Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

.. a teraz nagle już wiedziała... Harrison Winslow III... ojciec Harry'ego... Nareszcie się pojawił. — Cześć, Tan. — Harry wyglądał na nieszczęśliwego i niezadowolonego z niezręcznej sytuacji. Teraz musiał znosić także jego obecność i rozgoryczenie. Z Taną było znacznie łatwiej, ona zawsze rozumiała, co czuje. Ojcu nigdy się to nie zdarzało. — Jak się czujesz? — Przez moment oboje ignorowali obecność starszego pana, tak jakby czerpali od siebie nawzajem siłę. Tana nie bardzo wiedziała, co mogłaby mu powiedzieć. — Nieźle. — Ale nie wyglądał dobrze. Przeniósł wzrok na elegancko ubranego mężczyznę. — Ojcze, to jest Tana Roberts, moja przyjaciółka. — Starszy Winslow nie powiedział zbyt wiele, ale wyciągnął do niej rękę. Wyglądało na to, że Tana jest tu intruzem. Chciał wiedzieć, jak to się stało, że Harry tu wylądował. Wczoraj przyleciał z południowej Afryki do Londynu i odebrał telegramy, które na niego czekały. Natychmiast przyleciał do San Francisco, ale nie znał właściwie żadnych szczegółów. Wciąż jeszcze próbował dojść do siebie po przeżytym szoku. Zanim Tana weszła do pokoju, Harry właśnie zdążył mu powiedzieć, że do końca życia będzie przywiązany do wózka inwalidzkiego. Nie marnował czasu, powiedział mu to bez ogródek, nie ubierając niczego w piękne słówka. Harry uważał, że nie musi być delikatny, ojciec nie zasługuje na to. Poza tym chodziło tu o jego nogi, i jeśli one odmówią mu posłuszeństwa, to będzie jego własny problem i mógł o tym mówić w taki sposób, jaki mu się podobał. Nie przebierał w słowach. — Tan, to jest mój ojciec, Harrison Winslow — i sarkastycznie dodał: — Trzeci. Nic nie zmieniło się między nimi. Nawet w takiej chwili. Jego ojciec był zdruzgotany. — Czy chcielibyście zostać sami? — Tana przeniosła spojrzenie z jednego mężczyzny na drugiego i z łatwością odczytała odpowiedź. Harry wolałby, żeby została, ale jego ojciec chciał porozmawiać z nim w cztery oczy. — Przyniosę trochę herbaty. — Popatrzyła na jego ojca z uwagą. — Czy pan także miałby ochotę się napić? Z pewnym zakłopotaniem pokiwał głową. — Tak, poproszę. I dziękuję bardzo. Uśmiechnął się i nie sposób było nie zauważyć, jakim był oszałamiająco przystojnym mężczyzną, nawet tutaj, w szpitalu, w pokoju syna, słuchając złych wieści. Miał niezwykłe, ciemnoniebieskie oczy, w jego pięknie wyrzeźbionej twarzy była jakaś siła, jego dłonie były jednocześnie delikatne i zdecydowane. Trudno było wyobrazić go sobie jako łajdaka, którego opisywał Harry, ale musiała uwierzyć mu na słowo. Szła do kafeterii powoli, nie spiesząc się, zaczęła jednak mieć wątpliwości. Wróciła po prawie półgodzinie, zastanawiając się, czy powinna zaraz wyjść i wrócić jutro czy później, wieczorem. I tak musiała się jeszcze pouczyć, ale kiedy weszła do pokoju, w oczach Harry'ego było błagalne spojrzenie, jakby prosił ją, żeby uwolniła go od obecności ojca. Zauważyła to także pielęgniarka, która właśnie przyszła i, nie wiedząc skąd pochodzi zmiana nastroju Harry'ego, poprosiła ich oboje, żeby wyszli. Tana pochyliła się nad Harrym, by pocałować go na do widzenia, a on szepnął jej do ucha. — Wróć dziś wieczorem... jeśli możesz... — Dobrze. — Pocałowała go w policzek i zapamiętała sobie, żeby przede wszystkim zadzwonić do pielęgniarek. W końcu była Wigilia Bożego Narodzenia, więc może po prostu nie chciał spędzać jej sam. Zastanawiała się, czy zdążył pokłócić się z ojcem. Ojciec odwrócił się przez ramię w jego stronę i westchnął ciężko, kiedy oboje wychodzili z pokoju i szli wzdłuż korytarza. Pochylił nisko głowę i wbił wzrok w swoje nieskazitelnie wyczyszczone buty; Tana bała się odezwać. Czuła się niezręcznie w zniszczonych mokasynach i wytartych dżinsach, ale nie myślała, że kogoś może spotkać, a już na pewno nie legendarnego Harrisona Winslowa DI. Była strasznie przejęta, kiedy nagle odezwał się do niej. — Co o tym sądzisz? Tana odetchnęła głęboko. — Na razie trudno powiedzieć... jest jeszcze za wcześnie, żeby oceniać jego stan... nadal jest w szoku. Harrison Winslow pokiwał głową. On także był w szoku. Zanim wszedł na górę, rozmawiał z doktorem i dowiedział się, że nie mogli już nic zrobić. Rdzeń kręgowy został tak poważnie uszkodzony, jak tłumaczył neurochirurg, że Harry już nigdy nie będzie mógł chodzić. Połatali go trochę, a następna operacja czekała go za sześć miesięcy. Ale występowały też pewne objawy, z których lekarz był zadowolony. Powiedzieli o tym wszystkim Harry'emu, ale było jeszcze za wcześnie, żeby dokładnie ocenić sytuację. Najlepszą wiadomością był fakt, że będzie mógł kontynuować swoje bogate życie seksualne. Ośrodek systemu nerwowego odpowiedzialny za te rejony nadal funkcjonował, przynajmniej do pewnego stopnia i mimo, że Harry nie reagował w pełni i z powodu paraliżu nie mógł całkowicie kontrolować sytuacji, z pewnością będzie mógł zażywać przyjemności. — Myślę, że będzie nawet mógł mieć potomstwo — doktor powiedział ojcu. Ale było tyle rzeczy, których na pewno nie był w stanie zrobić, chodzić, czy tańczyć, biegać, jeździć na nartach... oczy ojca wypełniły łzy na myśl o tym. Przypomniał sobie nagle dziewczynę, która szła obok niego korytarzem. Była śliczna, zauważył ją, jak tylko wszedł na górę. Zwrócił uwagę na jej piękną twarz, duże, zielone oczy, wdzięk, z jakim się poruszała. Był zaskoczony, gdy ujrzał ją w pokoju Harry'ego. — Rozumiem, że jesteś bliską przyjaciółką Harry'ego? To dziwne, ale Harry nigdy o niej nie wspominał. Właściwie nigdy mu się nie zwierzał. — Tak, to prawda. Przyjaźnimy się od czterech lat. Nie chciał jej przesłuchiwać w recepcji szpitala. Ale z drugiej strony chętnie by się dowiedział, jak to wszystko naprawdę wygląda i może to była właściwa chwila. Ciekawe, co naprawdę łączyło tę dziewczynę z Harrym. Jeszcze jedna przelotna miłostka czy skrywana miłość, albo może jest jego żoną, o której ojciec nic nie wie? Musiał mieć na uwadze finansową sytuację Harry'ego, nawet jeśli chłopak był wystarczająco rozsądny, żeby o siebie zadbać. — Czy jesteś w nim zakochana? — Jego oczy przenikały ją na wylot. Tana stanęła jak wryta. — Ja... nie... Ja., to znaczy — nie była pewna, dlaczego o to pyta. — Ja go bardzo kocham... ale nie... to znaczy, to nie jest miłość fizyczna, jeśli rozumie pan, o co mi chodzi. — Zaczerwieniła się po same uszy, próbując mu to wytłumaczyć, a on uśmiechnął się przepraszająco. — Przepraszam, że pytam cię o takie rzeczy, ale jeśli znasz Harry'ego dobrze, to wiesz, jaki jest. Nigdy nie wiem, co się z nim dzieje i, jak przypuszczam, któregoś pięknego dnia przyjadę i dowiem się nagle, że ma żonę i troje dzieci