Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

'Pak sobie wyobrażam przebieg całej sprawy. - Ale jak ci się udało odkryć to przejście i gdzie zorganizowałeś nowy dostęp? - Ahrnedzie Ghalibie, odsłoniłem przed tobą moją tajemnicę o tyle, o ile to potrzebne do naszych planów. Więcej ci nic nie mogę 92 powiedzieć. Szejk zwielkim zainteresowaniem słuchałwyjaśnień Ghaniego, my obaj oczywiście też. Zgadzałem się z Ghanim w kwestii tłumaczenia powstania tego przejścia. Właśnie tak samo sobie to wyobrażałem. Święta dolina Allacha, jak nazwał pewien współczesny pisarz Mekkę, zmieniała swoich panów tak często, a święta scheda była przedmiotem tak zajadłych walk, że schedę należało przede wszystkim zabezpie- czyć. 'Il;j konieczności zawdzięczały swoje powstanie wieże strażnicze przy rozmaitych wejściach do miasta i twierdza Dżijad. 'Iśi ostatnia co prawda w ciągu wieków była wielokrotnie zdobywana i niszczona, aż niedawno została znów odbudowana przez Othmana paszę. Służyła nie tylko jako obrona, lecz także jako więzienie dla mekkaficzyków, którzy skazani byli na wieloletnie kary. Dostępu do tego więzienia, a tym samym do twierdzy domagał się zresztą wielki szarif dla swoich siepaczy, jak i gubernator dla swoich askarów. A obaj nie mieli pojęcia, że siedzieli w norze nie dającej im żadnego bezpieczeństwa, ponieważ istniało potajemne przejście, do którego Ghani miał klucz w rękach. To, że ten dostęp mógł się bardzo łatwo stać niebezpieczną bramą wpadową, wyraźnie wynikało z tego, co usłyszeliśmy. Gdyby Ghani wiedział, że już nie tylko on jest jedynym posiadaczem tego klucza! Oświadczenie Ghaniego usunęło ostatnie wątpliwości szejka i już dłużej nie zwlekał ze zgodą. - Abadilah, możesz liczyć na moją pomoc. Powiedz mi tylko, kiedy mamy uderzyć. - W najbliższych dniach. Nie mogę dłużej czekać. A mój pierwszy czyn jako wielkiego szarifa będzie czynem zemsty. -Ach, masz na myśli Haddedihnów, którzy są winni śmierci twego syna. Dziwi mnie tylko, że dotąd jeszcze się nie zemściłeś. - Ty tego nie rozumiesz. Musiałbym ukaranie złożyć w ręce wiel- kiego szarifa, a przy tym wyszłyby na jaw rzeczy, o których on nie powinien wiedzieć. 93 Szejk się zaśmiał. -Ale obcy mogą tymczasem wyjecha~ i będziesz się miał z pyszna. -'1'dk sądzisz? -szyderczo zapytał Ghani. - Myślałem, że jesteś mądrzejszy. Chyba sobie zdajesz sprawę, że mam swoich szpiegów, którzy mi donoszą, co te psy robią. W ten sposób wiem dokładnie, że ani myślą o odjeździe. A jeśli nawet, to wolałbym zrezygnować z zostania wielkim szarifem, niż z radośc, mojej zemsty. - A jeśli wielki szarif nie wypełni twojej woli? Co ty, pojedynczy człowiek, mógłbyś zrobić wobec tak wielkiej przewagi? - Nie jestem sam. Czy ci nie powiedziałem, że mam w mieście wielu przyjaciół? I gdybym musiał wezwać całą ludność przeciwko nim, zrobiłbym to. - No, w każdym razie lepiej, żebyś nie musiał polegać na tak bądź co bądź niepewnej drodze. Ale wymień mi wreszcie określony dzień, kiedy chcesz uderzyć. Ghani zastanawiał się chwilę, potem odparł. - Dziś jest piątek. W ciągu dwóch dni będę gotów z przygotowa- niami w mieście. Przyjedź w nocy między niedzielą a poniedziałkiem ze swoimi wojownikami na znane miejsce przy ruinach, tam będę czekał na ciebie dwie godziny po północy. Znajdziesz dość miejsca, by się tam ukryć, bo nikt nie powinien was zobaczyć. 1'akże zbiórka twoich ludzi musi odbyć sić możliwie na miejscu, gdzie będzie nie zauważona. Bo gdyby tak wielki oddział ukazał się w pobliżu miasta, wzbudziłby niepotrzebną ciekawość. -Zb się dobrze składa, że nasi dawni sprzymierzeńcy z czasów Abd el Muttaliba , Ateibehowie, zdradzili nam tę jaskinię. Tu każę przybyć moim wojownikom. Do tej okolicy rzadko kto przychodzi, a wody w jaskini wystarczy na jakiś czas. - Dobrze! Ale zadbaj też o to, by twoi wojownicy nie popełniti żadnych głupstw. - Nie bój się. Dam itu dokładne wskazówki. Wyruszymy stąd, gdy zapadnie zmrok i tak się urządzimy, żeby około północy na koniach a4 dotrzeć na drogę prowadzącą z Mekki do Jemenu. Znam w pobliżu wrzynający się w Dżebel Omar wąwóz, w którym zostawimy nasze zwierzęta. Jest oddalony tylko o pół godziny drogi od Mekki i tak ustronny, że przed rankiem prawdopodobnie nikt się tam nie ukaże. O tej porze będziemy już panami Mekki i każemy przyprowadzić nasze konie. - Tb dobry plan i na pewno się uda, jeśli nie popełnisz żadnego błędu. Najlepiej żeby twoi ludzie przyszli pojedynczo i z różnych stron zbliżali się do ruin. Jak powiedziałem, będę na was czekał dwie godziny po północy i poprowadzę przez tajemne przejście do wnętrza twierdzy, gdzie będzie ci łatwo zaskoczyć posterunki i uwięzić załogę. Reszta należy do mnie. - A jeśli wielki szarif przed czasem dowie się o całej sprawie i podejmie odpowiednie kroki? - Tb niemożliwe, zbyt cienko prządłem swoją nić i 'Aun er Rafiq nie może mi się wymknąć, jeśli ty zrobisz to, co do ciebie należy. Szczególnie ważne jest, żebyś jak najciszej opanował twierdzę. Do miasta nie powinien dotrzeć najmniejszy szmer. Reszta to dziecięca zabawa. Pozostaniesz z połową swoich wojowników jako załoga, a druga połowa otoczy pałac wielkiego szarifa i wyciągnie go ze snu. Kiedyjuż zostanę wielkim szarifem, nie będziemy się musieli obawiać paszy. Jak go znam, postawiony przed faktem dokonanym, podda się nieuchronnie, bo zrozumie, że prędzej nie wycofamy załogi z twier- dzy. A na potwierdzenie padyszacha ze Stambułu nie będziemy długo czekać. - Co zrobisz z wielkim szarifem? Pozostawisz go przy życiu? - Niech Allach zachowa twój rozum! Czy pozostawisz wilka przy życiu, kiedy go złapiesz w sidła? Przecież może swymi ostrymi zębami przegryźć więzy i rozszarpać cię. Nie, 'Aun er Rafiq i obaj jego mali synowie muszą umrzeć. Dopiero wtedy będę przed nimi bezpieczny. - Co z nimi poczniesz, to twoja spiawa i nic mnie to nie obcho- dzi - rzekł szejk zimno. - Raczej interesuje mnie umowa, jaką 95 zawarliśmy na wypadek, gdybym ci podał moje ramię