Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
– Koledzy – zaczął spokojnym głosem. – Rekonesans, jaki przeprowadziliśmy wspól- nie z profesorem Nilsem, dał dosyć nieoczekiwane wyniki. Zresztą o tym zapewne wszyscy już wiecie. Nie będę więc omawiał tej sprawy. Teraz trzeba się zastanowić, jakie mają być nasze dalsze plany. Co badać w pierwszej kolejności? Proszę o wypowiedzi. Tor Nils podniósł rękę. Wszyscy spojrzeli na biologa. Ten milczał długą chwilę z pochyloną głową, wreszcie, nie wstając z miejsca, zaczął mówić wolno, z namysłem. – Wydaje mi się, że jeżeli celem naszym jest osiedlenie się na tej planecie choćby cza- sowe, musimy ją poznać. I to możliwie dokładnie. To chyba jasne. Poznać najpierw najbliższe otoczenie, potem dopiero organizować duże, dalekie wyprawy lądem i powietrzem. Coś za- atakowało androida. Musimy wiedzieć co. Nie chcemy i nie możemy żyć i pracować cały czas pod kloszem osłony siłowej. Chcemy i musimy wiedzieć co nam ewentualnie może tu zagrozić. Proponuję penetrację i zbadanie kęp roślinnych. Jestem gotów uczestniczyć w tych badaniach. Na razie tyle. Przez cały czas wypowiedzi Tora Nilsa, Astrogator Kir Ros kiwał głową z aprobatą. Teraz wstał. – To samo miałem na myśli. Po prostu profesor Nils mnie uprzedził – rzekł z uśmiechem. – To dla nas najważniejsze. Tylko maleńkie uzupełnienie. „Sol” jest układem zamkniętym, ale lekkomyślnością byłoby utrzymywać ten stan rzeczy bez rzeczywistej po- trzeby, przez okres naszego tu pobytu. Pamiętajcie, że nie osiedlamy się tu na stałe, ale mogą upłynąć lata zanim opuścimy ten glob. Musimy stwierdzić czy i czym grozi nam ewentualne spożywanie tutejszych roślin i wody. Otóż to! Wody! I dlatego proponuję. Wydzielić dwie grupy badawcze. Kierownictwo jednej z nich powierzyć Torowi Nilsowi z zadaniem przeba- dania tego co nazwaliśmy dżunglą. Drugą grupę, pod dowództwem porucznika Mira, wysłać na zbadanie koralikowego jeziorka i jego głębin. Wiem, że się do tego pali – spojrzał z uśmiechem na swego zastępcę. – Trzeba ustalić jakie jest jego pochodzenie, czy istnieje w nim życie biologiczne i jaka jest jego ewentualna przydatność do naszych potrzeb. Składy i wyposażenie grup ustalą kierownicy. Skończyłem. Zebrani przez chwilę milczeli zastanawiając się, potem rozległ się szmer aprobaty. Wypowiadało się też kilku specjalistów, ale w zasadzie zgodzono się w całości na propozycję Astrogatora i profesora Nilsa. Głosowano jednomyślnie. ROZDZIAŁ II Wyruszyli wczesnym rankiem. Fotonowiec pogrążony był jeszcze w głębokim śnie. Na jego pokładzie czuwali tylko nieliczni wachtowi i dyżurne automaty. Nad pustynią tym- czasem wstawało słońce. Kładło długie, głębokie cienie na brunatnych piaskach. Powietrze było suche i chłodne. Cisza. Tylko wiejący od zachodu lekki wiatr wzniecał tu i ówdzie ob- łoczki pyłu, ścinając ostre czubki wydm. Martwa to była pustynia. Jednostajne diuny i porozrzucane, dość rzadko zresztą, ol- brzymie głazy o gładkich, wypolerowanych przez piasek i wiatr powierzchniach. Nad tym wszystkim głębokie, bladoniebieskie, bez jednej chmurki niebo. Jechali dwoma pojazdami gąsienicowymi typu „Golem”. Każdy z pojazdów holował za sobą przyczepę, na której w specjalnych łożach tkwiły niewielkie batyskafy. Owalne, ry- bopodobne łodzie zwane „Delfinami”. W rekonesansie brało udział dziewięciu ludzi. Począt- kowo ustalono, że grupa składać się będzie z ośmiu uczestników, ale zupełnie niespodziewa- nie zgłosił się jeszcze jeden. Profesor Tor Nils zrezygnował z dowodzenia grupą mającą ba- dać niby–dżunglę i przyłączył się do Mira. Ten przystał na to z radością. Lubił starego uczo- nego i cenił za olbrzymią wiedzę, niespożyte siły, energię i ojcowski stosunek do młodszych wiekiem. Natychmiast też chciał mu przekazać dowództwo grupy, ale profesor odmówił. – Nie, Mir. Dowódcą grupy pozostaniesz ty. Chcę mieć wolne ręce i poświęcić się badaniom. Mam pewną koncepcję, którą muszę sprawdzić, a dowodzenie tylko utrudniłoby mi obserwa- cję. Zresztą nikt moim zdaniem nie nadaje się do tego lepiej niż ty. Tak też zostało. Całością dowodził porucznik Mir. Drogę znali