Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Niech to dziecko ujrzy niebo. Odwrócił się i odszedł w stronę hordy demonów. Rozstępowały się przed nim i po chwili zniknął z pola widzenia. Asta ruszył w kierunku Chareosa, który zagrodził mu drogę do światła. Szaman wyglądał teraz żałośnie i staro. Mrugając oczami, nieprzytomnie spojrzał na Chareosa. - Musisz mi oddać dziecko - powiedział. - Nie. - Nie chcę go zabić. Nie mogę tego uczynić bez zgody Tenaki. Jednak Nadirowie muszą mieć Khana. Rozumiesz to, prawda? W jego żyłach płynie królewska krew. Oddaj mi je. - A co dasz mi w zamian, Asto Khanie? - Mam antidotum na truciznę. Będziesz żył. - Nie zrozumiałeś mnie. Co proponujesz dziecku? - Moje życie. Będę go bronił przez wszystkie dni mego życia. Nauczę je, jak być Khanem. - W takim razie możesz je wziąć. Zdziwienie Asty z pewnością nie było udawane. - Pozwól, że zobaczę jego duszę. - Nie. Wracaj do Bel-azar i podaj mi swoje antidotum. Zobaczysz dziecko, kiedy się urodzi. - Czy mogę ci zaufać, Chareosie? - Obawiam się, że tak - powiedział Fechmistrz. Asta odwrócił się i zniknął, a wokół demonów ponownie zebrała się mgła. Zawył wiatr i uniósł ją w szare niebo. Bohaterowie Bel-azar pozostali sami na szczycie wzgórza. Światło bliźniaczych dusz rosło, aż dotknęło obumarłego drzewa. W tym momencie na gałęziach pojawiły się liście, zakwitły białe i różowe kwiaty, których delikatne płatki sypały się jak płatki śniegu wokół dusz. ROZDZIAŁ 15 Przez szesnaście godzin Chareos leżał bliski śmierci, prawie nie oddychając. Asta Khan siedział przy nim, wlewał mu w usta jakąś cuchnącą miksturę i rozcierał kończyny, pobudzając krążenie krwi. Chien-tsu ofiarowywał mu swoją pomoc, jednak Asta odprawił go niedbałym gestem. - Czy jest z niego jakiś pożytek? - zapytał Kiall wojownika Kiatze. - Nigdy nie widziałem, żeby ktoś bardziej się starał. Niemal mógłbym uwierzyć, że zależy mu na tym, by Chareos przeżył. Niemal. Kiall wrócił do strażnicy, gdzie Ravenna powiła bliźniaków, zdrowych i silnych. Tanaki wciąż była przy niej, teraz jednak obie spały. Kiall miał już się wycofać, kiedy Tanaki otworzyła oczy; uśmiechnęła się ze znużeniem, wstała i przytuliła się do niego. - Co teraz? - zapytała, podnosząc na niego oczy. - Teraz czekamy na odpowiedź Lorda Regenta. Jedno z dzieci zaczęło płakać i Tanaki podeszła do prowizorycznej kołyski, w której leżeli obaj bracia, i wzięła je na ręce. Zaniosła chłopca do Ravenny, odchyliła koc i przystawiła dziecko do piersi matki. Kobieta nie zbudziła się. Tanaki pogłaskała dziecko po pleckach i odniosła do kołyski. Drugi chłopiec przebudził się, ale nie płakał. Tanaki podniosła i jego, po czym zaniosła do Ravenny. On także napił się łapczywie. - Szkoda, że Ravenna nie jest kobietą Chareosa - powiedziała Tanaki. - Dlaczego? - Mógłby wtedy wyzwać Jungir Khana na pojedynek. Według obyczaju Nadirów Khan nie może wtedy odmówić. W ten sposób uniknęlibyśmy wojny. - Ja mógłbym go wyzwać - powiedział Kiall. Strach błysnął w oczach Tanaki. - Nie zrobisz tego! Widziałam, jak walczysz, i wiem, że nie jesteś ani w połowie tak zręczny jak Jungir. Posiekałby cię na kawałki. - A gdybym miał szczęście? - argumentował. - Taki pojedynek nie zależy od szczęścia. Wybij sobie z głowy ten pomysł. Przystanął w drzwiach. - Naprawdę cię kocham - powiedział. - Wiesz o tym?, - Tak. Wiem. Wyszedł, udając się prosto na mury, gdzie Salida rozmawiał z Harokasem i Chien-tsu. Spojrzał na nieprzytomnego Fechmistrza i ujrzał przy nim szamana, który nie ustawał w wysiłkach. - Myślę, że jego serce nie wytrzymało - orzekł Harokas. - Nie jest już młody - powiedział na to Salida - ale mam nadzieję, że się wyliże. Nadirowie zaczęli się ruszać, wstawali od ognisk, siodłali konie. Salida zerknął w niebo. Ich czas się kończył. Przez zachodnią bramę wjechał galopem jeździec i zeskoczył ze spienionego wierzchowca. Podbiegł do Salidy i podał mu zwój pergaminu zapieczętowany zielonym woskiem i pieczęcią Lorda Regenta. Salida odszedł na stronę, zdjął bojowe rękawice i otworzył zwój. Głośno pociągnął nosem i wolno odczytał dokument; następnie zwinął go ponownie i wetknął za pas. Nałożywszy rękawice, powrócił do pozostałych. Nadirowie sformowali oddział i ruszyli w stronę fortecy, a na ich czele Jungir Khan. Zatrzymali się pod wałem. Jungir spojrzał w górę