Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

- Więc tak myślałaś przez cały ten czas? Że byłam jakąś aktywistką? Że poświęcałam się dla szlachetnej sprawy? - Nie wiedziałam, z jakiego innego powodu... - Nie wiem, ile nieprzyjemnych prawd możesz jeszcze znieść, ale nie powinnam pozwolić ci dalej tak myśleć. Cammy, kochanie, zrobiłam to dla pieniędzy. Cam otworzyła usta ze zdziwienia. - Dwadzieścia tysięcy dolarów. W tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym ósmym roku to było dużo pieniędzy. - Ale dlaczego? - Tyle potrzebował Bud, żeby kupić stację benzynową, a ja nie widziałam innego sposobu, żeby je zdobyć. Wszystko, co musiałam zrobić, to prze-telegrafować współrzędne do skrzynki kontaktowej w Oslo i przesłać kilka mylących depesz do naszych ludzi. Wtedy wydawało się, że to nic takiego. - Spojrzała na stół. - Nic nie wskazywało, że skończy się na zabijaniu ludzi. - Zrobiłaś to dla taty? - zapytała osłupiała Cam. Gdy matka spojrzała na nią, miała oczy pełne łez. - Taka była jego cena za poślubienie mnie i danie ci swojego nazwiska. Cam poczuła, jakby jej życie było złudzeniem i dopiero teraz ujrzała ukryty za nim kształt. Oczywiście, przeczuwałam to, pomyślała. W tej chwili wszystko inne ułożyło się w całość, a zamęt i rodzinne niesnaski, gdy była dzieckiem nabrały sensu. - Mój Boże - wyszeptała matka. - Nie wiedziałaś? - Wiedziałam - odparła Cam. - Nigdy jednak nie wypowiedziałam tego na głos. W sumie to dziwne. Zawsze był dla mnie taki miły. - To dobry człowiek. Nie można go winić za to, że nie chciał wychowywać dziecka innego mężczyzny bez czegoś w zamian. - Ale w takim razie... - Cam spojrzała na matkę. - Kto? - Obiecałam mu, że nigdy nikomu nie powiem. I dotrzymałam słowa, przez trzydzieści lat. Choć zawsze myślałam, że sama na to wpadniesz - jesteś taka mądra. - Dotknęła jej policzka. - Nie mogę uwierzyć, że nikt tego nie zauważył. Jesteś tak do niego podobna. Oczy Cam nagle zgasły. - Był politykiem. - Wciąż jest. Ale wtedy dopiero startował w wyborach do Kongresu. Był oczywiście żonaty. Skandal by go zrujnował. Ale to cudowny człowiek i gdy teraz na ciebie patrzę, widzę w tobie całą jego dobroć. Gdy Cam popatrzyła na matkę, zrozumiała, jak łatwo mogła ją skłonić do złamania dawnej obietnicy. Musiała tylko zapytać. Podniosła filiżankę, wzięła łyk kawy i nagle zdała sobie sprawę, że nie chce nic więcej wiedzieć. Odstawiła filiżankę z uśmiechem. - Chodźmy na dwór rozwiesić resztę prania. Kiedy pracowały, Cam wypytywała matkę o szczegóły jej życia przez ostatnie czternaście lat. Utrzymywała się z porządnej, uczciwej pracy, głównie gotowała i sprzątała. W wolnym czasie pracowała na rzecz niepełnosprawnych weteranów wojny w Wietnamie. Tak poznała Pete’a, również weterana. Pewnej zimowej nocy jeździli razem samochodem, szukając przyszłych podopiecznych ich ośrodka wśród bezdomnych, którzy spali na wylotach ogrzewania w śródmieściu. Jakaś iskra przeskoczyła między nimi tamtego wieczoru, ale dużo czasu i wysiłku z jego strony wymagało przekonanie jej, żeby wpuściła go do swego życia. Myślała, że ona i jej duchy to trochę za dużo jak dla niego, ale nigdy się nie skarżył. - Mam dla ciebie propozycję - powiedziała Cam, kiedy weszły do środka. - Pozwól mi znaleźć prawnika, najlepszego, jaki istnieje, żeby wynegocjował warunki twojego poddania się i bronił cię przed oskarżeniami. Wiem, że to ryzykowne, ale zawsze będę przy tobie. Matka uśmiechnęła się. - To cudowna oferta, kochanie. Myślałam z tysiąc razy, żeby to zrobić. Raz czy dwa byłam nawet tego bliska. Mieć cię przy sobie... Naprawdę myślę, że dałabym radę. I zrobiłabym to, gdyby nie Pete. - Dlaczego? - Ma raka płuc. Wycięli tyle, ile mogli, przeszedł chemioterapię i naświetlania. Ale bez skutku. Został mu może rok. - Och, mamo, tak mi przykro. - To dobry człowiek, Cammy. Zbyt dobry dla mnie. Jedyne, co mogę zrobić, to być przy nim. Ale potem... kiedy odejdzie... mogłabym się poddać. Potem mogłoby być za późno, pomyślała Cam. - No to mam inny pomysł. Pomogę tobie i Pete’owi wyjechać z kraju. Znajdę wam jakieś bezpieczne miejsce. Abby zaśmiała się. - Pete wciąż prosi mnie o to samo. Bez przerwy podtyka mi pod nos te broszury o rajskim życiu na egzotycznych wyspach. Ale jak mam wyjechać? Nie mam paszportu ani możliwości, żeby go dostać. A poza tym... - uśmiechnęła się i ścisnęła dłoń Cam - nie chcę wyjeżdżać teraz, gdy dopiero co cię odnalazłam. Jesteś taka piękna, dobrze ci się powodzi, wyszłaś szczęśliwie za mąż za tak ważnego człowieka. Cam milczała, ale wyraz jej twarzy musiał powiedzieć wszystko, ponieważ matka nagle wstała i przycisnęła głowę córki do swojej piersi. - Opowiedz mi - wyszeptała. - Powiedz mi, co jest nie tak. Przeszły do salonu. Przez następną godzinę Cam spowiadała się z wszystkich swoich porażek i błędnych wyborów, jakich dokonała kierując się niewłaściwymi pobudkami. Jej matka kiwała głową, trzymała jej dłonie w swoich i powtarzała, że wcale nie poniosła klęski, że miała prawo pragnąć więcej, że zasługiwała na szczęście w życiu. - Jak możesz tak mówić? - Ten temat Cam poruszyła już wcześniej, ale nie mogła o nim zapomnieć, nie po czternastu latach myślenia. - Jak mogę zasługiwać na szczęście po tym, co ci zrobiłam? Odizolowałam cię od rodziny, skazałam na ukrywanie się... - Sama to sobie zawdzięczam. - Ale gdybym im nie powiedziała, dzisiaj mogłabyś... - Co? - przerwała ostro Abby. - Chować się w tej przyczepie z mężczyzną, z którym nie mogłam nawet porozmawiać? Co może być gorszego? I tak się kryłam przed światem. A teraz jest Pete i nie ma dnia, żebym nie błogosławiła losu za to, że go znalazłam. Mówisz o szczęściu, na które nie zasługujesz. Ja nie zasługuję na Pete’a, ale mimo to trzymam się go i nie żałuję tego ani przez chwilę. Przytuliła Cam i powiedziała łagodnie: - Chcę, żebyś myślała o tym, co cię uszczęśliwia. Żebyś się tego uczepiła i nigdy już nie oglądała za siebie. Pete wrócił późnym popołudniem. Garnek zupy, który miał być obiadem dla dwojga, musiał wystarczyć dla trojga. Pod koniec posiłku, kiedy Cam wstała od stołu, żeby pomóc Abby przy zbieraniu naczyń, Pete oparł się wygodnie i zapalił papierosa. Matka podchwyciła jej wzrok i potrząsnęła głową. - To bez sensu. Nie mogę go przekonać, żeby przestał. Ostatnim razem, gdy był w szpitalu, uruchomił alarm przeciwpożarowy, bo palił po kryjomu w toalecie. - Nie mogę ścierpieć dwóch rzeczy - odezwał się Pete, wydmuchując kółka dymu w stronę sufitu