Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Zdołał sobie zrobić materac z li- ści paproci, dzięki czemu bardzo wygodnie mu się spało, a z cien- kich traw utkał przykrycie. Grubsze posłużyły mu do uplecenia liny, którą uwiązywał Delky'ego, gdy nie chciał, żeby biegus opuszczał jaskinię. Z włosia z jego ogona sporządził żyłkę do wędki, czego zresztą nauczył go Wulemi. Nóż przytroczony do pasa nieustannie ostrzył i miał nadzieję, że stalowe ostrze wystarczy mu do czasu zdo- bycia nowego. Ostrząc go widział, jak klinga codziennie staje się coraz węższa. Szukał największych orzechów palmowych, robił w nich dziury i wypijał sok, a skorupy zachowywał jako naczynia na wodę. Wiele osób uważało sok z orzechów za smakołyk i wiedział, że Swacky po przefermentowaniu robił z niego napoje na przyjęcia z okazji ostatniego dnia siedmiodnia, ale jemu ten płyn nie smako- wał - był za słodki i niemal wywoływał mdłości. Odżywiał się ryba- mi, przybrzeżnymi mięczakami i od czasu do czasu znajdował gniazda dzikiego ptactwa, więc jego dieta zawierała dostateczną ilość białka. Nie nastąpiła jeszcze pora lęgów latających jaszczurek, chociaż do- kładnie przeszukiwał każdą piaszczystą zatokę, na jaką natrafiał w czasie swoich wypraw po okolicy. To był naprawdę zły sezon na lęgi jaszczurek. Nigdy dotąd nie chciał mieć latającej jaszczurki, ale teraz na pewno by mu się przydała. Delky nie był zbyt dobrym towa- rzyszem. Tak więc, zanim zdoła nawiązać kontakt z delfinami, bę- dzie mógł rozmawiać wyłącznie z samym sobą. Na ogół bywał zanadto zajęty, żeby odczuwać samotność, a wie- czorami tak zmęczony, że dobrze sypiał, mimo nachodzących go rozterek. Dla nawiązania kontaktów z delfinami musiałby wypły- nąć bardzo daleko w morze, ale nie był jednak na tyle szalony, żeby ryzykować taką wyprawę nie zabezpieczywszy się kamizelką ra- tunkową. Pewnego razu znalazł włóknistą roślinę, z której robiono takie kamizelki. W ciągu kilku dni zaprojektował i wykonał jedną na swój użytek. Z rybich ości zrobił igły i przy pomocy niezgrabnych, lecz moc- nych ściegów uszył zadowalający strój zabezpieczający. Następne- go ranka przeprowadził tak długą próbę, że pływające w pobliżu ryby przyzwyczaiły się do jego obecności i zaczęły go szczypać w palce nóg. Wykazywały tym niezwykłą odwagę, gdyż wcześniej nałapał ich już bardzo dużo. Kamizelka pod koniec próby unosiła go równie dobrze jak na początku, nabrał więc pełnego zaufania do jej skutecz- ności. Przygotował dla Delky'ego dostatecznie dużo paszy i wody w jego glinianym garnku... garnek tenjednak lekko przeciekał i pew- ne miejsca na jego powierzchni stały się wilgotne, zanim Readis po- nownie włożył na siebie kamizelkę ratunkową. Tego dnia morze było zupełnie spokojne, tylko lekkie podmuchy wiatru marszczyły jego powierzchnię. Mógł się już nie zdarzyć po- dobnie piękny dzień w tym sztormowym sezonie. Po raz ostatni więc sprawdził węzły na swojej kamizelce ratunkowej, wszedł do morza i skierował się w stronę głębiny. Zaczął płynąć, wykonując energicz- ne ruchy. Jeżeli dopisze mu szczęście, wróci na grzbiecie delfina. Gdy oddalił się już na znaczną odległość od brzegu, zaczęły go ogarniać wątpliwości. Poczuł zmęczenie ramion, a jego oddech stra- cił równy rytm. Przestał płynąć dalej, przewrócił się na plecy i oparł szyję na kołnierzu kamizelki. Zamknął oczy, broniąc się przed ośle- piającym blaskiem słońca, ale nawet pod powiekami czuł jego siłę. Po jakimś czasie zaczął znowu równo oddychać. Nigdy nie bał się wody i także w tym momencie nie napawała go ona strachem. Nie- wielkie fale od czasu do czasu zalewały mu twarz, ale wtedy tylko wydmuchiwał wodę z nozdrzy bez zmieniania pozycji. W ten spo- sób wypoczywał, lekko kołysząc się w rytmie fal. Mógłby niemal zasnąć oczarowany łagodnym ruchem. Szeroko rozłożył ramiona i za- niechał nawet lekkiego poruszania dłońmi. Musiał dobrze odpocząć przed wyruszeniem w powrotną drogę. W pewnej chwili poczuł w wodzie pod sobą jakiś ruch. Przybrał pozycję pionową i nogami namacał śliski przedmiot, dostrzegł też potężną sylwetę kierującą się ku powierzchni morza. W tym momen- cie zobaczył w pobliżu kilka płetw delfinów. Nagle tuż przed nim wyłonił się z wody roześmiany pysk. - Ocalić człowiek? Nie ma sztorm. Niedobrze daleko od ląd? - Szukałem was. - Szukać Cal? - donośnie pisnął zdziwiony delfin i przepłynął koło Readisa, nie spuszczając z jego twarzy błyszczącego czarnego oka. - Kto ty? - Cal, ja jestem Readis. Delfin gwałtownie wrócił i zatrzymał się tuż przed nim. - Stada szukać Readisss. - Naprawdę mnie szukają? - Wszystkie stada szukać Readis -powtórzyła Cal i zanurkowała. Ogromnie zaskoczyła tym Readisa, a ponieważ nie chciał, żeby go odnaleziono, więc równie szybko zanurkował i mocno złapał Cal za lewą płetwę. Usiłował jej przeszkodzić w wysłaniu po wodzie wiadomości. - Nie mów innym stadom, że mnie odnalazłaś - powiedział do niej, prawie przyciskając swoją twarz do pyska zwierzęcia. - Nie mów? - Delfinica obróciła głowę tak, że mogła wpatrywać się swoim bystrym okiem w Readisa, a całe jej zachowanie wskazy- wało na bezbrzeżne zdumienie. - Ty zgubiony! Ty znaleziony! - Nie zgubiłem się. Nie chcę być odnaleziony. Nie przez ludzi. - Jesteś człowiekiem. Ludzie trzymają się razem. Żyją w sta- dach na lądzie. W morzu tylko odwiedzają delfiny. Nie mieszkają w wodzie. To delfiny mieszkają w morzu. - Odpowiedź Cal jak na delfina była bardzo długa, a jej słowa wyrażały szok i najwyższe zdziwienie. - Pragnę żyć z delfinami, leczyć j e, gdy się zranią, po prostu chcę być delfiniarzem. Bardzo głośny pisk Cal został przerwany wydmuchnięciem fon- tanny wody przez jej otwór oddechowy. - Ty być delfmiarz? - wysoki ton pisku osiągnął crescendo. - Ty być delfiniarz Cali? - No, widzisz, dopiero co poznaliśmy się. Jeszcze niewiele wiesz o mnie... - Delfiniarz! Delfiniarz! -piszczała zachwycona Cal