Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Zwiędły bluszcz odsłaniał szare kamienne ściany, obłażące z farby balustrady i zamknięte na głucho dębowe okiennice. Drzwi do garażu podniosły się ze zgrzytliwym dźwiękiem. W senną podmiejską atmosferę wdarł się głośny warkot motocyklowego silnika. Dobiegała siódma; o tej porze w piątkowe wieczory skośnooki szermierz Lloyd Dark wybierał się do pracy. Ciężkie krople deszczu z monotonną regularnością bębniły w lśniącą, czarno lakierowaną blachę. Zabytkowy harley maga- szermierza robił wrażenie zarówno na laikach, jak i na starych motocyklowych wyjadaczach. Był to klasyczny krążownik szos, model produkowany we wczesnych latach sześćdziesiątych. W miejskich warunkach kto inny wybrałby maszynę mniejszą i szybszą, ale Lloyd, który mie- rzył przecież blisko dwa metry wzrostu, cenił sobie komfort jazdy. Osiąganie odpowiedniego przyspieszenia nie stanowiło dla maga żadnego problemu. Wskutek długo- trwałej pielęgnacji, za pomocą magii oczywiście, motocykl szermierza dysponował wieloma niezwykłymi właściwo- ściami. Przemykał po ulicach szybko niczym duch epoki swo- bodnych jeźdźców. Tak samo jak auto Gabriela mógł się stać całkowicie niesłyszalny i niewidoczny. W razie potrze- by potrafił podróżować bez kierowcy i jak wierny rumak przyjeżdżać na zawołanie. Prawdę mówiąc, mag nieczęsto korzystał z tej możliwości. Pojazdy, które poruszały się z własnej inicjatywy, wzbudzały nerwowość w postronnych obserwatorach. Mokre liście lepiły się do opon, wszechobecny zapach ziemi nasiąkniętej listopadowym deszczem unosił się w wilgotnym powietrzu. Lloyd otworzył bramę, wrócił do swojego harleya i uruchomił go, z zadowoleniem wsłuchując się w znajomy dźwięk pomruku silnika. Potężny snop światła reflektora zabłysł jasno, ukazując pożółkłą trawę i pogrążone już w zimowym letargu krzewy. Jak co wieczór mag opuszczał bezpieczny azyl zwany Domem Wschodzą- cego Słońca. Nocne miasto wzywało go z nieodpartą siłą. Po zmroku życie w miastach nie gaśnie, lecz koncentruje się na niewielkich przestrzeniach wokół ciepła i światła. Tysiące lat temu, zanim jeszcze powstały pierwsze osady, ludzie zbierali się wieczorami przy ogniskach, tańcem i gawędą odstraszając to, co czyhało na nich w ciemnościach. Istnieją plemiona, które postępują tak do dziś. Trudno powiedzieć, czy nocne zabawy w klubach są choćby w niewielkim stopniu pozostałością pradawnych plemiennych rytuałów. Ludzie znakomicie opanowali światło i przez większość czasu trwają w złudzeniu, że na dobre oswoili mrok. Po ciężkim dniu pracy tańczą w feerii stroboskopowych barw, gromadzą się w knajpach albo w swoich ciepłych domach. Czują się bezpiecznie, ale w gruncie rzeczy są więźniami. Niewielu z nich odważyłoby się spacerować bocznymi ulicami po zmierzchu. Chociaż we współczesnych miastach nie ma już prawdziwych ciemności, nigdy nie wiadomo, co skrywają cienie. Lloyd Dark od dziesięcioleci prowadził nocny tryb życia. Miasto potrzebowało kogoś takiego jak on. Znał tutaj każdy lokal i każdą niebezpieczną uliczkę. Nie obawiał się ani przestępców, ani miejskich drapieżników, to jego się obawiano. Dla jednych pogromca, dla innych obrońca, był doskonale znany nadnaturalnym mieszkańcom Farewell. Z czasem nawet wśród zwykłych ludzi powstała mglista miejska legenda o tajemniczym samuraju-moto-cykliście. Mimo charakterystycznego wyglądu Lloyd nie zapisywał się trwale w pamięci śmiertelników. Jeżeli nie rozmawiali z nim codziennie, zapominali o nim niezwykle szybko, chociaż żył więc w mieście od początku lat dwudziestych, wciąż pozostawał anonimowy. Nieuchwytny jak cień. Szermierz nie odwiedzał jedynie Północnej Dzielnicy, zwanej Rynsztokiem. Na mocy traktatu pokojowego między wampirem Juliusem a magami z Farewell spośród czarodziejów tylko Weronika miała prawo przebywania w tym rewirze. Praca w Syriuszu miała swoje zalety. Przede wszystkim często widywał tutaj znajome twarze, a nie sposób przecenić roli dobrej miejskiej plotki, po drugie klub zamykano stosunkowo wcześnie - o pierwszej nad ranem. Dzięki temu resztę nocy Lloyd mógł poświęcić patrolowaniu miasta