X


Życie pisze najbardziej oryginalne, najbardziej komiczne, a jednocześnie najbardziej dramatyczne scenariusze.

Drzwiczki otworzy�y si� i na zewn�trz wysiedli Cecil i Freddy. Pan Beebe zdziwi� si�, widz�c ich razem, ale wkr�tce dostrzeg� walizk� le��c� obok wo�nicy. Cecil, w meloniku na g�owie, najwyra�niej opuszcza� Windy Corner; Freddy, w zwyk�ej czapce, odprowadza� go na stacj�. Szybkim krokiem podeszli do pana Beebe'a; pow�z posuwa� si� wolno za nimi, pokonuj�c kolejne zakr�ty. Przywitali si� w milczeniu. - Wyje�d�a pan na kr�tko, panie Vyse? - zapyta� pastor. - Tak - odrzek� Cecil; Freddy odwr�ci� g�ow�. - Jecha�em w�a�nie do was, �eby pokaza� ten cudowny list od przyjaci�ek panny Honeychurch. - Przeczyta� fragment. - Czy� to nie wspania�e? Na pewno pojad� do Konstantynopola. Wpad�y w pu�apk�, z kt�rej nie ma wyj�cia. Jestem przekonany, �e pojad� w podr� dooko�a �wiata. Cecil powiedzia�, �e Lucy b�dzie zaciekawiona i ubawiona. - Jakie to dziwne! W dzisiejszych czasach m�odzi ludzie nie s� romantyczni. Jedyne, co was interesuje, to tenis. Ca�e wasze �ycie toczy si� na trawniku. Panny Alan si� nie poddaj�. Jestem natomiast przekonany, �e pisz�c o wygodnym pensjonacie w Konstantynopolu, marz� o jakiej� odleg�ej, ba�niowej krainie. �aden zwyk�y widok nie zadowoli panien Alan! - Przepraszam, �e przerywam, panie Beebe - rzek� Freddy. - Czy ma pan zapa�ki? - Ja mam - odpar� Cecil, a pastor zauwa�y� ze zdumieniem, �e w jego g�osie, kiedy zwraca� si� do ch�opca, pojawi�a si� jaka� nowa nuta. - Czy pan pozna� panny Alan, panie Vyse? - zapyta�. - Nie. - W takim razie nie mo�e pan doceni� ca�ej tej greckiej eskapady. Nie by�em w Grecji i si� tam nie wybieram. Wydaje mi si�, �e to za du�o jak dla nas. W�ochy zupe�nie wystarcz�, nie s�dzi pan? Jeste�my tylko lud�mi z przedmie�cia. W�ochy s� monumentalne, ale Grecja jest zbyt boska czy diabelska - jak na nasze mo�liwo�ci. Nie, Freddy, nie jestem taki m�dry. Nie ja to wszystko wymy�li�em. I daj mi te zapa�ki, je�li mo�esz. - Zapali� papierosa i m�wi� dalej. - Rzecz w tym, �e je�li ju� koniecznie musimy odbywa� podr�e, to naszym celem powinny pozosta� W�ochy. Mnie na przyk�ad zupe�nie wystarczy sufit Kaplicy Syksty�skiej. To akurat tyle, ile mog� ud�wign��. Parteon, Fidiasz - to ju� za wiele. - Zgadzam si� z panem. Grecja to za wiele jak dla nas - odpar� Cecil i wsiad� do powozu. Freddy wsiad� r�wnie�. Nie ujechali dziesi�ciu jard�w, kiedy wyskoczy� i wr�ci� po zapa�ki Cecila. - To dobrze, �e nie m�wi� pan o niczym wa�nym - rzek� szybko. - Cecil wyje�d�a na dobre. Lucy zerwa�a zar�czyny. - Ale kiedy? - Wczoraj wieczorem. Musz� ju� i��. - Mo�e nie powinienem tam jecha�? - Nie, nie. Wr�cz przeciwnie. Musz� i��. - Dzi�ki Bogu! - westchn�� pastor i z rado�ci� wsiad� na rower. - Te zar�czyny to by�o najwi�ksze g�upstwo, jakie kiedykolwiek zrobi�a. Chwa�a Bogu, chwa�a Bogu! Z lekkim sercem ruszy� w stron� Windy Corner. Nareszcie wszystko wr�ci do normy, kiedy widmo Cecila zosta�o na zawsze przep�dzone z tych stron. W ogrodzie natkn�� si� na Minnie. Z salonu dobiega� Mozart. Pastor waha� si� przez chwilk�, po czym ruszy� w g��b ogrodu. Ujrza� tam ponur� scen�. Pogoda popsu�a si�, silny wiatr po�ama� dalie. Pani Honeychurch z zachmurzon� twarz� usi�owa�a je podwi�za�, a panna Barlett, ubrana niezbyt odpowiednio, nie odst�powa�a jej na krok, oferuj�c pomoc. Nieco dalej Minnie i ma�a s�u��ca sta�y nieruchomo, trzymaj�c dwa ko�ce d�ugiego pasma �yka, kt�rego pani Honeychurch u�ywa�a do podwi�zywania kwiat�w. - Dzie� dobry, panie Beebe! Prosz� zobaczy�, co si� dzieje. Prosz� spojrze� na moje biedne dalie, ta pogoda jest naprawd� nie do wytrzymania! Ziemia jest tak twarda, �e nie spos�b wbi� �adnej podp�rki, a w dodatku Powell pojecha� na stacj� i nie ma nikogo, kto pom�g�by mi podwi�za� kwiaty. Pani Honeychurch by�a najwyra�niej wyprowadzona z r�wnowagi. - Witam, panie Beebe - rzek�a panna Barlett i pos�a�a mu spojrzenie, kt�re wskazywa�o wyra�nie, �e jesienne burze niszcz� czasem co� wi�cej opr�cz kwiat�w. - Lennie, podaj mi �yko - zawo�a�a pani Honeychurch. Dziecko, nie wiedz�c o co chodzi, zamar�o, przestraszone jej ostrym tonem. Minnie podesz�a do niego szepcz�c, �e dzisiaj wszyscy s� w z�ym humorze. - Chod�, p�jdziemy na spacer - powiedzia�. - Ju� i tak dosy� sprawi�a� k�opotu. Pani Honeychurch, przyszed�em zupe�nie bez powodu. Zabior� Minnie na herbat� do gospody "Pod Ulem", je�li pani pozwoli. - Och... dobrze, panie Beebe. Nie, Charlotto, nie dawaj mi no�yczek, kiedy mam zaj�te obie r�ce. Pan Beebe, kt�ry by� mistrzem w roz�adowywaniu trudnych sytuacji, zaproponowa�, by panna Barlett dotrzyma�a towarzystwa jemu i Minnie. - Tak, Charlotto, nie jeste� mi tu potrzebna - powiedzia�a pani Honeychurch. - Nie ma ju� nic do zrobienia, ani w domu, ani w ogrodzie. Panna Barlett jeszcze raz wyrazi�a ch�� pomocy, po czym, kiedy wygl�da�o na to, �e zostanie w ogrodzie, niespodziewanie i ku rozpaczy Minnie przyj�a zaproszenie. - Co za okropne spustoszenie - powiedzia� pan Beebe. - Zawsze tak si� dzieje, kiedy to, co ros�o przez wiele miesi�cy, zostaje zniszczone w ci�gu jednej chwili. - Czy panna Honeychurch p�jdzie z nami? - Lepiej zostawi� j� samej sobie. - Panna Honeychurch sp�ni�a si� dzi� na �niadanie - wyja�ni�a Minnie szeptem. - Pan Floyd i pan Vyse wyjechali, a Freddy powiedzia�, �e dzi� nie b�dzie si� ze mn� bawi�. Naprawd�, wujku Arturze, ten dom jest dzi� zupe�nie inny ni� wczoraj. - Nie b�d� g�uptasem - odpar� wujek Artur. - Id� i za�� buty. Wszed� do salonu, gdzie Lucy nadal uparcie �wiczy�a Mozarta. Kiedy si� zbli�y�, przerwa�a. - Dzie� dobry. Panna Barlett, Minnie i ja idziemy na herbat�. Czy przy��czy si� pani do nas? - Chyba nie, dzi�kuj� - odpar�a i znowu zacz�a gra�. - Jakie pi�kne s� te sonaty - powiedzia�, cho� w g��bi duszy uwa�a� je za przeci�tne. Lucy zrezygnowa�a z Mozarta i zacz�a gra� Schumanna. - Panno Honeychurch! - Tak? - Spotka�em ich po drodze. Pani brat mi powiedzia�. - Doprawdy? - powiedzia�a z irytacj�. Pan Beebe drgn�� ura�ony; s�dzi�, �e si� ucieszy, maj�c w nim powiernika. - Nie musz� m�wi�, �e nikt opr�cz mnie... - Matka, Charlotta, Freddy, Cecil, pan... - odrzek�a Lucy, wygrywaj�c nut� przy ka�dym imieniu. - Je�li wolno mi co� powiedzie�, panno Honeychurch, to uwa�am, �e post�pi�a pani s�usznie. - My�la�am, �e wszyscy b�d� tego zdania, tymczasem jest inaczej. - Panna Barlett uwa�a to za niem�dre, z tego, co uda�o mi si� zauwa�y�. - Mama te�. Jest bardzo niezadowolona. - Tak mi przykro - powiedzia� pan Beebe szczerze