Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Woźny zaprzysiągł Stone’a. - Proszę podać nazwisko i imię – powiedział Brougham. Stone przedstawił się, po czym dodał: - Proszę zanotować, że nie zostałem tu wezwany, lecz stawiłem się przed tym zgromadzeniem dobrowolnie. - Tak, tak – rzucił zniecierpliwiony Brougham. – Panie Barrington, czym się pan zajmuje? - Jestem adwokatem. - Kiedyś pracował pan w policji, prawda? - Tak. Służyłem w nowojorskiej policji czternaście lat. Zakończyłem służ- bę w stopniu starszego detektywa. - W jakich okolicznościach odszedł pan ze służby? Dlaczego nie docze- kał pan emerytury? - Zostałem ranny podczas pełnienia obowiązków i zwolniony z przyczyn zdrowotnych. Otrzymałem pełną emeryturę i wszelkie inne świadczenia. Ta odpowiedź zaskoczyła Broughama. Widać nie był na to przygotowany. - Rozumiem – powiedział prokurator, zebrawszy myśli. – Czy znał pan Susan Bean przed jej śmiercią? - Tak. Poznałem ją u pana w domu. Stone podał datę przyjęcia. Brougham skrzywił się. Najwyraźniej wolał, żeby nie trafiło to do steno- gramu. - Ale znał pan ją już wcześniej? - Broniłem kiedyś w procesie, w którym panna Bean była asystentką prokuratora, lecz bardzo słabo ją zapamiętałem. Kiedy spotkałem pannę Bean 221 w pańskim domu, nie wiedziałem, że poznaliśmy się wcześniej. Ona również nie wspomniała o tym w rozmowie. - Czy nie jest prawdą, że kilka lat temu spotkał pan pannę Bean w barze, zaprowadził ją do domu i uwiódł? - Przedstawiłem już wszystkie fakty dotyczące mojej znajomości z pan- ną Bean. Nie mam nic do dodania. - Czy uwiódł ją pan? - Odpowiedziałem już na to pytanie. Brougham zwrócił się twarzą do wielkiej ławy przysięgłych. - Czy nie jest prawdą, że zamordował pan Susan Bean w ataku wście- kłości? - Nie jest to prawdą. Nie zabiłem Susan Bean ani nie wyrządziłem jej żadnej innej krzywdy – odparł spokojnie Stone, zwracając się do przysięgłych. Brougham zaczerpnął głęboko tchu, uniósł się na palce i podniósł głos. - Czy nie jest prawdą że... - Prawdą jest natomiast – przerwał mu Stone – że kilka minut temu po- rucznik Bacchetti, szef wydziału śledczego dziewiętnastego posterunku policji poinformował mnie telefonicznie, iż znane jest nazwisko głównego podejrza- nego w sprawie morderstwa Susan Bean. Policja już rozpoczęła poszukiwania. Martin Brougham wypuścił powietrze z gardłowym charkotem. - Co pan?... - Porucznik Bacchetti stwierdził, że owym podejrzanym jest niejaki Tho- mas Deacon, zwierzchnik departamentu śledczego prokuratury rejonowej. Broughamowi odebrało głos. Stał na wprost przysięgłych blady jak ścia- na, z otwartymi ustami. Zaczerpnął tchu. - Jest pan wolny, panie Barrington. - Czy nie zechce pan zapoznać się z dowodami świadczącymi przeciw Deaconowi, panie Brougham? - Jest pan wolny! - krzyknął Brougham. Stone wstał i wyszedł z sali. Bill Eggers czekał na korytarzu. - Szybko to załatwiłeś. Jak poszło? Stone otworzył usta, żeby odpowiedzieć. W tej samej chwili ujrzał zbli- żających się Toma Deacona i Michaela Kelly’ego. - Przepraszam cię na chwilę – powiedział, odwracając się do Tima Ry- ana. – Mogę pożyczyć twoje kajdanki? Ryan bez słowa sięgnął za pas. - Zamierzam dokonać aresztowania obywatelskiego – oznajmił Stone. – Pomożesz mi? - Jasne, stary – odparł Ryan. - Znasz Deacona i Kelly’ego? - Tak. 222 - Ja wezmę Deacona, a ty uważaj, żeby Kelly nie strzelił mi w plecy. - Dobra. Stone schował lewą rękę z kajdankami za siebie. Z wyciągniętą prawą dłonią ruszył naprzeciw Deacona. - Cześć, Tom. Deacon zrobił zdziwioną minę, ale wyciągnął rękę. Stone przytrzymał ją i błyskawicznym ruchem zapiął kajdanki. - Jesteś aresztowany za zamordowanie Susan Bean – oświadczył. Nim Deacon zdążył zareagować, Stone wykręcił mu ramię, popchnął do ściany i skuł ręce za plecami. Następnie obrócił go, wyrwał pistolet z futerału i wy- jął z wewnętrznej kieszeni marynarki odznakę policyjną. - Nie będzie ci już potrzebna. Stone usłyszał odgłos upadającego ciała; obejrzał się. Mick Kelly leżał brzuchem na marmurowej podłodze, a Tim Ryan siedział na jego plecach i zakładał kajdanki. - Zabierz mu broń i odznakę – polecił Stone – i odczytaj prawa areszto- wanego. Ja zadzwonię na policję. Popchnął Deacona na ławkę, wyciągnął telefon i wybrał numer Dina. - Halo? - Mówi Stone. Właśnie dokonałem obywatelskiego aresztowania