Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Wszystko jednak stało się tak szybko, że nie miała czasu na rozmyślania. I zdarzyło się to, co podejrzewali Aleksander i Raszyd. Kiedy późnym popołudniem udali się do rezydencji Magonianusa, natychmiast wprowadzono ich do pokoju Antonii. Antonia przyjmowała już gości. Śpiące dziecko spoczywało w ramionach matki i trzy kobiety pochylały się nad nim, szepcząc coś między sobą, śmiejąc się i podziwiając niemowlę. Magonianus stał obok, dumny ze swojego ojcostwa. Zobaczył ich pierwszy i położył dłoń na ramieniu młodej żony. - Przyszli, kochanie. Wszystkie spojrzenia zwróciły się w ich stronę i w pokoju zapadło milczenie. Aleksander zacisnął dłoń na przedramieniu Hadassy. Hadassa wyczuła zaciekawienie trzech kobiet i spuściła głowę. - Przyszedłem z Rafą, gdyż chcemy zobaczyć, pani, jak się czujesz. Wyglądasz dobrze - powiedział Aleksander, uśmiechając się do Antonii. - I naprawdę czuje się dobrze - rzucił Magonianus. Jego oczy błyszczały. Antonia uśmiechnęła się do Aleksandra, a potem spojrzała na Hadassę. - Dziękuję - rzekła, wyciągając nieco dziecko w stronę Hadassy. - Czy zechcesz wziąć je na ręce? Hadassa ujęła ostrożnie maleństwo. "O Panie, pobłogosław to dziecko. Niechaj będzie zdrowe i wyrośnie na Twoją chwałę" - wyszeptała w duchu, dotykając delikatnego, aksamitnego policzka. Chłopczyk przekręcił nieco główkę i zaczął małymi wargami szukać pokarmu. Roześmiała się z zapartym tchem. "Markus..." Jego imię wypełniło jej umysł i serce. Czy to dlatego, że trzyma w rękach niemowlę i że tak bardzo chciałaby urodzić dziecko Markusowi? Łzy przesłoniły jej oczy i oddała dziecko matce. - Jest piękny. "Markusie, ach, Markusie! Tak bardzo cię kocham". Markus... Markus... "Ojcze, nie było Twoją wolą, bym pokochała mężczyznę, który Cię odrzuca. Pomóż mi o nim zapomnieć. Jakże mam Ci służyć całym sercem, skoro tak za nim tęsknię? Znasz najtajniejsze pragnienia mego serca. Proszę Cię, Panie, zdejmij ten ciężar z moich ramion..." Teraz jednak, kiedy ustawiła lekarstwa i zioła w nowym miejscu, znowu pojawił się ten cichutki, ale uporczywy szept, którego nie potrafiła od siebie odepchnąć. Markus... Markus... Markus... "O Panie, bądź przy nim. Czuwaj nad nim i chroń go. Niech otoczą go Twoi aniołowie. Ojcze, niech pozna Twoje miłosierdzie..." Aleksander wniósł na górę stolik do pisania. Trącił krawędzią o framugę drzwi, przycinając sobie palce. Zaklął pod nosem i zaniósł nieporęczny ciężar do pokoju. Odstawił z hukiem stół. Zobaczył Hadassę klęczącą z pochyloną głową i dłońmi przyciśniętymi do serca. Wszedł Raszyd, niosąc malowaną zasłonę. Także zobaczył Hadassę i spojrzał pytająco na Aleksandra. Aleksander wzruszył ramionami. Spokojnie wrócili do rozstawiania rzeczy w wyznaczonych im miejscach. Nagle Raszyd trącił Aleksandra łokciem i w jego czarnych oczach błysnął lęk. Aleksander obrócił głowę i poczuł dreszcz przebiegający mu wzdłuż kręgosłupa. Hadassa nadal klęczała, ale tym razem była skąpana w strumieniu światła. Rozdział XIV Tafat, musimy się pospieszyć, jeśli chcemy dotrzeć przed nocą do Jerycha! - zakrzyknął przez ramię Ezra Bariachin do córki. Tafat, jadąca z tyłu na małym osiołku, posłusznie poklepała zwierzę po zadzie, ale zrobiła to tak lekko, że osiołek ani myślał przyspieszyć kroku. - Córko, uderz to gnuśne zwierzę kijkiem! Nie obchodź się z nim tak czule! Tafat zagryzła wargi, uderzyła osła mocniej i zwierzę przyspieszyło kroku. Ezra potrząsnął głową i odwrócił się, by popatrzeć uważnie i z niepokojem przed siebie. Nie powinien był kupować osła. Jest mały i za łagodny, ale pomyślał, że taki osiołek będzie jak w sam raz dla wnuczka. Jednak teraz potulna natura osiołka mogła ściągnąć na ich głowy niebezpieczeństwo. Poruszaliby się szybciej, gdyby prowadził to zwierzę, a Tafat na nim jechała. Spojrzał na drogę przed sobą. Wśród tych wzgórz ukrywali się zbójcy czyhający na niefortunnych podróżnych. Ezra znowu klepnął mocno bok osła i zwierzę ruszyło truchtem pod górę. Poczuje się bezpieczniej, kiedy dotrą na górę i zobaczą zbocza schodzące ku Jerychu. W tym miejscu droga była pusta, słońce paliło, niebezpieczeństwo napaści wisiało nad jego głową niby padlinożerne ptaki, które ujrzał przed sobą. Obejrzał się na Tafat z nadzieją, że nie zauważyła tych ptaków. Poklepała swoje poczciwe zwierzę. Wiedział, że zaraz zrobi się jej żal osiołka i będzie chciała prowadzić go, zamiast na nim jechać. - Musimy się spieszyć, córko. Nie powinien był słuchać swego brata, Ammiego, i zabierać ją w tę podróż. Ale Ammi, najstarszy i najmożniejszy w rodzinie, zawsze go onieśmielał