Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Ilza i Ted siedzieli obok siebie naprzeciw Emilki. Lśniąca, jak zwykle starannie uczesana głowa Teda muskała niemal złociste włosy Ilzy, wspaniałej, promiennej istoty w sukni z turkusowej tafty. Wyglądała jak królowa, spowita w pianę koronek, z różowo–srebrnymi bukiecikami przypiętymi do ramion. W chwili gdy Emilka spojrzała na nich, Ilza uniosła głowę i zadała Tedowi jakieś pytanie, ważne i poufne, jak osądziła Emilka, widząc wyraz jej twarzy. Nigdy dotąd nie zauważyła czegoś podobnego w twarzy Ilzy. Było w niej jakieś ostateczne wyzwanie. Ted spojrzał jej w oczy i odpowiedział. Emilka wiedziała, a może wyczuła, że w tej odpowiedzi padło słowo „miłość”. Patrzyli sobie w oczy przez długą chwilę — a przynajmniej tak się wydawało Emilce, która śledziła tę wymianę zachwyconych spojrzeń. Potem Ilza zarumieniła sie i odwróciła oczy. Czy kiedykolwiek przedtem Ilza się rumieniła? Ted uniósł głowę i powiódł po zebranych oczyma pełnymi — jak się wydawało — zachwytu i tryumfu. Emilka wkroczyła w promienny krąg przeżywszy chwilę straszliwego rozczarowania. Jej serce, jeszcze niedawno tak lekkie i wesołe, zastygło teraz i zmartwiało. Pomimo jasności i śmiechu miała wrażenie, że nadciąga ciemna, zimna noc. Wszystko wydało jej się nagle brzydkie. Kolacja smakowała gorzko i Emilka nie słyszała, co mówi do niej Gus Rankin. Nie patrzyła na Teda, który był najwyraźniej w znakomitym humorze i bez przerwy przekomarzał się z llzą. Przez cały czas Emilka zachowywała chłodną rezerwę. Gus Rankin opowiadał swoje najlepsze anegdoty, lecz Emilka, zupełnie jak świętej pamięci królowa Wiktoria, nie okazywała rozbawienia. Pani Chidlaw była zirytowana i żałowała, że posłała samochód po tak egzaltowanego gościa. Prawdopodobnie Emilka miała jej za złe, że została posadzona obok Gusa Rankina, zaproszonego w ostatniej chwili zamiast Perry’ego Millera. I jeszcze do tego wyglądała jak obrażona księżniczka. Ale należy okazywać jej uprzejmość, gdyż inaczej można znaleźć się w jej książce. Jak wtedy, kiedy napisała recenzję z przedstawienia! Tymczasem biedna Emilka dziękowała losowi, że siedzi obok Gusa Rankina, który od nikogo nie wymagał i nie spodziewał się towarzyskiej rozmowy. Tańce były dla Emilki prawdziwą udręką. Czuła się jak duch wzlatujący nad rozbawiony tłum. Raz zatańczyła z Tedem, który zauważył, że trzyma w objęciach jedynie smukły, srebrzystozielony kształt, z którego dusza umknęła do wyniosłej, niezdobytej twierdzy, więc nie poprosił jej więcej. Kilka razy tańczył z llzą, a parę innych tańców przesiedział z nią w ogrodzie. Zauważono i skomentowano jego zachowanie. Millicent Chidlaw spytała Emilkę, czy to prawda, że Ilza Burnley i Fryderyk Kent są zaręczeni. — On zawsze za nią szalał, nie uważasz? — zakończyła Millicent. Emilka przytaknęła chłodnym i zuchwałym tonem. Czyżby Millicent spodziewała się jakiejś gwałtownej reakcji? Oczywiście, że był zakochany w Ilzie. Co w tym dziwnego? Ilza była taka piękna. Czy mroczny, srebrzysty, księżycowy wdzięk Emilki mógł się równać z jej kremowo–złocistym przepychem? Ted lubił Emilkę, ponieważ była jego bliską przyjaciółką z lat dziecięcych. Nic więcej. Znowu zachowała się głupio. Te jej wieczne złudzenia. Poranek nad wodą, kiedy prawie pozwoliła mu się domyślić. A może on się domyślił? Ta świadomość była nie do zniesienia. Czy ona nigdy nie zmądrzeje? O, dzisiaj stała się mądrzejsza. Koniec z szaleństwami. Od dziś będzie mądra, majestatyczna i niedostępna. Istniało takie brzydkie, wulgarne, stare powiedzenie, że okradziony nie musi się już obawiać złodzieja. Ale jak przeżyć resztę tej nocy? ROZDZIAŁ 15 I Po powrocie z tygodniowych, lecz ciągnących się w nieskończoność odwiedzin u wuja Oliwera, połączonych ze ślubem jednego z kuzynów, Emilka dowiedziała się na poczcie, że Ted Kent wyjechał. — Miał tylko godzinę — powiedziała pani Crosby. — Dostał depeszę z propozycją objęcia stanowiska wicedyrektora Szkoły Sztuk Pięknych w Montrealu i musiał zgłosić się natychmiast. Czy to nie wspaniałe? Co za kariera! Wprost wymarzona. My tu wszyscy w Perlistej Wodzie powinniśmy być z niego dumni. Szkoda, że jego matka jest taka dziwna, prawda? Na szczęście pani Crosby nie oczekiwała odpowiedzi. Emilka poczuła, że blednie, i znienawidziła się za to. Zgarnęła listy i pospiesznie opuściła pocztę. W drodze do domu minęła kilka osób, których nawet nie zauważyła. Ugruntowało to opinię o jej dumie. Kiedy znalazła się w Księżycowym Nowiu, ciotka Laura wręczyła jej list. — To od Teda. Przyszedł wczoraj, żeby się pożegnać. Dumna panna Starr omal nie wybuchnęła histerycznym płaczem. Murrayowie i histeria! Te dwie rzeczy wykluczały się wzajemnie. Nie ma mowy o czymś podobnym. Emilka zacisnęła zęby, wzięła list i poszła do swego pokoju. Jej zlodowaciałe serce topniało gwałtownie. Och, dlaczego była taka chłodna i wyniosła wobec Teda przez cały tydzień po wieczorku tanecznym u pani Chidlaw? Ale nie myślała, że on wyjedzie tak szybko. A teraz… Otworzyła kopertę. Był w niej tylko wycinek z gazety, jakiś niedorzeczny wiersz Perry’ego, wydrukowany w Charlottetown. Tej gazety nie czytano w Księżycowym Nowiu. Emilka i Ted zaśmiewali się nad tym wierszem — Ilza była zbyt wściekła, żeby się śmiać — i Ted obiecał, że postara się zdobyć egzemplarz dla Emilki. No cóż, spełnił obietnicę. II Siedziała wpatrzona niewidzącymi oczyma w miękką, czarną, aksamitną noc z rozkołysanymi wiatrem drzewami, kiedy weszła Ilza, która wróciła właśnie z Charlottetown. — A więc Ted wyjechał. Widzę, że ty także dostałaś od niego list. Także! — Owszem — odparła Emilka, zastanawiając się, czy mówi prawdę