Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.
W roku 1614 zasiadały w niej ostatnie stany generalne (jeżeli nie liczyć tych, które Ludwik XVI zwołał w sto siedemdziesiąt pięć lat później). To w tej właśnie sali starszy paryskiego cechu kupców, przewodniczący stanu trzeciego, prosił króla o ratunek dla "biednego ludu, z którego została już tylko skóra i kości". Zaś od roku 1615, od czasów kiedy tańczył tu balet królewski, sala ta stała się salą teatralną, przy czym przeważnie grywali tutaj swoje sztuki Włosi. Francuzi również tu występowali. Później życie teatralne Petit_Bourbon przerwane zostało wraz z początkiem Frondy, w sali tej bowiem trzymano aresztowanych więźniów stanu oskarżonych o obrazę majestatu. To właśnie oni pouszkadzali te ozdoby. Kiedy skończyła się Fronda, w Petit_Bourbon wystawiono sztukę Piotra Corneille "Andromeda" ze skomplikowaną maszynerią i z akompaniamentem orkiestry, muzykę zaś do "Andromedy" skomponował stary nasz znajomy d'Assouci, który później utrzymywał, że to on właśnie tchnął życie w wiersze Corneille'a. Wreszcie salę oddano Włochom. W Paryżu bardzo ich lubiano. Nie dość, że świetnie grali, to jeszcze znakomity ich maszynista i dekorator Giacomo Torelli da Fano wspaniale wyposażył scenę, tak że Włosi mogli dokazywać tu cudów w swoich feeriach. Zachwyt, jaki wzbudzały w nim włoskie maszynerie, tak wyraził w kulawych wierszach felietonista teatralny owych czasów, Loret: Ponad sceną niczym ptaki@ przeraźliwy diabeł lata.@ Nie widziano cudów takich@ chyba od stworzenia świata!@ Mieli Włosi poza tym znakomity balet, co tenże Loret odnotował również: Serce rośnie człowiekowi!@ Mówcie sobie, co tam chcecie,@ lecz włoskiemu baletowi@ nie dorówna żaden w świecie!@ I oto Molier i jego komedianci dzielą salę z tym niezrównanym zespołem. Zjawiwszy się w październiku w Paryżu, Jan Baptysta poszedł do domu swego ojca i czule uściskał staruszka. Ojciec nie bardzo rozumiał, co jest przyczyną tak wspaniałego sukcesu życiowego jego pierworodnego, który zrzekł się swego tytułu i opuścił cech po to, by poświęcić się komedianckiemu rzemiosłu. Ale błyszcząca szpada, kosztowna odzież, a także to, że Jan Baptysta został dyrektorem Trupy Królewskiego Brata, wstrząsnęło starcem i pogodziło go z synem. Napiwszy się bulionu i wypocząwszy w ojcowskim domu po przeżyciach dwudziestego czwartego października, Molier zaczął się urządzać w Paryżu i rozpoczął próby w Petit_Bourbon. Drugiego listopada 1658 roku rozpoczął przedstawienia w Petit_Bourbon - mimo wszystko rozpoczął nie od komedii, ale od tragedii Corneille'a "Herakles". Zagrano tę sztukę nie najgorzej, publiczności było sporo, a jednak Paryż był zdezorientowany. Jedni zapewniali, że trupa "tego... jakże mu tam... Moliera" gra wspaniale, i naśladowali króla pokazując, jak to najjaśniejszy pan zanosił się od śmiechu. Byli to ci, którzy widzieli "Zakochanego doktora" w Sali Gwardii. Inni natomiast mówili, że trupa Moliera gra bardzo przeciętnie, i nie rozumieli, skąd ten rozgłos i dlaczego wpuszczono Moliera do Petit_Bourbon. To byli ci, którzy przyszli na "Heraklesa". To rozpalało umysły i wreszcie ludzie ławą runęli do Petit_Bourbon. Każdy chciał przekonać się na własne oczy, co to za figura ten nowo przybyły Molier. Cały ten tłum trafił na "Nikomedesa", którego grano łącznie z "Zakochanym doktorem", i rozeszła się po Paryżu nowa partia zachwyconych naocznych świadków sukcesu. Nawiasem mówiąc, mało kto wspominał o "Nikomedesie", zachwycano się natomiast urodą mademoiselle Duparc i mówiono o tym, że "ten Molier" jest nieopisanie śmieszny, zaś farsa wyborna. Następne partie widzów nie miały już szczęścia. Molier wystawił kolejno trzy sztuki Corneille'a: "Rodogunę, księżniczkę Partów", "Śmierć Pompejusza" i "Cyda". Wówczas widzowie zbuntowali się i na szczęście jakiś zapalczywy paryżanin, który całego nudnego "Pompejusza" przestał w parterze na własnych nogach, cisnął jabłkiem w głowę pana de Moli~ere, który grał Cezara. Ten krewki czyn spowodował, że w głowie dyrektora coś zaświtało i dyrektor zapowiedział "Wartogłowa". Sprawy od razu wzięły inny obrót - sukces był całkowity. Raz jeszcze powraca tutaj istotne zagadnienie powodów, dla których tragedie w wykonaniu Moliera robiły klapę. To znaczy pytanie: czy tak dobrze grali tragedie aktorzy z H~otel de Bourgogne, czy też tak źle grał je Molier? Ani jedno, ani drugie. Chodziło przede wszystkim o to, że Molier grał tragedie w zupełnie inny sposób, niż przyjęto to robić dotychczas. Wśród burgundczyków, jak zresztą w każdym teatrze, byli aktorzy znakomici, jak na przykład pani Deshaies czy pan Floridor, ale byli także i pośledniejsi, i całkiem źli