Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
.. - Wstał gwałtownie, a służąca wymknęła się z pokoju. Znała reguły, którymi rządziły się ich kłótnie. W końcu Nick się wścieknie i zacznie krzyczeć, co niemal zawsze dawało ten efekt, że Hillary czymś weń rzucała. - Czy nie moglibyśmy odpuścić już sobie tego tematu? Czy nie mogłabyś po prostu pogodzić się z myślą, że jedziemy? Chryste Panie, statek odpływa za dwa dni. - No to niech sobie odpływa albo jedź sam - oświadczyła siadając na łóżku. Lekko gładziła srebrnego lisa. Jej głos był zimny jak lód. - Nie będę ci tam potrzebna. - Czy to wypada? A może to sposób pozbycie się mnie na rok, żeby móc kursować do Bostonu i składać wizyty temu małemu skurwielowi?... Nick wiedział, że Hillary zdradza go na prawo i lewo. Wiedział, lecz z uporem walczył o utrzymanie małżeństwa - dla dobra Johna, dla własnego dobra. Jego rodzice byli rozwiedzeni, w dzieciństwie czuł się z tego powodu bardzo samotny i nieszczęśliwy. Przysiągł sobie w duchu, że swojemu synowi nigdy nie wyrządzi takiej krzywdy. Pragnął jedynie, żeby to małżeństwo trwało, i zamierzał o to zadbać bez względu na wszystko, bez względu na to, co robiła Hillary. Lecz gniewne słowa wymykały mu się z ust częściej, niżby tego pragnął. - Czy nigdy się nie bałaś, że zajdziesz w ciążę, Hil? - spytał naraz. Obydwoje wiedzieli, iż ma na myśli ciążę z kimś innym. - Najwyraźniej nigdy nie słyszałeś o aborcji... Jeśli oczywiście prawdą jest to, o co mnie oskarżasz. Ale ściśle biorąc, dzieci nie są moją specjalnością. A może już nie pamiętasz, Nick? - odparowała. Jak zwykle zadawali sobie ciosy poniżej pasa. Tak było od lat. - Ależ tak, pamiętam. - Twarz mu stężała, dłonie zacisnął w pięści, lecz jego głos brzmiał osobliwie łagodnie. Nigdy nie wybaczyła mu tego, co stało się dziewięć lat temu. Była najpiękniejszą panną debiutującą owego sezonu w Bostonie. Dobrze pamiętał jej kruczoczarne włosy, uroczo kontrastujące z jasnymi szykownymi sukniami, które rodzice przysyłali jej z Paryża. Budziła pożądanie w wielu mężczyznach. Kiedy przyszła na świat, jej ojciec był już dobrze po pięćdziesiątce, matka zaś miała trzydzieści dziewięć lat. Oboje dawno stracili nadzieję na dziecko, toteż Hillary była psuta od samego początku - uwielbiana przez ojca, rozpieszczana przez matkę, dziadków i piastunkę. Dostawała wszystko, czego zapragnęła, i zamierzała w taki właśnie sposób żyć zawsze. Pewnego wieczoru w sezonie swojego debiutu ujrzała Nicka. Był wysoki, jasnowłosy, dobrze zbudowany, u boku miał jedną z najładniejszych panien w Bostonie. Kiedy wszedł, przez salę przebiegł szept: "Nick Burnham... Nick Burnham... Fortuna w przemyśle stalowym... Jedyny dziedzic..." W wieku dwudziestu dziewięciu lat był jednym z najbogatszych młodzieńców na Wall Street, w dodatku diablo przystojnym - i kawalerem. Hillary niemal uleciała z ramion mężczyzny, z którym właśnie tańczyła, i pospieszyła na spotkanie Nicka. Zostali sobie przedstawieni przez jednego z przyjaciół jej ojca i Hillary uczyniła co w jej mocy, aby go rzucić na kolana. Udało jej się dopiąć swego zdumiewająco tanim kosztem. Nick zaczął u niej bywać, najpierw w Bostonie, następnego lata zaś w Newport. I tam właśnie doszło między nimi do zbliżenia. Hillary pragnęła, aby pożądał jej bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety w życiu, na koniec oddała mu swoje dziewictwo, ponieważ sądziła, że go kocha, i ponieważ pragnęła zawładnąć nim bezgranicznie. Nie brała natomiast pod uwagę ewentualności, że może zajść w ciążę, co nastąpiło już za pierwszym razem. Początkowo Nick był wstrząśnięty, Hillary wpadła wręcz w histerię. Nie chciała mieć dziecka, nie chciała przytyć, nie chciała niańczyć... Była tak dziecinna, kiedy szlochała w jego ramionach, że odpowiedział śmiechem. Napomknęła coś o aborcji, ale nawet nie chciał o tym słyszeć. Była czarującą niedojrzałą kobietką, jemu zaś myśl o dziecku, kiedy już się z nią oswoił, zaczęła się ogromnie podobać. Nie wspominając słowem o dziecku, poprosił ojca Hillary o jej rękę, ją zaś poinformował, że biorą ślub, który odbył się jeszcze przed końcem lata. Na wspaniałym weselu wyprawionym w Newport Hillary wyglądała jak królewna w białej koronkowej ślubnej sukni swojej matki. Tyle że pod szczęśliwym na pozór uśmiechem kryła się rezygnacja. Pragnęła Nicka, ale nie dziecka. Chociaż Nick hołubił ją i rozpieszczał, nienawidziła każdej chwili w pierwszym okresie małżeństwa, ponieważ zdawała sobie sprawę, że ożenił się z nią z powodu dziecka, ona zaś nie życzyła sobie żadnej konkurencji. Im bliższy był czas rozwiązania, tym bardziej Nick troszczył się o żonę. Kupował jej kosztowne prezenty, pomagał urządzić pokój dziecinny, obiecywał, że będzie przy niej cały czas, trzymając ją za rękę. Mimo jego starań w ósmym miesiącu ciąży Hillary pogrążyła się w głębokiej depresji, która zdaniem lekarza nie pozostała bez wpływu na długi i ciężki poród. Zarówno ona, jak i dziecko omal nie przypłacili życiem tej męczarni, a Hillary nigdy nie wybaczyła Nickowi udręki, przez którą musiała przejść. Depresja utrzymywała się jeszcze sześć miesięcy po porodzie i bardzo długo Nick sądził, że oprócz niego nikt Johna nie obdarzy rodzicielską miłością