Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Kiedy wyszedł, szczurza rodzina kończyła już posiłek i nie zwróciła na niego specjalnej uwagi. 71 6 Lepiej by mu się płynęło, gdyby był nagi. Miał wrażenie, że buty przybierają na wadze i na spółkę z puchnącymi spodniami ciągną go do dna. Pomaga im w tym niewdzięczna koszula, a nawet zwykłe bawełniane majtki są jak Brutus, który zdradził swego Cezara i zakłuł go sztyletem. Byłoby wpaniale pozbyć się tych wszystkich ciężarów. Tyle że w tej chwili nie miał ani ochoty, ani możliwości zatrzymywać się i ściągać szmat. Zresztą— co potem? Miał paradować nago po domu dziadka Klemensa? Dwa razy zatrzymywał się i czepiając się rękami ratunkowego koła, oddychał ciężko. Nie mógł jednak pozwolić sobie na dłuższy odpoczynek — kiedy ciało stygło, natychmiast łapał go skurcz lewej łydki. Żeby uwolnić się od bólu, zaczynał płynąć, wciąż pchając przed sobą koło z obciążeniem. Męczył się jeszcze bardziej, więc wciąż myślał o odpoczynku. Kiedy się decydował, przychodził skurcz... Pierwsza dostrzegła go Marta. Prawdę mówiąc, nie mogło być inaczej, bo ubrana w dres i ciepły sweter sterczała za szybą okna na piętrze i wlepiała wzrok w lekko sfałdowane lustro. Zobaczyła go jednak dopiero, gdy zbliżył się do domu na pięćdziesiąt metrów. Wypatrywała przecież łódki! W zalanych do połowy drzwiach wejściowych pojawił się Dionizy. Niósł przed sobągumowy dmuchany materac. Położył się na nim i szybko wiosłując rękami, wypłynął na spotkanie chłopakowi z kołem ratunkowym. Jajco nie miał już sił. Znów uczepił się koła, ale delikatnie, żeby z de- seczkowej konstrukcji nie spadło to, co kupił tak drogo. I to, co zdobył całkiem darmo. Północny wiatr zniósł go w stronę stodoły. Nie miał siły walczyć z podmuchami. Zauważył tylko, że poziom wody trochę opadł. Nagle pod nogami poczuł grunt. Stanął ostrożnie, ale nic nie obsunęło się spod butów. O wiele swobodniej wsparł się więc stopami o płaskie dno, zdziwiony, że jest tu tak płytko. — Zatonyła, co? — spytał Dionizy, kiedy zbliżył się na dwa metry. — Cholera, myśloł żech, że wytrzima! No, dej te żarła, bez tego chyba sie dosz rade, co? — Powinienem — westchnął Jajco. — Jeszcze chwilkę odpocznę. — A odpoczywej, ile sie chcesz. Jak ci sie wygodnie stoi na dachu mojego maluszka... — Na dachu? — skojarzył Jajco i natychmiast oderwał nogi od auta. 72 — No, fakt. Tu stał twój samochód. Dionizy odwrócił głowę. — Nie ma kłopotu. Terozki przinajmnij wiem, że ciągle tam jest! Za to doma momy winkszy kłopot. Jajco wolał nie zdradzać, że domyśla się jego przyczyn. — Kłopot? — Jo. Ktoś podprowadził w nocy cołkie bydło i ptactwo. Nie widzioł żeś kogo? 7 — Kopna go w pysk nogom! Babcia Balbina chrząknęła i poprawiła chustkę na głowie. — Synek, trocha miłosierdzia dlo ludzi! — Miłosierdzia?! — wykrzyknął dziadek Klemens i pogroził pięścią w stronę okna.— A takiego! Łeb mu wyrwa u samej rzici, kosom po oczach pojada, nogi połamią w stu miejscach i poćwiartują gada! Jajco odwrócił się, by nie widzieli, jak jego twarz wykrzywia się w niepohamowanym uśmiechu. Rymy i wierszyki wypowiedziane w chwilach złości to wspaniały sposób na rozładowanie atmosfery. Agata i Elżbieta, które sięgnęły właśnie po przyniesione — czy raczej „przypłynione"? — worki odwróciły się jak na komendę i parsknęły. Dziadek Klemens chyba nie zauważył komizmu sytuacyjnego, bo spojrzał spode łba i odwrócił się w stronę okna. Tam, na dole, Pchełka, Pucek i Dionizy wychodzili właśnie z obory z minami świadczącymi o braku zrozumienia dla zadań specjalnych, jakie wykonywali. — Cheba nic nie znaleźli — mruknął dziadek Klemens i zacisnął pięści. — Jakbych wiedzioł, kto to zrobił, bym gnojowi nerki obił... Znaczy... Tym razem zdał sobie sprawę z tego, co powiedział. Spod trzydniowego zarostu wypłynął uśmiech ukazujący rząd żółtych zębów. Ich właściciel machnął ręką i zaklął siarczyście, już zupełnie bez rymów. Jajco sięgnął po reklamówkę z ubraniami, które zrzucił z siebie po powrocie z wyprawy, i zamierzał wyjść z pokoju, by je rozwiesić na strychu. W drzwiach spotkał się jednak z Pchełką i Puckiem. Obaj mokrzy — wcale jednak nie sprawiali wrażenia przegranych. Niski chłopak mrugnął do Jajca i wskazał mu drzwi małego pokoju, gdzie Marta porządkowała resztki suchych ubrań. Pucek za to aż trząsł się z emocji. Też mrugnął, 73 ale nawet przy dużej dawce dobrej woli ciężko byłoby stwierdzić, że dyskretnie. Cała twarz wykrzywiła mu się, jakby dostał straszliwego skurczu, a głowa drgnęła jak przechylona w lewo uderzeniem niewidzialnego młota