Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Pierwsza migoce tysiącami gwiazd; siódma płonie najintensywniej, ósma zaś tylko połyskuje światłem odbitym. I wreszcie: każda sfera ma swoją syrenę, która wraz z nią się obraca i śpiewa odmiennym głosem; wszystkie jednak melodie są od siebie zależne i łącznie tworzą boską harmonię. Ten obraz kosmosu jest stosunkowo prosty; w rzeczywistości wszakże ruchy planet wydają się bardzo skomplikowane i pozornie trudno je określić. O tym zagadnieniu Platon nieco szerzej wspomina w Timajosie. Stwierdza tam ogólnie, że nie da się opisać korowodów planet, ich wzajemnych spotkań, przecinania się torów, po których biegną. Ale i w Timajosie mistrz nie wdaje się w żadne szczegóły i nie odsłania tajemnicy planetarnych obrotów. Z jakiej więc racji miałbym wymagać, aby Saturnin, człowiek bystry, lecz nieuczony, przedstawił w drewnianym modelu to, czemu nie sprostały nawet słowa założyciela Akademii? Wiem, że dzisiejsi badacze aleksandryjscy potrafią dużo powiedzieć o drogach planet. Na modele takie jak mój patrzą chyba z uśmiechem pobłażania. Któż jednak zaręczy, czy za dwadzieścia wieków poglądy naszych uczonych nie będą uchodziły za błędne i naiwne? A potem znowu powstaną inne hipotezy, pełniejsze i doskonalsze. Nikt bowiem nie ma prawa powiedzieć o sobie: jam zgłębił i przejrzał w najdrobniejszym szczególe zamysł Demiurga, stwórcy kosmosu. Wszystko, co tylko oglądamy, jest jedynie cieniem i ułamkowym odbiciem wiecznego porządku. Tak zawsze nauczał Platon, ja zaś nigdy nie pojmowałem jego słów tak jasno i naturalnie, jak w owej chwili, gdym po raz pierwszy spojrzał na kulę i kręgi z bukszpanowego drewna, wykonane ręką Saturnina. Myślałem wtedy: Prawda, że bardzo to niedoskonały i uproszczony obraz kosmosu, ale jednak obraz! Winienem więc kontemplować i czcić ten przedmiot tak samo, jak czci się posągi bogów. Przecież to właśnie Platon wskazuje, że cały wszechświat jest bogiem, żywym i nieśmiertelnym. Boskimi istotami są również jego części: planety krążące po swych torach i kula ziemska. Posągi bogów olimpijskich oraz wszystkich innych wyobrażają postacie, których nie widzieliśmy nigdy. Co więcej, owi bogowie zostali stworzeni dopiero w drugiej kolejności, już po boskich ciałach niebiańskich. Należy więc przede wszystkim oddawać hołd temu, co pierwsze, potężniejsze, znamienitsze. Nawet w tym wypadku, jeśli odbicie i obraz wiecznego porządku wszechświata jawi się pod postacią tak skromną i kruchą, jak dzieło rzemieślnika z Oei. PLATON I ASTROLOGIA Zapytałem Saturnina, jak to się stało, że tak szybko i wiernie wykonał moje zlecenie. Odpowiedział, że ta praca sprawiła mu ogromną radość, bo już od dawna interesują go sprawy gwiazd i nieba; jest przekonany, że rację mają ci, co tamtym zjawiskom przypisują przemożny wpływ na nasze sprawy, a nawet z konstelacji ciał niebieskich odczytują przyszłość; nie zna wszakże tajników tej nauki, zaledwie coś słyszał od miejscowych i przyjezdnych astrologów, którzy stawiają horoskopy na forum lub nawet na jego uliczce; natomiast wysoko ceni moją mądrość i wiedzę, bom przecież studiował filozofię w Atenach; doszło też do jego uszu, jak powszechnie chwalono moją mowę, wygłoszoną przed kilku miesiącami w miejskiej bazylice.Pochlebiły mi te słowa, choć pochodziły z ust człowieka bardzo prostego. Cóż wszakże miałem mu odrzec? Nie studiowałem nigdy zasad astrologii i mam pewne wątpliwości co do metod stosowanych przez wielu jej mistrzów. Mówiąc najoględniej, klienci słyszą od nich dokładnie to, co pragną usłyszeć. Jak łatwo bowiem, przejrzeć tęsknoty i plany ludzi z pospólstwa! A w wypadkach mniej jasnych nie tak trudno ubrać odpowiedź w formę wieloznaczną. Ale z drugiej strony nie potępiam astrologii z gruntu i w całości, wiem bowiem, że już od tysiącleci cieszy się ona ogromnym poważaniem w krajach, z których wywodzi się wiele tajemnych umiejętności. Zawsze też intryguje mnie pewne miejsce w Platońskim Timajosie. Mowa tam o skomplikowanych ruchach i korowodach planet; o tym, jak się spotykają i oddalają od siebie; o tym, że zdarzają się ich koniunkcje i opozycje; o tym wreszcie, że czasem jedna z nich przesłoni drugą. A zaraz potem następuje zdanie: „W ten sposób ślą obawy i oznaki przyszłości tym, którzy nie potrafią rozumować.” Pięknie. Wynikałoby stąd, że Platon patrzy z politowaniem na ludzi, którzy chcą odgadnąć przyszłość z takich zjawisk, jak ruchy planet lub też ich zaćmienia, uważa bowiem, że wszystko to odbywa się według pewnych praw, da się więc przewidzieć i ustalić drogą rachunku. Cóż z tego, kiedy w niektórych rękopisach zdanie to brzmi: „W ten sposób ślą obawy i oznaki przyszłości tym, którzy potrafią rozumować.” Ale w takim wypadku mamy tu pochwałę i uzasadnienie astrologii! I nie ma co do tej sprawy zgody wśród mistrzów Akademii; są zwolennicy i przeciwnicy obu wersji. Jednakże Saturnin nie dawał za wygraną! Zaczął mi opowiadać, o czym szepcą jego sąsiedzi: Rufinus, któregom tam spotkał, pytał pewnego astrologa, zamieszkałego przy tejże uliczce, jak będzie z małżeństwem córki; otrzymał odpowiedź, że dziewczyna wkrótce wyjdzie za mąż, ale wnet owdowieje, dziedzicząc po zmarłym wielkie bogactwa. – Jakże to? – zapytałem. – Skoro już głośno o tym wyroku niebios, nikt się nie ośmieli poślubić Herennii! Saturnin był innego zdania: – Rozmowę Rufina z astrologiem podsłuchał ktoś ze służby. Nawet trzeba, żeby dowiedziało się o niej jak najwięcej ludzi. Bo jeśli mimo wszystko Herennia wyjdzie za mąż i sprawdzi się reszta przepowiedni, któż się odważy drwić z astrologów? Nie lubiłem Rufina, nic mnie nie obchodziła jego córka, a cała ta rozmowa wydała mi się niepoważna. Z drugiej wszakże strony nie chciałem zbyt raptownie odprawić Saturnina, żeby nie uchodzić za nadętego uczonością zarozumialca, jednego z tych, co to nie poświęcą ni chwili swego cennego czasu prostemu człowiekowi. Muszę zresztą raz jeszcze powtórzyć, że ten rzemieślnik ogromnie mi się podobał