Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Jednak znów musiał się zatrzymać i czekał zaniepokojony, gdy czarna sylwetka smoka spadła obok niego, a potem szybko doszła do siebie i wzleciała z powrotem w stronę brzegu urwiska. - I jak? - zapytał Regis krasnoluda. - Bruenor poruszył się i chwiejnie stanął na nogach. Mithrilowa zbroja wytrzymała ugryzienie smoka, lecz Bruenor był straszliwie zgnieciony i miał rzędy głębokich otarć i prawdopodobnie złamanych kilka żeber. Jednak twardy krasnolud nadal żył i nie zważając na ból był zaniepokojony, a to z powodu ważniejszych zadań stojących przed nim - zapewnienia bezpieczeństwa jego przyjaciołom. - Gdzie jest chłopiec i Catti-brie? - zapytał natychmiast, tło z ujadania ciemnych psów akcentowało desperację w jego głosie. - W innym pokoju - odparł Regis, wskazując na prawo za drzwi do jaskini. - Cat! - krzyknął Bruenor. - Jak się czujesz? Po chwili pełnej osłupienia ciszy, gdyż Catti-brie także nie spodziewała się usłyszeć znowu głosu Bruenora, usłyszał: - Wulfgar poszedł walczyć, jak się obawiam! Smocze zaklęcie! Ale jeśli o mnie chodzi, to uciekam stąd! Psy będą tu prędzej, niż się spodziewałam! - Tak! - zgodził się Bruenor, chwytając się z bólu za bok. - Widziałaś smoka? - Nie, tylko słyszałam bestię! - dobiegła niepewna odpowiedź. Bruenor popatrzył na Regisa. - Spadł i odtąd nie pokazał się - odparł halfling na pytający wzrok krasnoluda, równie niepewny, czy Shimmergloom został tak łatwo pokonany. - A więc nie mamy wyboru! - zawołał Bruenor. - Idziemy do mostu! Możesz przyprowadzić chłopca? - Jego serce do walki zostało trochę oziębione, nic więcej! - odparła Catti-brie. - Będziemy tam! Bruenor poklepał po ramieniu Regisa, udzielając wsparcia swemu zdenerwowanemu przyjacielowi. - Chodźmy więc! - ryknął swym znanym, pełnym przekonania głosem. Regis uśmiechnął się, mimo przerażenia, widząc znów dawnego Bruenora. Bez dalszych pochlebstw wyszedł obok krasnoluda z pokoju. Gdy tylko zrobili pierwszy krok w stronę wąwozu, czarny obłok, Shimmergloom, znów ukazał się nad jego krawędzią. - Widzisz to? - krzyknęła Catti-brie. Bruenor wpadł z powrotem do pokoju, także wyraźnie widząc smoka. Los dosięgnął go ze wszystkich stron, uparty i nieunikniony. Rozpacz przeczyła jego determinacji, rozpaczał nie z powodu siebie, gdyż wiedział, że podążał logicznym kursem swego losu wracając do Mithril Hall - przeznaczenia wyrytego w samej tkance jego istnienia do dnia, w którym jego lud został wymordowany - lecz z powodu swych przyjaciół, którzy nie powinni zginąć w taki sposób. Nie halfling, który wcześniej zawsze potrafił znaleźć wyjście z każdej sytuacji. Nie chłopiec, gdy tak wiele chwalebnych przygód pozostało prze. I nie dziewczyna, Catti-brie, jego własna, ukochana córka. Jedyne światło, które naprawdę lśniło w kopalniach Klanu Battlehammer, w Dolinie Lodowego Wichru. Śmierć samego drowa, pełnego dobrej woli towarzysza i najdroższego przyjaciela była zbyt wysoką ceną za jego samolubną śmiałość. Zatrata, która teraz przed nim stała była po prostu zbyt wielka, aby mógł ją udźwignąć. Jego oczy biegały po niewielkim pokoju. Musiało być jakieś wyjście. Jeśli kiedykolwiek wierzył w krasnoludzkich bogów, żądał teraz, aby podarowali mu tę jedną rzecz. Wybór. Na jednej ze ścian pokoju wisiała niewielka zasłona. Bruenor popatrzył z ciekawością na Regisa. Halfling wzruszył ramionami. - Magazyn - powiedział. - Nic wartościowego. Nawet żadnej broni. Bruenora nie zadowoliła taka odpowiedź. Zanurkował za zasłonę i począł przeszukiwać leżące tam paki i worki; suszona żywność, kawałki drewna, płaszcz, bukłak z wodą. Beczułka oliwy. Shimmergloom latał tam i z powrotem wzdłuż wąwozu, czekając na spotkanie z intruzami na swych własnych warunkach w otwartej jaskini i będąc pewnym, że psy cienia wygonią ich tutaj. Drizzt prawie dotarł już do poziomu smoka, prąc naprzód na zgubę, nie troszcząc się o nic, poza swymi przyjaciółmi. - Zatrzymaj się! - zawołał Entreri z niewielkiej odległości z dołu. - Postanowiłeś zginąć? - Do cholery ze smokiem! - syknął do niego Drizzt. - Nie będę krył się w cieniu i patrzył na unicestwienie mych przyjaciół. - Czy to ci coś da, jeśli zginiesz z nimi? - nadeszła sarkastyczna odpowiedź. - Jesteś głupcem, drowie. Jesteś więcej wart, niż wszyscy twoi żałosni przyjaciele! - Żałosni? - powtórzył z niedowierzaniem Drizzt. - To ciebie żałuję, morderco