Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
Silniki myśliwca zawyły, kiedy generatory dostarczyły im zwiększoną dawkę mocy. Później mężczyzna skierował dłoń w stronę mechanizmu spustowego, ale przekonał się, że jego palce lekko drżą. Spokojnie, żołnierzu - powiedział sobie. - Zaciśnij zęby i wytrzymaj. To jeszcze tylko kilka minut. Nagle jeden z myśliwców jego eskadry wyłamał się z szyku i kierując się ku frachtowcowi, śmignął w przestworzach. Shanga otworzył usta, aby krzyknąć: „Bemie, nie rób tego", ale przekonał się, że i tak by nie zdążył. Z zainstalowanego na pokładzie „Wennisa" działa wystrzelił kilkudziesięciocentymetrowy słup światła i w tym samym ułamku sekundy Dwudziesty Trzeci przemienił się w ognistą kulę. - Przykro mi, panie admirale - zatrzeszczał głośnik komunikatora myśliwca Shangi. - Wykonywałem rozkaz wydany przez czarownika Tundów. Nikt i nic nie może zakłócić przebiegu tego pojedynku. A zatem, nie będzie zemsty, nie będzie wymierzenia dziejowej sprawiedliwości - uświadomił sobie Renatazjanin - o ile czegoś nie wymyśli. I to szybko. Wysiłki dziesięciu lat życia jego i podwładnych miały pójść na marne. Chyba że... Nagle uwagę Klyna Shangi przykuło coś, co poruszało się w pobliżu burty „Wennisa". Z otworu włazu wyłonił się Rokur Gepta. Renatazjanin obserwował, jak przewrotny czarownik, posługując się niewielkimi silniczkami, bardzo szybko pokonał połowę odległości dzielącej krążownik od frachtowca i równie zręcznie znieruchomiał, kiedy dotarł na miejsce walki. Zaplótł na torsie ręce ukryte wewnątrz próżniowego kombinezonu i unosił się nieruchomo, czekając na przybycie przeciwników. Klyn Shanga przeniósł spojrzenie na młodego hazardzistę. Ubrany w jaskrawożółty próżniowy skafander, właśnie leciał w kierunku czarownika. Znieruchomiał, kiedy do pokonania zostało kilkanaście metrów. 110 Lando Calrissian i Gwiazdogrota ThonBoka Vuffi Raa, który podążał kilka metrów za nim, uczynił to samo. Chyba miliardy oczu - a także pełniących taką samą funkcję fotoreceptorów - przyglądało się, jak czarownik kiwnął głową. Uczynił ledwo zauważalny gest, zapewne mający oznaczać coś w rodzaju podziwu albo uznania. Chwilę później, nie uprzedzając o zamiarze ruszenia do ataku, uniósł szybko prawą rękę. Świetlista smuga przecięła miejsce, w którym Lando... ...znajdował się zaledwie przed chwilą. Hazardzista zawirował w przestworzach, ale bardzo szybko znów odzyskał panowanie nad ruchami. W jego dłoni błysnęło coś małego, lecz młody mężczyzna nie zdecydował się na oddanie strzału. Zamiast tego wykonał w próżni zawiły piruet, aby uniknąć trafienia przez którąkolwiek z dwóch następnych błyskawic, jakie wystrzeliły z lufy broni podstępnego czarownika. Korzystając z tego, że Gepta poświęcał całą uwagę mierzeniu i strzelaniu, Vuffi Raa także zmienił położenie. Przemieszczając się ostrożnie i powoli, starał się zajść od tyłu odzianą w ciemnoszary strój istotę. Jeszcze dwa strzały... i nagle Gepta uświadomił sobie, na co się zanosi. Odwrócił się jak użądlony, ale uczynił to ułamek sekundy za późno. Mały robot odłączył od torsu wszystkie pięć macek, ale nie przestał przemieszczać się z miejsca na miejsce. Czarownik uzmysłowił sobie, że zaczyna poddawać się histerii. Raz po raz strzelał, usiłując trafić macki, lecz lśniące metalowe węże wiły się w przestworzach jak żywe. Mimo to każdy ruch przybliżał je do celu. Strzał, unik, strzał, następny unik... jak zaczarowane, macki znikały z miejsca, w które mierzył Gepta. Mimo to zbliżały się; coraz bardziej się zbliżały... Nagle Lando wystrzelił! Cienka nitka światła trafiła Geptę dokładnie w środek pleców. Niewiarygodne, ale niosąca niewielką energię wiązka, która wydostała się z lufy paralizatora, przeniknęła przez kombinezon i ciało istoty i poszybowała w przestworza, jakby nie wyrządziła żadnej krzywdy. Przeleciała o metr od pięciobocznego torsu Vuffi Raa, który nieporadnie przemieszczał się coraz dalej od pola walki. Zapewne pragnął trzymać się w bezpiecznej odległości i pozwalał, żeby do ataku ruszały macki. Gepta ponownie zawirował. Odwrócił się ku hazardziście i trzy razy wystrzelił. Ostatnia smuga światła trafiła młodzieńca w stopę. W przestworzach pojawiła się chmurka gazu i zapewne rozległ się jęk bólu - ale nawet, jeżeli tak się stało, nie usłyszał go nikt z wyjątkiem Calrissiana. W następnej sekundzie skafander został automatycznie uszczelniony, a ukryta we wnętrzu aparatura medyczna zajęła się uśmierzaniem bólu, jaki mógł odczuwać właściciel. Lando nie potrafiłby powiedzieć, czy został ciężko ranny, ale upewnił się, że nadal może walczyć. Wiedząc, że pozostaną mu już tylko trzy strzały, wymierzył do czarownika i strzelił po raz drugi. Tym razem trafił w środek torsu. Ponownie jednak promień przeleciał na wylot i chyba nie wyrządził istocie najmniejszej krzywdy. Nagle wokół szyi Gepty owinęła się macka. Klyn Shanga obserwował, jak odziana w ciemnoszary strój postać wykonuje dziwaczne ruchy. Zapewne pragnęła uwolnić się z uścisku chromowanego węża. Nie zmieniając swojego punktu obserwacyjnego, siwiejący mężczyzna przyglądał się, jak macka nie tylko się nie odrywa, ale chyba nawet jeszcze mocniej zaciska się wokół szyi. Wtem zamarł, rażony nagłą myślą niczym gromem