Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Jak s¹dzisz, co bêdzie? - Zderzy siê, pu³kowniku Radl - wtr¹ci³em. - Wpadnie prosto na Wie¿yczki. Teraz to nie do unikniêcia. - Tak pan s¹dzi? - Odwróci³ siê, znowu podniós³ lornetê, a w chwilê póŸniej to w³aœnie nast¹pi³o. Nigdy nie widzia³em takiej rozpaczy, jak¹ zobaczy³em na twarzach ludzi t³ocz¹cych siê na nabrze¿u; niemieccy ¿o³nierze, robotnicy Todta, jeñcy - wszyscy to prze¿ywali. Dziwne, ¿e w chwili gdy koñczy³a siê wojna, której ofiary trzeba by³o liczyæ w milionach, ludzie okazywali taki ból wobec mo¿liwoœci œmierci czterdziestu oœmiu istot ludzkich, znajduj¹cych siê w sytuacji nie do rozwi¹zania. Ale takie s¹ obyczaje œwiata i morza - najstarszego nieprzyjaciela ludzkoœci: Wszyscy zjednoczcie siê przeciw niemu, bo inaczej zginiecie! Radl odezwa³ siê ostrym tonem: - Proszê bez g³upot. Przede wszystkim ka¿da operacja wykracza³aby poza teren mego dowództwa, a i tak nie mamy potrzebnych urz¹dzeñ. - Potrz¹sn¹³ g³ow¹ i w³o¿y³ lornetê do pokrowca. - Maj¹ w³asne ³odzie ratunkowe. Musz¹ sami robiæ to, co nale¿y, by siê uratowaæ. - Na takim morzu? - zapyta³ Fitzgerald. - Nikt nie jest w stanie tam prze¿yæ, ¿adna ³ódŸ ratunkowa tego nie wytrzyma. - Najdok³adniej - odparowa³ zwiêŸle Radl. - Realista taki jak ja to rozumie, majorze Fitzgerald. Zauwa¿y³em ju¿, ¿e Steiner konferuje ze swymi Brandenburczykami. Teraz zbli¿y³ siê i regulaminowo stan¹³ na bacznoœæ. 193 - Za pozwoleniem, panie pu³kowniku, chcia³bym dotrzeæ do Dumy Hamburga. Wszyscy moi ludzie na ochotnika postanowili udaæ siê ze mn¹. - Czym, jeœli wolno spytaæ? - rzek³ Radl. - Pilotówk¹. Nawet Ezra nie potrafi³ byæ cicho na takie s³owa. - Jakie cholerne nonsensy teraz wygadujesz, ch³opcze? - zapyta³. - Nigdy nie by³eœ poza falochronem. - Dziêkujê, panie Scully - rzek³ Radl. - Zdrowy roz s¹dek zawsze pokrzepia. - W dalszym ci¹gu proszê o pozwolenie na tak¹ próbê. - Odmawiam go panu. Zapad³o milczenie, a wiatr rzuca³ nam w twarz lodowat¹ wodê. Zaskoczy³o nas, ¿e nastêpny przemówi³ Brandt, zacinaj¹c siê, co prawda, niemniej jednak to, co powiedzia³, wyra¿a³o tak¿e nasz¹ opiniê. - Ale¿, pu³kowniku, tamci ludzie zgin¹. To fakt, ¿e uratowanie ich mo¿e siê okazaæ niemo¿liwe, ale musimy przynajmniej spróbowaæ, z pewnoœci¹ pan to rozumie. Bez w¹tpienia Radl nie móg³ tego zrozumieæ. Niepewnie zmarszczy³ brwi, zdumiony nieznanym sobie gatunkiem zwierzêcia, w jakie zmieni³ siê Brandt. - By³byœ gotów pojechaæ z nimi w pilotówce, Brandt? Brandt mia³ szar¹ twarz. Ogarn¹³ wzrokiem ca³y port, zdmuchiwan¹ wiatrem pianê, a ja by³em przekonany, ¿e siê boi. Nie wiem, co siê z nim dzia³o, gdzieœ w œrodku, ale coœ siê sta³o. Gdy znowu siê odwróci³ do Radla, na jego twarzy widnia³ leciutki uœmiech. - Jestem najgorszym cholernym marynarzem, jakiego pan w ¿yciu spotka³, pu³kowniku, ale tak... jeœli Steiner bêdzie uwa¿a³, ¿e mogê mu byæ pomocny, pop³ynê. Radl z wolna pokiwa³ g³ow¹, a potem zwróci³ siê do Steinera. - A wy, Steiner, mo¿ecie? 194 Za tym pytaniem kry³o siê wiêcej treœci, znacznie wiêcej. Steiner zacz¹³ otwieraæ usta do odpowiedzi, a potem spojrza³ na morze. Przez port przelatywa³ potworny szkwa³, wyrwa³ ³ódŸ ryback¹ z cum i rozbija³ j¹ na zapa³ki, t³uk¹c o nabrze¿e. Steiner nie zada³ sobie trudu, by odpowiedzieæ. Pilotówka, nawet jeœliby siê jej uda³o, wbrew przepowiedni Ezry, wydostaæ poza falochron, nie utrzyma³aby siê nawet przez chwilê na takim morzu. - Poniewa¿, jak widzê, wszyscy postanowili zachowy waæ siê rozs¹dnie, wrócimy do naszych zajêæ, prawda? Do widzenia, panowie. Radl zasalutowa³, odwróci³ siê i skierowa³ do swego mercedesa. Gdy odchodzi³, odezwa³ siê Fitzgerald: - Niech diabli porw¹ tego skurwysyna do samego piek³a, ale on ma jednak racjê. Po prostu niczego nie mo¿emy zrobiæ, prawda, pu³kowniku Morgan? Nie wiem, czemu odwo³ywa³ siê do mnie, ale, prawdê powiedziawszy, nie zwróci³em na niego uwagi. Myœla³em o czymœ ca³kowicie innym. O czterdziestojednostopowej motorowej ³odzi ratunkowej typu Watson, nosz¹cej imiê Owen Morgan. 13 Bunt Do Charlottestown pojechaliœmy samochodem terenowym Brandta; to znaczy pojechali ci z nas, których ta sprawa najbardziej dotyczy³a: Brandt, Steiner, kapitan Schellenberg, Ezra, Fitzgerald i ja. Radla nie by³o w Platzkommandantur, przebywa³ natomiast w swym domu, starym probostwie na g³ównej ulicy po przeciwnej stronie ni¿ koœció³. W dzieciñstwie czêsto tam bywa³em. W dalszym ci¹gu wygl¹da³o tak samo, jeœli nie liczyæ dwóch esesmanów na warcie, którzy mokli, stoj¹c po obu stronach wejœcia. Wewn¹trz znajdowa³ siê du¿y, kwadratowy hol z kominkiem Adamów *, w którym p³onê³o wyrzucane przez morze drewno. Nad nim wisia³ obraz mego ojca, zimowy pejza¿ Wie¿yczek, widzianych z Fortu Edward. Radl, jak zd¹¿yliœmy zauwa¿yæ, siedzia³ przy wczesnym lunchu i gdy pojawi³ siê w drzwiach jadalni, mia³ w rêku serwetkê. Nie wygl¹da³ na zadowolonego. - I co to wszystko, jeœli wolno spytaæ, ma znaczyæ? * Styl Adamów - styl architektury, wnêtrzarstwa i meblarstwa, stworzony w XVIII w. przez braci Roberta i Jamesa Adamów. 196 - Jeœli pan pozwoli, panie pu³kowniku - odezwa³ siê Brandt - pu³kownik Morgan ma pomys³. Sposób na ocalenie tych z Dumy Hamburga. - Doprawdy? - Radl powoli zwróci³ siê w moj¹ stronê. - W rzeczywistoœci to bardzo proste - powiedzia³em. - W Granville jest ³ódŸ ratunkowa. - Imieniem Owen Morgan - przerwa³. - Wyrzucony na brzeg wieloryb, pu³kowniku Morgan. Nie ma tam slipu, a gdyby nawet by³, to pla¿a jest usiana minami. - Przeci¹gniemy j¹ po l¹dzie do Charlottestown - od powiedzia³em. - I spuœcimy na wodê w porcie. Podniós³ serwetkê do ust. - A co z za³og¹? - Nale¿a³em do za³ogi przed wojn¹, gdy Ezra Scully by³ sternikiem. Starszy sier¿ant Steiner i jego ludzie - wszyscy zg³osili siê na ochotnika