie można wszelako stwierdzić, że nowy kodeks wydatnie humanizował represję karną. Nie tylko poprzez nowy system kar, lecz także dzięki nowej kwalifikacji ludzkich zachowań. Przestępstwa utrzymane w kodeksie zostały sprecyzowane dokładnie, skreślono z kodeksu wiele „przestępstw sztucznych", nie zagrażających tak naprawdę Narodowi, przestępstw stworzonych - jak mówił w Konstytuancie poseł Lepeletier - „przez przesąd [religijny], feudalizm, fiskalizm i despotyzm". Pomogła tu wiara w bezkonfiiktowość nowej wspólnoty. Znacznie bardziej skomplikowana była sprawa ujednolicenia i zmodernizowania nieprawdopodobnie zróżnicowanej mozaiki praw i zwyczajów cywilnych. Mimo to juz w sierpniu 1793 roku poseł Cambaceres prezentował Konwencji pierwszy projekt kodeksu cywilnego, zaś drugą wersję projektu - we wrześniu roku 1794. Wysiłek legislacyjny rewolucji posłużył później jako podstawa monumentalnego kodeksu cywilnego Francuzów z roku 1804 (potocznie zwanego Kodeksem Napoleona), tej fundamentalnej i jakże trwałej konstytucji francuskiego bur-żuazyjnego społeczeństwa. Niejako symbolem tej ciągłości między rewolucją i Napoleonem w sferze prawodawstwa cywilnego są ludzie, którzy w obu okresach, rewolucyjnym i postrewolucyjnym, tworzyli zasady owego prawodawstwa: Cambaceres, Lanjuinais, Tronchet... Nie wierzmy więc tym wybitnym legislatorom i nadwornym prawnikom Napoleona, gdy się odżegnują od rewolucyjnej przeszłości. Zawdzięczali jej dużo więcej, niż chcieliby przyznać. Niezależnie jednak od znaczenia pierwszych projektów kodeksu cywilnego z lat 1793-1794 przypisać należy rewolucji ważne dokonania ustawodawcze w dziedzinie stosunków rodzinnych. Wypadnie uznać, że uregulowano je odważnie, rozumnie, w harmonii z humanistycznym i demokratycznym przesłaniem rewolucji, choć nieraz wyprzedzając nader konserwatywny w tej dziedzinie stan społecznej świadomości. Jeden ze współtwórców Kodeksu Napoleona, znany nam już Portalis, piorunował później (1801) na te rewolucyjne ustawy