Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

– Interesujące – skwitował wykład – Powiedz mi jednak, skąd ty to wszystko wiesz? Nie otrzymał jednak odpowiedzi na zadane pytanie, gdyż zagadnęła go Żetta. – Panie Gamus, ostatnio w związku z serią prowadzonych przeze mnie wykładów, zapoznałam się z pewną pańską książką... – Przepraszam – przerwał jej Inspektor – Czy moglibyśmy, oczywiście, jeśli pani to nie będzie przeszkadzało, przejść na "ty"? – O tak! – kobieta wydała się z tego bardzo zadowolona – Tak będzie o wiele łatwiej i przyjemniej. – Otóż to! – potwierdził Rokan i wychyliwszy całą filiżankę kawy, wstał i ruszył do dzbanka. – Ta pańska książka – kontynuowała Żetta – "Stopień napięciowej tolerancji w krytycznych punktach matrycy", to naprawdę wyjątkowe dzieło. Niesie w sobie niesamowity balast wiedzy, ale także posiada wspaniałe walory artystyczne. Przy tym bardzo przyjemnie się to czyta. Naprawdę wspaniałe dzieło! – Naprawdę nie przesadzam – zachwycała się dalej Pannać – Nawet studenci wypowiadali się o tej książce w samych superlatywach, a wie pan, jak oni niechętnie czytają. Na czterdzieści osób, trzydzieści trzy wybrały ją z listy lektur, na której znajdowało się wiele książek podpisanych nazwiskami prawdziwych klasyków. Doprawdy, pańskie dzieło nie ustępuje im pod żadnym względem! – Ba! – odezwał się Rokan, z przyjemnym, cichym stuknięciem stawiając na stole kolejną filiżankę buchającej parą kawy – Nie to, że nie ustępuje, ono je przewyższa! Żetta poleciła mi tą książkę i także się z nią zapoznałem. No i muszę przyznać, choć to całkowicie nie moja branża, że jest zachwycająca. Wanczy potrafisz w naprawdę przystępny sposób przybliżać czytelnikowi niezwykle skomplikowane problemy. Masz talent, dydaktyczny i pisarski, który nie może się zmarnować! Tak sobie przed chwilą pomyślałem, iż dam znać Arcyprzewodniczącemu, aby zainteresował się promocją tego dzieła. Usłyszawszy to Gamus, który akurat popijał kawę, niemalże się zakrztusił. Błyskawicznie odstawił filiżankę i poderwał się na nogi. – Najmocniej was przepraszam – powiedział całując dłoń Żetty – Właśnie sobie przypomniałem, że dzisiaj mam się stawić na posiedzenie Komisji. Co za szczęście, Rokanie, iż wspomniałeś Arcyprzewodniczącego. Inaczej pewnie bym sobie o tym nie przypomniał. – Wanczy uścisnął jeszcze rękę kolegi i wybiegł z pomieszczenia. Pędem ruszył ku sali, gdzie odbywało się posiedzenie Komisji. Zawsze starał się utrzymywać w dobrej kondycji, więc był w stanie cały czas biec i droga nie zajęła mu zbyt dużo czasu. Wanczy uspokoiwszy oddech poprawił kołnierzyk swojej grafitowej koszuli, zapukał w drzwi i nie czekając na wezwanie, wkroczył do sali. W długim, ale dość wąskim pomieszczeniu znajdowało się jedynie olbrzymie, ustawione naprzeciw wejścia, biurko, za którym zasiadała grupa staruszków w ciemnozielonych togach. Na widok Inspektora kilku z nich pokiwało głowami, inni poopuszczali wzrok i zakryli usta dłońmi, tak jakby tamowali śmiech. Długim i zdecydowanym krokiem ruszył w ich stronę. Skłonił się przed siedzącym po środku Arcyprzewodniczącym Uniwersytetu Magicznego, po czym zajął miejsce w przygotowanym dla niego krzesełku. Bez problemu stwierdził, że Komisja zachowuje się trochę dziwnie. Składała się z siedmiu magów – samych wybitnych osobistości Uniwersytetu Magicznego, posiwiałych i pomarszczonych, o oczach zdradzających wielką mądrość, jaką zdobyli w trakcie swych długich żywotów. Z racji zajmowanych pozycji oraz wieku powinni zachowywać się dostojnie, jednak Gamus odnosił wrażenie, że oto zasiadł przed grupą podrostków, którzy skrycie się z czegoś podśmiewują, czując niestosowność sytuacji, ale nie potrafiąc się powstrzymać. Zdradzały ich pojawiające się od czasu do czasu, źle maskowane uśmieszki, rozbiegane oczy oraz przesadnie częste odwracanie głów oraz zasłanianie ust dłońmi. -Witam Inspektorze – powiedział Arcyprzewodniczący Nape Szartnies-Żawopyn łamiącym się głosem. Widać, że ostatkiem sił powstrzymywał się od śmiechu. – Witam lordzie Arcyprzewodniczący. Witam szanowna Komisjo – Wanczy lekko się ukłonił. W skład gremium, przed którym zasiadał, oprócz głowy Uniwersytetu, zwyczajowo wchodziło jeszcze sześciu najbardziej zasłużonych magów. Z pewnym zdziwieniem Inspektor stwierdził obecność Libbedo Szarstnego. Człowiek ten, co było powszechnie znanym faktem, nie grzeszył inteligencją. W dodatku był najmłodszym członkiem Komisji. Co więcej – Gamus nie przypominał sobie, aby w całej historii Uniwersytetu ktoś równie szybko osiągnął tak znaczny status. Na jego szczęście przedwcześnie posiwiał i miał pomarszczoną twarz, więc pozornie wyglądał na starszego niż był w rzeczywistości i nie odcinał się, przynajmniej pod tym względem, od swych towarzyszy. Dla osoby znającej tego maga, oczywistym było, iż znalazł się on tutaj za sprawą protekcji swego możnego ojca. Cóż, niegdyś Uniwersytet był placówką pozbawioną korupcji. Ale czasy się zmieniają. Po przywitaniu zapadła kłopotliwa cisza. Trwało to dobrych kilka minut, ponieważ przepisy nie pozwalały Inspektorowi pierwszemu się odezwać, a Arcyprzewodniczący, do którego należał ten honor, milczał z głupim uśmiechem wpatrując się w sufit. Reszta Komisji przez chwilę zachowywała poważne miny. Rasty Dzianurz, który zasiadał obok Szartnies-Żawopyna, spojrzał nań badawczym wzrokiem, po czym szturchnął łokciem swego drugiego sąsiada i skinięciem głowy skierował jego wzrok na Arcyprzewodniczącego. Zaczepiony, Zagu Nybiom, wyszczerzył zęby i zaczął się trząść, aby po chwili ryknąć śmiechem. Do niego dołączyła reszta Komisji. Gamus zachowując stoicki spokój wpatrywał się w rozdziawione, pomarszczone twarze, trzęsących się staruszków. Skrzyżował spojrzenie z Szartnies-Żawopynem, który wyrwany z kontemplacji powierzchni sufitu, obrzucił swych towarzyszy nieprzytomnym wzrokiem, po czym spojrzał na Inspektora. Wanczy smutno pokiwał głową. A więc to tak! Narkotyki. Źrenice Arcyprzewodniczącego powiększyły się do tego stopnia, że nie pozostawiły ani śladu tęczówek. Gamus domyślił się, co zażyła Komisja. Kwazarek. Najnowszy produkt jakichś przeklętych alchemickich renegatów, którzy z niewiadomych względów robią wszystko, aby innym utrudnić życie. Ostatnio używka ta pojawiła się w sprzedaży. Handlarze kręcili się po całym Uniwersytecie, zapewniali dyskrecję i reklamowali swój towar, jako jedyną rzecz, która jest w stanie wyluzować maga. Z dnia na dzień coraz częściej napotykało się ludzi – studentów i kadrę naukową – pozostających pod zgubnym wpływem Kwazarka