Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Sten postanowił działać na spokojnie. Wystarczy, jeśli włączy antygraw. Wtedy łódź... Błąd. Przed nim widniały tylko trzy tarcze kontrolne, koło sterowe na szprychach i dwie rączki. To była łódź dwuwymiarowa. Sten zignorował wskaźniki określające stan silnika. Doszedł do wniosku, że przynajmniej na razie, nie mają one dla niego znaczenia. Nadeszła następna fala, statek gwałtownie zakołysał się na boki. Sten, szukając wyjścia z sytuacji, popchnął prawą rączkę w przód do oporu, a lewą - jak najdalej do tyłu. Przy tym z całej siły przekręcił koło sterowe w prawo. Kołysanie ustało. Sten wyrównał obie rączki - domyślił się, że łódź ma dwa silniki - i wyprostował ster. Burza ucichła. W tym momencie Sten ujrzał wysokie skały pokryte warstwą wodnej piany. Po lewej widniała niewielka szczelina - wejście do portu. Sten skierował łódź w tę stronę. Skały zbliżały się. Boczne prądy usiłowały wprawić stateczek w ruch wirowy. Sten przywarł do dźwigni i koła sterowego. Doskonale. Udało się utrzymać kurs. Przestało padać. O kilka metrów przed sobą, gdy fala ustąpiła, Sten dostrzegł błysk piasku - to była łacha! Zmienił bieg motorów. Seria spienionych bałwanów przewaliła się nad rufą. Nie zwrócił na nie uwagi. Wpadł na pomysł. Kiedy fala uderza o mieliznę, zwiększa się głębokość wody nad piaskiem. Wystarczy poczekać na dużą falę, wypatrzeć ją przez tylne okna mostka i dać całą naprzód. Aby dostać się do portu, należy wykorzystać silę natury. Podziałało to jak katapulta. Wielki grzywacz, wybrany przez Stena, dźwignął łódź i przeniósł ją wprost do wejścia do przystani. Sten, w euforii, zapomniał o bocznych prądach. Łódź została rzucona na skały. Zgodnie z przewidywaniami, doświadczył nie tylko roztrzaskania łajby, ale i osobistego utonięcia. Powolnego. Ocena: ZDANE. Sten znał już imiona swoich kolegów - kandydatów. Sierżantowi o wyglądzie twardziela, który zdaniem Stena powinien odpaść na początku, jakimś cudem udało się przetrwać. Przetrwać, do diabła. Jak do tej pory ów mężczyzna i Victoria zamieniali się pozycjami w rankingu kursu. Numer jeden - twardziel, numer dwa - pani porucznik. Znawca historii starożytnej nie byłby tym faktem zaskoczony, gdyby wiedział, jak się nazywa zwycięzca - William Bishop Czterdziesty Trzeci. Sten nie znał gościa, więc podobnie jak inni kandydaci był zaskoczony. Sierżantowi nadano przezwisko Chrząkacz. Przyjął je entuzjastycznie. Futrzak, o imieniu Lotor, wielki amator piwa, okazał się bardzo wartościowym nabytkiem kursu. Stał się nadwornym błaznem. Jako że zwyczajowe zawory bezpieczeństwa stosowane w armii, takie jak pijaństwo czy przepustki były zakazane, kandydaci zamknięci w koszarach fiksowali coraz bardziej. Lotor rozpoczął wojnę na balony z wodą. Pierwszą ofiarą stał się Sten. W środku nocy rozległo się niewinne pukanie do jego drzwi. Wyjrzał i w tym momencie w twarz runął mu plastikowy pojemnik wypełniony wodą. Sten, gdy tylko się dowiedział, kto jest winowajcą, zemścił się na Lotorze. Zamknął go pod prysznicem, uprzednio zatkawszy spust wody. Zwolnił odpływ dopiero wtedy, gdy woda sięgała sufitu. Lotor wysuszył futro i przystąpił do rewanżu. Uznał, że Sten ma sojuszników, a jednym z nich jest Sh’aarl’t. Wsadził wiec wąż hydrantu przeciwpożarowego do szczeliny w drzwiach pajęczycy i odkręcił wodę. Sh’aarl’t obudziła się, gdy pokój do połowy wypełniała woda. Ośmionoga istota po prostu otworzyła drzwi i znów zasnęła. Lotor nie wziął pod uwagę, że nie jest dobrze czynić sobie wroga z pająka. Następnej nocy Sh’aarl’t uprzędła pajęczynę sięgającą z jej okna do położonej piętro wyżej kwatery Lotora i zręcznie zastąpiła jego poduszkę workiem z wodą. Lotor wyszukał nowy cel. Tym razem zapolował na Chrząkacza. Przywiązał ładunek wybuchowy do wielkiej torby z wodą, potoczył ją wzdłuż korytarza, zapukał do drzwi Bishopa i dał nogę. Sierżant otworzył drzwi w chwili, gdy ładunek eksplodował. William zemścił się na Lotorze, wpychając do jego pokoju ogromny balon meteorologiczny wypełniony wodą. Bishop, urodzony wojownik, nie zatroszczył się nawet o to, czy w czasie tej operacji ofiara znajdowała się w swoim apartamencie. Tak czy inaczej, w akcji uwalniania futrzaka brała udział niemal cała obsługa koszar. Na tym wojna się skończyła, bo wszystkie uczestniczące w niej strony poczuły się wyczerpane i nikomu nie przychodziła już do głowy żadna sprytna sztuczka. Jedynym pozytywnym skutkiem owych potyczek było stworzenie nieformalnego zespołu przyjaciół, w skład którego wchodzili: Lotor, Bishop, Sten i Sh’aarl’t. Zespół uznał Victorie za swoją maskotkę. Nie wiedziała, dlaczego tak się stało, ale była wdzięczna, że zaliczono ją do towarzystwa. Nikt z czwórki przyjaciół nie wyjaśnił motywów, ale na taką decyzję niewątpliwie miało wpływ to, co Sten poczuł w czasie ćwiczeń terenowych z mapą i kompasem