Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Dziennikarstwo anglosaskie wywodzi się z tradycji liberalnej, z przekonania, że prasa jest instytucją ogólno- społeczną, że wyraża interesy i opinie wszystkich oby- wateli jednakowo, i dlatego musi być niezależna, bez- stronna, obiektywna. Stąd od dziennikarza wymaga się tam, aby jego relacja była właśnie niezależna, bezstron- na i nie jako - bezosobowa. Reporter to ktoś, komu w tekście nie wolno ujawniać swoich poglądów i opinŹŹ. jego zadaniem jest dostarczyć jak najwięcej "czystej" informacji. "Co tu się dzieje?" - spytałem raz operatora NBC, kiedy filmował scenę walki ulicznej w czasie ma- nifestacji w Meksyku. "Nie mam pojęcia - odpowie- dział. - Filmuję i posyłam taśmę do Nowego Jorku. Tam już szefowie wybiorą, co im będzie potrzebne." Ponieważ gazeta nie może składać się z samych infor- macji, czytelnik oczekuje bowiem i komentarzy, w pra- sie anglosaskiej istnieje specjalna kategoria piszących, którzy zajmują się wyłącznie komentowaniem, objaśnia- niem, właśnie - wyrażaniem opinŹŹ. Nazywają ich - ko- lumnistami (columnists). jest ich niewielu. To zwykle wielkie nazwiska, sławne w świecie, koryfeusze pra- sy, arystokraci pióra. Walter Lippmann, Joseph Alsop, James Reston - na komentarze tych kolumnistów czeka- ła cała czytająca Ameryka. Reporterzy i kolumniści - oto dwie sytuacje zupełnie różne, całkowicie od siebie oddzielone. Amerykanie wyodrębniają dwa rodzaje dziennikarstwa: investigative journalism (dziedzina reporterów) i reflectivejournalism (dziedzina kolumnistów). Korzenie prasy kontynentalno-europejskiej są inne. Prasa wywodzi się tu z ruchów politycznych: była narzę- dziem walki partyjnej. A więc w przeciwieństwie do prasy anglosaskiej cechowały ją stronniczość, zaangażo- wanie, duch walki, partyjność. Tu informacja i komen- tarz nie były rozdzielone, ale odwrotnie - informację zamieszczano wówczas, jeżeli służyła interesom partŹŹ (lub innych sił, które gazeta reprezentowała) i dlatego formą najczęściej spotykaną była nie informacja "czy- sta" (jak w gazetach Anglosasów), ale informacja ko- mentowana, a od dziennikarza oczekiwano właśnie opi- nŹŹ, zaangażowania i nade wszystko - obecności. (Świa- domie, dla jasności wywodu, przedstawiam tu owe dwa różne modele w formie czystej, skrajnej, w praktyce bo- wiem rozwinęło się później wiele form mieszanych, eklektycznych, hybrydycznych.) Wiedząc o tych dwóch modelach prasy, łatwiej odpo- wiedzieć, czy reportaż to gatunek dziennikarski, czy li- teracki. W świecie anglosaskim - zdecydowanie literac- ki. W modelu prasy anglosaskiej nie ma miejsca na pro- dukt tak osobisty, jakim jest reportaż, którego siła zasa- dza się właśnie na obecności autora w miejscu wyda- rzeń, na jego obecności fizycznej, ale i emocjonalnej, na jego wrażeniach i refleksjach. Dlatego reportaże są tam drukowane w czasopismach literackich i publikowane w wydawnictwach książkowych. Nikt nie ma wątpliwości, że książki V S. Naipula, Jamesa Fentona czy Colina Thubrona to literatura piękna. W krajach Europy kontynentalnej jest różnie. Przez jakiś czas istniał tu i jeszcze gdzieniegdzie istnieje repor- taż dziennikarski. Spełniał on szczególnie ważną rolę w krajach, w których istniała cenzura, ponieważ był formą dającą większą swobodę wypowiedzi niezależnej, kry- tycznej. W Europie istniał też reportaż literacki, uprawiany głównie przez pisarzy. Ci, którzy pisali taki reportaż, najczęściej nie byli zawodowymi dziennikarzami- Wańkowicz był wydawcą, Kuncewiczowa pisarką, Ja- sienica - historykiem. Rozmowa z korespondentem "Time" w New Delhi- Anthony Speathem, że takie wynalazki, jak fax, modem, e-mail, telefon bezsieciowy, są w pracy korespondenta zarazem postępem i cofnięciem. Bo zjednej strony uła- twiają zdobywanie i przekazywanie informacji, ale z drugiej - szybka, natychmiastowa, pozbawiona kłopotów łączność z centralą sprawia, że korespondent trzyma się bliżej centrali niż miejsca i kultury, w której się znajdu- je. Ciągła więź z centralą powoduje, iż mimo przemiesz- czeń geograficznych, kulturowo, środowiskowo znajdu- je się on nadal w budynku swojego biura (zwykle w Nowym Jorku, Londynie, Paryżu). Następstwem faktu, że przez "uwiązanie elektroniczne" nie opuszcza on ni- gdy centrali, jest to, że swoje przebywanie w innej kul- turze traktuje jako czasowe, przygodne, powierzchowne