Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Gaby uklękła przed łóżkiem, oparła podbródek i ręce na rzeźbionym drewnianym podnóżku i oglądała wieści z Afryki. Poczuła, jak elastyczny materiał jej majtek zsuwa się po pośladkach, jak wścibski penis naciska na włosy łonowe. - Idź sobie. To jest ważne. - Ważniejsze od tego? - Dużo ważniejsze. Co z ciebie za spec od multimediów? Kamera pokazała kilka chorobliwych, chwiejnych ujęć cze- goś, co wyglądało trochę jak wielokolorowa dżungla, a trochę jak wyschnięta rafa koralowa, ale przede wszystkim nie przypominało niczego, co dotychczas oglądano. A potem tanzański żołnierz za- krył obiektyw dłonią, zamigotało niebo i barwy ochronne, a pre- zenter w Londynie mówił, że strefa infekcji (wydawał się szczególnie zaniepokojony naprędce utworzoną terminologią) rozszerza się poza miejsce, w które meteor uderzył w Kibo, z prędkością szaco- waną na pięćdziesiąt stóp dziennie. Zgarnął swoje papiery, spojrzał z zakłopotaniem w kamerę i przeszedł do dalszych wiadomości. Nagle otrzeźwiona i pozbawiona ochoty na seks Gaby weszła w Sieć. Serwisy informacyjne on-line wyświetlały kolejne wiado- mości. Schematy, zdjęcia, symulacje, animacje. Kolejne strony tek- stu. Satelity obserwujące niebo w poszukiwaniu Bliskich Ziemi Ciał Orbitalnych i Pogromców Planet zauważyły bolid dziesięć dni temu: atmosferyczny pocisk, trochę niezwyczajny, jako że zanim wszedł w atmosferę, wykonał trzy pełne okrążenia orbity, ale poza tym nierzucający się w oczy. Jego zjonizowany ogon nad Oceanem Indyjskim został zauważony przez amerykański system obronny, ale ten ostatni przestał już mylić meteory z głowicami MIRV. Ude- rzył w szczyt Kilimandżaro w pobliżu obozu niemieckiej wyprawy paralotniowej. Góra została odcięta przez burzę na trzy dni. A po- tem napłynęły opowieści od lokalnego plemienia Wa-chagga i ocalałych członków zespołu paralotniowego. Tam na górze zaczęło coś rosnąć. Rząd Tanzanii zdołałby może zatuszować całą sprawę, gdyby nie to, że satelita pomiarowy Zasobów Ziemi dostał polecenie skie- rowania kamer na obszar równikowy Afryki Wschodniej. To, co zobaczyła Agencja Lotów Kosmicznych, sprawiło, że jej przedsta- wiciele popędzili prosto do Białego Domu błagać prezydenta, aby poprosił Pentagon o udostępnienie na parę minut wojskowych satelitów szpiegowskich. Tanzańczycy nie potrafili tego długo utrzymać w tajemnicy. Nawet Pentagon nie potrafił. Nie dawali rady, ponieważ to roz- przestrzeniało się z prędkością pięćdziesięciu stóp dziennie. Gaby nie zauważyła, kiedy Sean ubrał się i wyszedł. Mniej więcej po godzinie przestała nawet rejestrować zmieniające się przed jej oczami obrazy. Oto sposób, aby świat poznał jej imię. Gwiazda o tym imieniu spadła prosto z nieba. Jeśli będzie jej wierna, zyska chwalę, ale musi na nią zasłużyć. Gwiazda spadla tak daleko po to, żeby Gaby mogła wykazać, że jest jej godna. Gwiazda jest cierpliwa i wytrzymała — kto wie, ile miliardów mil przebyła, aby dotrzeć do Gaby - ale nie będzie czekać w nieskoń- czoność. Jej entuzjazm do pracy wzbudził zdziwienie opiekunów. Nie widzieli imienia Gaby wypisanego na błyszczącej gwieździe, do- strzegali wyłącznie jej dziką, ciemną determinację. Ścigała się nie tyle z wymaganiami dziennikarstwa sieciowego, ile z nieubłaga- nym rozprzestrzenianiem się pozaziemskiej flory. Kiedy kolejny biologiczny pocisk spadł na Archipelag Bismarcka, a miesiąc póź- niej wybuchła Sprawa Ruwenzori, jej pęd stał się szaleńczy. Opie- kunowie mówili jej, żeby zwolniła. Ale ona nie mogła. ONZ - pod szyldem UNECTA -już tam była, wtykając nos, pchając się, wę- sząc i pobierając próbki z jej pozaziemskiej dżungli. Musiała się tam dostać, zanim wszystko będzie nazwane, ponumerowane, po- znane i nie pozostanie już żadna zagadka, którą mogłaby wyja- śniać. Brak czasu i doświadczenia wpędzały ją w rozpacz. Uwięziona w szarym Londynie marzyła o tym, że jest olbrzymką zdolną roz- walać brudne budynki, aby pozwolić nowemu, dziwnemu życiu przedrzeć się przez rozpadliny ulic, a jaśniejszemu, łaskawszemu słońcu przebić się przez dziurę w niebie. Praca semestralna poświęcona UNECTA jako agenturze za- chodniego przemysłowego neokolonializmu zapewniła jej odby- cie letniej praktyki w Multimedialnym Serwisie Informacyjnym SkyNetu. Był to jej pierwszy krok na południe, w stronę równin Afryki Wschodniej