Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
- Czy to dlatego... - Rogi przerwa³ na chwilê. Prze³kn¹³ œlinê, porzucaj¹c pewn¹ myœl, zanim zd¹¿y³ j¹, nawet bez s³ów, sformu³owaæ. - Eh bien, mon fils. Tak, synu. S¹dzê, ¿e wiesz, co robisz. Zdecydowanie. Zmieniaj¹c nieco myœl jednego z twoich ulubionych pisarzy fantasy: nawet najbardziej oporny umys³ nie mo¿e oprzeæ siê pokusie nauczenia chocia¿by paru rzeczy, po szeœciu milionach lat. Stary cz³owiek uœmiechn¹³ siê z rozbawieniem w kierunku zamglonego powietrza. - Szeœæ milionów lat... Ach, te geny samoodm³adzania Remillardów! Nieœmiertelnoœæ, prawdziwy narkotyk, nie? Nie, ¿ebym to krytykowa³, rozumiesz. Ale... czy wiesz mo¿e... hmm... czy mo¿esz przewidzieæ, kiedy ja... Niezupe³nie. Moi, je ne suis pas le bon dieu, j‘t‘assure! Zapewniam ciê, ¿e nie jestem Panem Bogiem, ale wiem te¿, ¿e po¿yjesz wystarczaj¹co d³ugo, ¿eby skoñczyæ kronikê rodzinn¹. - Có¿, dobre i to. Rogi wyliza³ resztkê grzanego wina z ³y¿ki i wypi³ fusy z kawy. Nastawi³ kuchenkê na tryb zmywania i wrzuci³ naczynia do œrodka. Nastêpnie zacz¹³ pakowaæ wszystkie rzeczy, podœpiewuj¹c pod nosem Winter Song (Zimow¹ Piosenkê) z repertuaru chóru Dartmouth College. W koñcu rodzinny Duch Remillardów zapyta³: Jesteœ gotów, wuju Rogi? Droga do domu zajmie tylko chwilê. Nie poczujesz dyskomfortu charakterystycznego dla podró¿y statkiem kosmicznym. - Poczekaj, nie w gaciach! Stary cz³owiek zacz¹³ zak³adaæ resztê ubrania. Zd¹¿y³ ledwie narzuciæ spodnie i koszulê, zanim znikn¹³ gwa³townie ze œnie¿nej groty, a jego rzeczy wraz z nim. Nag³¹ ciemnoœæ pomieszczenia rozœwietla³a teraz jedynie nik³a poœwiata fosforyzuj¹cych porostów. Szelesty i pluski narasta³y, a¿ stworzenia podziemne wyleg³y ze swoich norek, by wygrzebaæ resztki ziemskiego sera. Na zewn¹trz jaskini wy³ wiatr. 1 Z PAMIÊTNIKÓW ROGATILNA REMILLARDA Jeszcze ci¹gle œni mi siê czasami ten koszmar. Mia³em go tamtej nocy, kiedy tak bezceremonialnie zosta³em przeniesiony z planety Denali na Ziemiê, pozbawiony w ten sposób reszty wakacji i zmuszony do dokoñczenia tych pamiêtników. Jak zwykle, sen toczy siê w dziwnie przyspieszonym tempie. Na pocz¹tku nie ma w nim nic przera¿aj¹cego. Piêkna matka trzyma w ramionach niemowlê, dok³adnie zawiniête w kocyk, i podnosi wzrok na nadchodz¹cego czternastoletniego syna. Starszego ch³opca otacza dziwnie z³owieszcza aura. W ogromnym poœpiechu wróci³ w³aœnie do domu ze swoich zajêæ w Dartmouth College. Ma na sobie czarny skórzany kombinezon motocyklowy, a pod pach¹ trzyma zmodyfikowany, zabudowany kask. Jego oczy s¹ szare, a umys³ nieprzenikniony, uœmiecha siê krzywo i niepewnie, kiedy za namow¹ matki odkrywa kocyk, aby po raz pierwszy zobaczyæ swojego ma³ego braciszka... w jego cielesnej postaci. Rêce w czarnych rêkawicach dr¿¹ lekko z przejêcia, co ch³opiec z za¿enowaniem usi³uje ukryæ. W koñcu dziecko le¿y odkryte, nagie, doskona³e. Umys³y Marca i Teresy ³¹cz¹ siê w radoœci. - Mamo, on jest zdrowy! - Tak. TAK! - Tata siê my lii, analiza genetyczna by³a nieprawid³owa... - Tak, kochanie, nieprawid³owa, nieprawid³owa, i jeszcze raz nieprawid³owa. Cia³o ma³ego Jacka jest normalne, a jego umys³, jego umys³...! - Umys³? - Och Marc, kochanie, jego umys³ - przemów do niego - jest wspania³y, nie bój siê go obudziæ... Delikatne powieki dziecka otwieraj¹ siê. W moim œnie, nie ma pod nimi oczu. S³yszê œmiech i rozpoznajê g³os Victora. Nie, to nie mo¿e byæ Victor, poniewa¿ umar³ on dwanaœcie lat przed narodzeniem Jacka, a przez ostatnie dwadzieœcia siedem lat przed œmierci¹ by³ bezbronny i pozbawiony kontroli nad cia³em. Podobny los mia³ spotkaæ Jacka, ale w przeciwieñstwie do niego, Victor utraci³ wszystkie metafunkcje, jakikolwiek fizyczny i psychiczny kontakt ze œwiatem zewnêtrznym. W moim œnie szatañski œmiech milknie w zapachu sosny i paroksyzmie bólu. Teresa po raz pierwszy w trudnym ¿yciu swojego dziecka myje mu twarz. Bezokie niemowlê uœmiecha siê do nas... I wtedy nagle zaczyna siê prawdziwy koszmar. Nie ma oczu. Tylko ta pusta, niewidoma ciemnoœæ ¿yj¹ca jak¹œ dziwn¹, przera¿aj¹c¹ wiedz¹. Mój sen toczy siê dalej, szybko, Teresa i Marc znikaj¹